Rosie O'Donnell tłumaczy się z wpisu o synu Trumpa
Rosie O'Donnell próbuje załagodzić aferę, jaka się rozpętała pod jej postem na Twitterze na temat 10-letniego syna Donalda Trumpa.
O'Donnell znalazła się pod ostrzałem krytyki fanów po tym, jak zamieściła na Twitterze post, w którym zamieściła filmik z Baronem Trumpem. FIlmik sugerował, że syn prezydenta prawdopodobnie zmaga się z autyzmem. Aktorka opisała go słowami "Barrron Trump autystykiem? Skoro tak, sprawia to niesamowitą okazja, żeby zwrócić uwagę na epidemię autyzmu". Jej fani błyskawicznie zareagowali, ale nie tak, jakby się tego spodziewała. Internauci wytknęli O'Donnell, że w tym przypadku niepotrzebnie zwraca na chłopca tak dużą uwagę mediów.
Ona z kolei broniła się przed krytyką. Stwierdziła, że post był powodem do dyskusji, bo w zachowaniu Barrona Trumpa na filmiku, zarówno ona, jak i ci, którzy wychowują dzieci z autyzmem, zauważyli znajome objawy. Okazało się jednak, że jej tłumaczenie się nie wystarczyło. Komediowa artystka wystosowała więc oświadczenie z przeprosinami, w którym napisała, że "nie życzy dzieciom prezydenta żadnej choroby".
- Kiedy zobaczyłam to wideo z Barronem, potraktowałam je jako informacyjne i edukacyjne - napisała. Przyznała, że symptomy autyzmu są trudne do zrozumienia, a na takim przykładzie byłoby łatwiej o nich dyskutować, gdyby były prawdziwe. Dodała, iż niezależnie od tego, jak bardzo różne są jej pogląd od poglądów Trumpa, nie miała zamiaru wszczynać konfliktu między nimi, ale nagłośnić problem autyzmu, który wyjątkowo ją porusza. - Nie życzę niczego złego jego dzieciom, ani żadnym dzieciom. Ci, którzy mnie znają, powinni to wiedzieć - przytoczył jej wypowiedź portal radaronline.com.