Pogrzeb Franciszka Pieczki. Przemawiał prezydent Andrzej Duda
Franciszek Pieczka zmarł 23 września w wieku 94 lat. Wielki aktor został pochowany w Aleksandrowie. Msza święta została odprawiona w kościele pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Warszawie Falenicy.
Franciszek Pieczka nie został pochowany na Powązkach, jak wielu innych wielkich Polaków, tylko w Aleksandrowie. Msza święta została odprawiona w Falenicy, w której mieszkał przez ponad 50 lat. Uroczystości pogrzebowe rozpoczęły się w kościele pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa. Po nabożeństwie nastąpiło odprowadzenie zmarłego na cmentarz w podwarszawskim Aleksandrowie. Na trumnie złożono wieniec z białymi i czerwonymi różami od prezydenta Polski, który był obecny w kościele.
Przy księdze kondolencyjnej położono kartki ze zdjęciem Franciszka Pieczki i modlitwą w intencji aktora:
"Dziś moją duszę w ręce Twe powierzam mój Stworzycielu i najlepszy Ojcze. Do domu wracam, jak strudzony pielgrzym, a Ty z miłością przyjmij mnie z powrotem. Tułaczka moja dobiegła kresu, dla moich oczu słońce ziemi zgasło. W Tobie mój Panie znajdę pokój wieczny. Ty będziesz dla mnie niegasnącym światłem. Amen."
Jak informował reporter "Super Expressu", przed kościołem zebrały się tak wielkie tłumy, że nie sposób wejść do środka. Wszyscy chcieli pożegnać wielkiego aktora. Ksiądz podczas nabożeństwa powiedział o Pieczce: - Połączył się z żoną, z którą niedane mu było świętować jubileuszu 50-lecia małżeństwa.
- Wspaniały i wielki człowiek, którego żegnamy dzisiaj tutaj w Falenicy, wierzymy, że przeszedł do lepszego życia, pięknego i niezwykłego - powiedział o aktorze prezydent Duda w swoim przemówieniu.
"Super Express" podaje, że głos w imieniu rodziny zabrała wnuczka Pieczki. Poruszona nastolatka powiedziała: - Mogłabym mówić godzinami o tym, jak wielkim był aktorem, ale dla mnie był po prostu dziadkiem. Dziadkiem, który z nami mieszkał, który nam codziennie na śniadanie robił herbatę z miodem. Budził nas codziennie, odwoził nas do szkoły i odbierał. A gdy byliśmy mali, zawsze przychodziliśmy do jego pokoju oglądać bajki i podjadać słodycze, które trzymał zawsze na szafie.
Franciszek Pieczka był jednym z najbardziej lubianych polskich aktorów i cieszył się niesłabnącą sympatią publiczności. Widzowie pokochali go zwłaszcza za rolę Gustlika w kultowym serialu "Czterej pancerni i pies", ale Franciszek Pieczka nigdy nie spoczął na laurach. Zawsze powtarzał, że te najważniejsze role są jeszcze przed nim.
Na ekranie zadebiutował w 1954 roku, w roli epizodycznej, w "Pokoleniu" Andrzeja Wajdy.
- Razem w Wieśkiem Gołasem graliśmy patrol niemiecki w Warszawie. Mieliśmy za zadanie... sikać pod latarnią – wspominał z rozrzewnieniem w wywiadzie dla "Gościa Niedzielnego" - Wywiązaliśmy się z tego znakomicie. Jeszcze przed kręceniem filmu, ubrani w hełmy i niemieckie mundury, czekaliśmy w nysce. Obok nas przechodziło dwóch zawianych warszawiaków. Jeden z nich patrzy zdziwiony i mówi: "Patrz, Józik, znowu są". No i próbowali nam dołożyć.
Dopiero po kilku latach doceniono jego ekranowy potencjał i Pieczka zaczął pojawiać się nawet w kilku filmach rocznie.
Chyba największą popularność przyniosła mu rola Gustlika w serialu "Czterej pancerni i pies", ale Pieczka podkreślał, że nie był to wcale najważniejszy występ w jego karierze.
- Kiedy wszedłem w serial, byłem już w pełni ukształtowanym aktorem – mówił w "Gazecie Wyborczej".
Zapewniał również, że "Pancerni" go nie zaszufladkowali i sława, jaką zdobył dzięki serialowi, wcale mu jakoś nie ciążyła.
- Ani osobiście, ani w sensie aktorskiego warsztatu. Ja już w wieku 29 lat grałem w teatrze nawet starców. Po Gustliku zagrałem mnóstwo postaci, które z temperamentem i osobowością Gustlika nie miały nic wspólnego – mówił. - Ale dzieci na ulicy długo wołały: "Gustlik, Gustlik".