Romuald Lipko występował mimo cierpienia. "Na scenie nic mnie nie zaboli"
Romuald Lipko ostatnie miesiące spędził na walce z rakiem. Cierpiał, ale nie wyobrażał sobie oglądania występów Budki Suflera spod sceny. Grając z przyjaciółmi odpędzał "czarne myśli i ból".
Romuald Lipko, lider Budki Suflera, zmarł na raka w czwartek, 6 lutego, w wieku 69 lat. Śmiertelną diagnozę usłyszał przed wakacjami 2019 r. i mimo cierpienia nie zrezygnował z występów. Jesienią koncertował z Budką Suflera, a za mikrofonem stanęła m.in. Izabela Trojanowska, która widziała pozytywny wpływ wyczerpujących występów na chorego muzyka.
Obejrzyj: Romuald Lipko nie żyje. Włodzimierz Czarzasty: pozostanie w sercu na zawsze
– Podczas tej trasy wiedzieliśmy już, że jest chory. Widziałam, jak wiele te koncerty mu dają. Nie robił wtedy wrażenia chorego. Adrenalina i przyjemność występowania sprawiały, że czuł się dobrze – powiedziała Trojanowska "Super Expressowi".
Tomasz Zeliszewski, perkusista Budki Suflera, dodał w rozmowie z WP, że Lipko "wdrapywał się powoli na scenę (…), ale jak się już wdrapał za te klawisze, syntezatory, jak usłyszał tych kilka tysięcy ludzi, jak poczuł znów to ciśnienie, to nic go nie bolało. Na trzy godziny przenosił się do innego świata. To był jego azyl".
– On mi powiedział: Tomuś, ku..., a co ja mam siedzieć w garderobie, jak wy będziecie na scenie? Czy może mam w domu leżeć? Będzie mnie wszystko bolało. A tak wyjdę na scenę, to przez trzy godziny nic mnie nie zaboli – wspomina Zeliszewski.
- Będę zmęczony, ale posłucham sobie, jak ludzie śpiewają nasze piosenki. My ze sceny napierdzielamy tak, że powietrze drży. No coś pięknego! A tak co? Czarne myśli i ból? – mówił przyjacielowi Lipko.