Dwie różne wersje - która jest prawdziwa?
Agnieszka Wróblewska kupiła mieszkanie za pieniądze, które otrzymała w ramach odszkodowania po wieloletniej batalii sądowej ze szpitalem. W wyniku źle odebranego porodu jej syn jest niepełnosprawny. W październiku 2015 Magdalena Rzemek-Urbanowicz wynajęła na czas nieokreślony ten lokal i wprowadziła się tam z mężem i córką. Wszystko układało się rewelacyjnie, dopóki pani Agnieszka nie poinformowała najemców o zamiarze sprzedania mieszkania. W tym jednym obie panie się zgadzają, dalej natomiast mają dwie różne wersje.
Wróblewska twierdzi, że wręczyła najemcom pisemne wypowiedzenie umowy z 30-dniowym okresem na przeprowadzkę. Podobno Rzemek-Urbanowicz odmówiła podpisania dokumentu i wygoniła kobietę z mieszkania. "Fakt" przytacza również treść smsa, jakiego pani Agnieszka otrzymała od lokatorki:
"Pani Agnieszko, nie wyobrażam sobie w najgorszych snach, by matka matce z rodziną dała 30 dni na wyprowadzenie się z powodu sprzedaży. Przed Wigilią 3 dni zgotowała pani nam piekło, ja popłakałam się, syn płakał, bo mama płacze, żal ściska, za chwilę miało być pieczenie ciasteczek, dzisiaj ustroimy pięknie mieszkanie, ale już nic nie jest kolorowe. Brak mi słów. Od dziś szukamy mieszkania".
Co wydarzyło się dalej?