Po drugiej stronie Instagrama. Syf pod płaszczykiem luksusu
Widziałem wystawne życie, które moja znajoma pokazywała w sieci. Zazdrościłem jej egzotycznych wakacji i ubrań z ekskluzywnych butików. Później dowiedziałem się, że za wyjazd na Seszele bierze od swojego klienta 15 tysięcy złotych.
Media w całym kraju opisują kulisty tzw. "afery dubajskiej". Ludzie czekają na nazwiska dziewczyn, które oferowały swoje ciało w zamian za pieniądze i kosztowne prezenty. Wydawałoby się, że nad najstarszym zawodem świata nie ma się co rozwodzić. Jednak sprawa budzi ogromne emocje ponieważ swoje usługi miały oferować panie znane ze stołecznych ścianek, uchodzące za celebrytki. Póki co tajemnicą poliszynela jest, które z piękności decydowały się lukratywne wyjazdy i z czasem będziemy pewnie dowiadywać się o kolejnych szczegółach afery. Jednak sprawa zatacza szersze koło. Bogaci faceci szukają dziewczyn nie tylko na wspomnianych w książce "Dziewczyny z Dubaju" Piotra Krysiaka konkursach Miss. Największą agencją towarzyską jest obecnie Instagram.
Od dłuższego śledzę na wspomnianym wyżej portalu społecznościowym dziewczynę, która zachwyca swoją urodą. Poznałem ją kilka lat temu przez znajomych, którzy współpracowali z nią przy sesjach zdjęciowych. Mijałem ją niejednokrotnie w modnych knajpach i zawsze była z innym modelem torebki za kilka tysięcy złotych. Za każdym razem gdy patrzyłem na jej instagramowe konto byłem pełen podziwu. Zdjęcia z wystawnych restauracji w Cannes, St. Moritz, Paryżu czy na Seszelach. Byłem przekonany, że zarabia na modelingu prawdziwe krocie. Jak ogromne było moje zdziwienie, gdy dowiedziałem się, że pozowanie do profesjonalnych zdjęć było jedynie epizodem w jej karierze.
Z dobrego źródła dowiedziałem się, że koleżanka za wyjazd na bajeczne Seszele inkasuje 15 tys. zł., a gdy sama nie może jechać na sponsorowaną przez klienta podróż, poleca jedną ze swoich "nieco brzydszych”" koleżanek z Ukrainy, za co ponoć pobiera procent. Muszę przyznać, że zadziwiła mnie taka "przedsiębiorczość" u zaledwie 21-latki. To ona namierza potencjalnych klientów, głównie w Rosji i pisze do nich na Instagramie. Tym samym klient ma wgląd w jej obszerne portfolio. Nie zobaczycie na jej profilu zdjęcia z żadną inną pięknością. Konkurencja w branży jest duża. Poza tym moja znajoma nie chce, by któryś ze sponsorów zaczął wypisywać do jej koleżanek niewtajemniczonych w cały proceder. Kilka miesięcy temu ogłosiła na swoim profilu, że znika odpocząć w Szwajcarii i odcina się od mediów społecznościowych. Wiem, że miała wtedy załamanie nerwowe i przez tygodnie przebywała w domu rodzinnym na Podkarpaciu. Wszystko dlatego, że przytyła kilka kilo i wypadła z gry. Nie zamierzała jednak obniżać stawki. Od niedawna znów jest aktywna w sieci. Wygląda jak top modelka. Pochwaliła się wyjazdem do Mediolanu.
Ja i kilkadziesiąt tysięcy osób obserwujemy jej wystawne życie. Zyskała już sporą popularność w sieci, chętnie promuje różne produkty, zdradza sekrety urody. Nigdy jednak nie mówi o tym, jaką cenę płaci za nieustanne wakacje i kto robi jej zdjęcia w pięciogwiazdkowych hotelach. I choć to oczywiste, że każdy z nas koloryzuje swoje życie w sieci, to łatwo popaść w kompleksy patrząc na kogoś, kto wyłącznie popija prosecco i pływa z delfinami, nie trudniąc się przy tym żadną pracą. Więc jeżeli kiedyś zadacie sobie jeszcze pytanie "Co jest nie tak z moim życiem?", przeglądając media społecznościowe, dobrze się zastanówcie. Pod płaszczykiem luksusu często jest niewyobrażalny syf, na którego już nie sposób nałożyć instagramowego filtra. Ilu z nas chciałoby żyć tym życiem, zdając sobie sprawę ze wszystkich jego aspektów? To już nie brzmi tak kusząco. Informacji o tym nie znajdziecie jednak w hasztagu pod zdjęciem. Nikt nie napisze o kolejnym załamaniu nerwowym lub smutnej utracie godności. To już nie jest sexy.