Roman Kłosowski do końca walczył o normalność. Po jego śmierci ukazał się przykry wywiad
Kiedy umarł dokładnie rok temu, cała Polska pogrążyła się w żałobie. To nie przesada. Roman Kłosowski był jednym z najbardziej lubianych i cenionych aktorów. Miesiąc po jego śmierci okazało się, że zmagał się z przykrą sytuacją rodzinną.
Nieuk o nikczemnej posturze
Jak sam wspominał, absolutnie nic nie wskazywało, że tak daleko zajdzie.
- Uczyłem się słabo, z przedmiotów ścisłych miałem dwóje. Wagarowałem, bywałem arogancki, paliłem papierosy. Byłem okropny. Nie ma czym się chwalić - zwierzał się kilkanaście lat temu w "Przeglądzie".
Wszystko zmieniło się za sprawą literatury. A konkretnie autora "Trylogii".
- Kiedyś nauczycielka zadała mi za karę lekturę Sienkiewicza. Czytałem tom za tomem i odkryłem, że to mnie uspokaja. Jestem żywym przykładem na to, że teatr i literatura pełnią rolę wychowawczą - przekonywał.
Jedynym logicznym krokiem były studia na warszawskiej PWST. Roman Kłosowski zdał egzaminy, choć nie było lekko.
- Aleksander Zelwerowicz (legendarny aktor i wykładowca - przyp. red.) powiedział mi, że jestem postacią historyczną, bo po raz pierwszy w dziejach tej szkoły dostał się do niej człowiek o tak nikczemnej posturze - mówił Kłosowski.
Dopiero później upowszechniło się przyjmowanie na studia aktorskie ludzi "bez warunków".
ZOBACZ TEŻ: Andrzej Kopiczyński: inne role 40-latka
Komik z przypadku
Choć dziś kojarzony jest przede wszystkim dzięki swojej vis comice, Roman Kłosowski całe życie podkreślał, że jest aktorem dramatycznym.
- Moją komediowość odkryła publiczność. Grałem bardzo serio, a ludzie pękali ze śmiechu. Trochę mnie to peszyło, ale uprzytomniło, że mam w sobie coś zabawnego - wspominał na łamach "Tele Tygodnia".
Studia aktorskie ukończył w 1953 r. i od razu zadebiutował na szklanym ekranie. I to u samego Kawalerowicza w "Celulozie". Rola była nieduża, ale to wystarczyło, żeby Kłosowskiego zauważono.
W kolejnych latach zagrał w największych klasykach polskiego kina, m.in. "Eroice" (1957) Andrzeja Munka, "Ewa chce spać" (1957) Tadeusza Chmielewskiego, "Pętli" (1957) Wojciecha Jerzego Hasa czy przekultowej "Hydrozagadce" (1970) Andrzeja Kondratiuka.
Jednak największe uznanie i nieśmiertelność przyszły z propozycją zagrania w serialu Jerzego Gruzy.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Przyłożyć za Maliniaka
W "Czterdziestolatku" Kłosowski wcielił się w Romana Maliniaka, wścibskiego technika, którego jak ognia unika tytułowy bohater, czyli inż. Stefan Karwowski (zmarły w 2016 r. Andrzej Kopiczyński).
Choć była to rola drugoplanowa, Kłosowski przyćmił całą obsadę i stał twarzą serialu. Jednak do nie końca był zadowolony z tej popularności.
- Wołano za mną na ulicy: "Maliniak, Maliniak!". W sklepie słyszałem: "Dzień dobry, panie Maliniak". Był czas, że to nazwisko doprowadzało mnie do szewskiej pasji. Bałem się, że kiedyś komuś przyłożę za tego Maliniaka - zwierzał się w jednym z wywiadów.
Jednak 20 lat później ponownie wcielił się w komicznego natręta. Tym razem już zamożnego dostojnika państwowego.
Uwaga! Alkomat idzie
W jego życiu prywatnym próżno było szukać skandali. Przez 60 lat był wiernym mężem Krystyny, której powiedział "tak" w 1955 r.
- Ona była dla mnie miłością, mądrością, cierpliwością, za którą jestem jej bardzo wdzięczny. Jestem cholerykiem. Wiem, że nie zawsze stroniłem od wódki. Ale żona skutecznie mnie pilnowała - wspominał.
To ona pomagała mu w najtrudniejszych chwilach i była jego pierwszym recenzentem.
Jego podporządkowanie żonie zauważyły też wnuki aktora. Krystyna układała życie rodzinne, a Kłosowskiemu taki układ bardzo odpowiadał.
- Jak szli razem na spacer na działkę, to sąsiedzi mówili, że idzie Kłosowski z alkomatem. Babcia była siłą przewodnią w domu. Ona ustalała wszelkie wyjazdy, rzeczy, które należało kupić, załatwić. A on się podporządkowywał. Myślę, że taka rola mu zawsze pasowała. Pewnie trochę z wygodnictwa, a trochę z tego, że babcia lepiej to robiła - mówił wnuk Jan Kłosowski.
Żona Romana Kłosowskiego odeszła w 2013 r. Od tego momentu było tylko gorzej.
Do końca walczył o normalność
Jeszcze za życia ukochanej żony Kłosowski zaczął tracić wzrok. W ostatnich latach to Krystyna uczyła go ról, bo on sam nie był w stanie już czytać.
Po jej śmierci sam musiał mierzyć się z trudami codzienności.
- Jestem ślepy. Ale na co dzień jakoś sobie daję radę. Próbuję sobie radzić - mówił "Faktowi".
Mimo choroby wciąż grał, bywał, cierpliwie rozmawiał z fanami, którzy nigdy nie mieli problemu z podejściem do niego na ulicy.
Kilka lat temu w mediach zaczęły pojawiać niepokojące plotki. Tuż po tym, jak zmarła sąsiadka, która opiekowała się Kłosowski, najbliżsi postanowili umieścić go w domu opieki.
Długo się opierał, nawet skarżył się na sytuację w tabloidach, ale w końcu dał za wygraną. Aktor zamieszkał w ośrodku pod Łodzią, aby być bliżej rodziny.
- Teraz częściej mnie odwiedzają. Jest mi tu bardzo dobrze, dbają o mnie, mam rehabilitację. Bardzo mi się tu podoba. Wszyscy są tutaj bardzo serdeczni- zapewniał w kwietniu ub. czytelników "Super Expressu".
Tam też zmarł w 11 czerwca 2018 r. Powodem śmierci było ostre zapalenie płuc. Mimo starań lekarzy, nie udało się go uratować.
Tydzień później urna z jego prochami spoczęła w Alei Zasłużonych na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach. Zgodnie z decyzją Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego aktor został pożegnany z najwyższymi honorami. Na pogrzebie pojawiły się tłumy.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Przykry sekret
Miesiąc po śmierci Kłosowskiego wywiadu udzieliła Teresa Lipowska. Jego największa przyjaciółka i powierniczka. Aktorka zdradziła jego przykry sekret.
Okazuje się, że Kłosowski, uwielbiany i rozpoznawalny, miał kiepskie relację z najbliższymi. Sytuacji nie zmieniła nawet jego choroba.
- Miał nie najlepsze relacje z rodziną. Najbliżej był ze swoim wnukiem Jankiem, który w tym ostatnim, bardzo trudnym czasie, zadbał o najlepszy szpital i codziennie tam był przed pracą - wyznała Lipowska.
Choć w pobliżu mieszkał jego syn z rodziną, aktor w ostatnich miesiącach życia zrezygnował z ich pomocy.
Aktorka towarzyszyła też Kłosowskiemu w ostatnich chwilach.
- W niedzielne południe głaskałam go po ręku. Był już bardzo słaby, z bardzo marnym kontaktem. Ale wiem, iż wiedział, że jestem obok niego.