"Priscilla, Królowa Pustyni" we Wrocławiu. Eksplozja tęczy i Kylie Minouge na Jasnej Górze [RECENZJA]
Najnowsza premiera Teatru Muzycznego Capitol we Wrocławiu prowokuje, ale też nieźle bawi. Musical o dwóch draq queens i kobiecie trans oprawiony w muzyczne hity m.in. Tiny Turner czy Elvisa Presleya był wyzwaniem dla realizatorów, teraz będzie dla widzów.
Teatr w Polsce, mimo pandemii, inflacji i prób cenzury ma się doskonale. Na krajowych scenach powstają spektakle lepsze i gorsze, grzeczne i prowokacyjne. Teatr – jak to się mówi – wtrąca się. Komentuje życie społeczne, sytuację polityczną czy rozlicza Kościół z błędów. Teatr muzyczny w naszym kraju nie pozostaje w tyle. Nie tylko w Warszawie powstają coraz ciekawsze i lepiej dopracowane musicale autorskie oraz realizacje licencyjnych hitów z West Endu i Broadwayu.
Wrocławski Capitol - flagową scenę Dolnego Śląska wyróżnia nie tylko imponująca wyremontowana siedziba, ale też ciekawy repertuar. Zamiast światowych hitów musicalowych jak np.: "Les Miserables", "Upiór w operze", "Koty", w repertuarze znajdują się m.in.: "Mistrz i Małgorzata", "Makbet", "Lazarus" czy "Mock. Czarna burleska".
Wałbrzych, Nowa Ruda i Tokarczuk
Sezon 2022/2023 scena przy Piłsudskiego we Wrocławiu otworzyła musicalem "Priscilla, Królowa Pustyni". Ten tytuł po raz pierwszy pojawia się na polskich deskach, wielu może go kojarzyć z obsypanego nagrodami filmu Stephana Elliotta z 1994 roku. Musicalowa wersja historii trzech bohaterek podróżujących po bezdrożach busem "Priscilla" – dwóch draq queens i kobiety trans pokazywana była na całym świecie. Na West Endzie i Broadwayu tytuł nie osiągnął spektakularnego sukcesu, pokazywany był w Londynie w latach 2009-2011, a w Nowym Jorku w latach 2011-2012. Niemniej wciąż teatry w różnych miejscach świata sięgają po tę historię.
We Wrocławiu musical Stephana Elliotta i Allana Scotta wyreżyserował Cezary Tomaszewski. Zadanie ułatwiło mu pozyskanie przez teatr licencji non-replica, co pozwoliło na przeniesienie historii z Australii na Dolny Śląsk (mamy więc Wałbrzych, Nową Rudę czy Tokarczuk), zastąpienie busa imponującą "tańczącą" peruką wypełniającą dużą scenę Capitolu (świetnie wymyślona scenografia i kostiumy Aleksandry Wasilkowskiej uzupełnione światłami w reżyserii Jędrzeja Jęcikowskiego) i pokazanie nowej choreografii (Barbara Olech).
Siłą wrocławskiej "Priscilli, Królowej Pustyni" są kreacje aktorskie. Nie ma tu słabych punktów, a na wyżyny profesjonalizmu wznoszą się główni bohaterowie: Tick (Mitzi) – Michał Zborowski, Bernadette – porywająca Justyna Szafran, Adam (Felicia) – Rafał Derkacz i Bob – Tomasz Leszczyński.
Hit za hitem
Na tę prawie trzygodzinną opowieść muzyczną składa się cały wachlarz przebojów. Od "It’s Raining Men", poprzez "Go West", "True Colors", "I Will Survive", "Girls Just Want To Have Fun", aż po "Always On My Mind". Nie brakuje też fragmentów hitów Kylie Minouge czy oberka "Kożuszarz". Hity z dużą werwą prezentuje orkiestra na żywo prowadzona przez Adama Skrzypka. Głównych bohaterów wspierają trzy Divy (mocne wokale Justyny Woźniak, Ewy Szlempo-Kruszyńskiej i Małgorzaty Walendy).
Tu dochodzimy do moim zdaniem najsłabszego punktu wrocławskiego przedstawienia. Nieźle przetłumaczone i przeniesione z Australii na Dolny Śląsk libretto autorstwa Konrada Sierzputowskiego przeplatają hity śpiewane po angielsku. W efekcie osłabiony jest przekaz dobranych (nie przez przypadek przecież) piosenek Tiny Turner, Glorii Gaynor czy Kylie Minogue, a akcja rozjeżdża się. I nie czepiam się nawet jakości języka angielskiego, bo nad tą wrocławski zespół ciężko pracował. Chodzi bardziej o brak spójności.
Historia polskich realizacji pokazuje, że tłumaczenie zachodnich hitów na język polski może przynieść ogromny sukces, czego przykładem jest m.in. musical "Mamma Mia!" Teatru Muzycznego Roma, gdzie hity Abby zostały przełożone na ojczysty język. We Wrocławiu tego zabrakło, szkoda.
Musical nie dla ministra
"Priscilla, Królowa Pustyni" to jednak mądrze wymyślone i świetnie zrealizowane przedstawienie. O ile przed premierą przygotowania były wyzwaniem dla twórców, to teraz widowisko staje się wyzwaniem dla widzów. Trzeba bowiem otworzyć się na wulgarną, obrazoburczą i grillującą wady polskiego społeczeństwa inscenizację.
Musical, który teatr rekomenduje dla osób powyżej 16. roku życia, a w którym jedną z ról gra dziecko. Musical, który zachwyci wykonami znanych hitów i zniesmaczy tańczącym ołtarzem na Jasnej Górze. Musical, który nigdy by nie powstał, gdyby w Polsce nie było wolności słowa, i który na pewno oburzyłby/oburzy ministra Glińskiego. I w końcu musical, który jest eksplozją tęczy, manifestem LGBT+ i walką o różnorodną Polskę.
Ocena spektaklu: *****/******
Jakub Panek, dziennikarz i wydawca Wirtualnej Polski