Ryszard Riedel zmarł 25 lat temu. Drugiego takiego wokalisty nie będzie
Był skazany na sukces. Żył jak prawdziwa gwiazda rocka
Ryszard Riedel, lider zespołu Dżem, zmarł dokładnie 25 lat temu. Jest uznawany za ikonę polskiego rocka i bluesa po dziś dzień. Nikogo nie udawał, był prawdziwy. Ludzie go uwielbiali. Mimo świetnej kariery miewał gorsze momenty w swoim krótkim życiu.
Samouk, któremu bardzo zależało na zespole
Ryszard Riedel urodził się 7 września 1956 roku w Chorzowie. Swoją edukację zakończył na 7 klasie szkoły podstawowej. Nigdy nie pobierał lekcji śpiewu, był samoukiem. Do zespołu Dżem trafił jako nastolatek. Przez całą karierę za wszelką cenę nie chciał dopuścić do rozpadu grupy, ani też z niej odchodzić. Miał propozycję dołączenia do zespołu Kombi, ale ją odrzucił.
Prawdziwy talent i charyzma
Talent Riedla był niepodważalny. Dla wielu fanów to najważniejszy artysta swoich czasów. Uznawano go za bardzo oryginalną i charyzmatyczną osobę. - Rysiek generalnie był bardzo wesołym człowiekiem. Miał specyficzną naturę i takież poczucie humoru. Przez pół dnia potrafił nic nie mówić, ale kiedy nagle się odzywał, można było boki zrywać albo nawet wylądować pod stołem. Miał dryg do dobrych żartów, trafnych powiedzonek czy dziwacznych sformułowań - mówił Tadeusz Szczepański, przyjaciel.
Urzekał ludzi swoją prawdziwością
Piosenkarza cechowały też skromność i prostolinijność, ale potrafił powiedzieć coś prosto z mostu. - Ludzie nie lubią, jak ich się robi w balona, a rock polega na szczerości, na tym, że wychodzi na scenę facet i ryczy, co mu tam na sercu leży - opowiadał. Jego teksty miały charakter biograficzny. Śpiewał je bardzo ekspresyjnym i emocjonalnym głosem.
Heroina kością niezgody i źródłem problemów
Magazyn “Rolling Stone” określił muzyka jako “ostatniego hippisa naszych czasów”, ponieważ prowadzony przez niego tryb życia był zdominowany przez heroinę. Po raz pierwszy sięgnął po nią pod koniec lat 70. Narkotyki często były powodem spięć na linii Riedel - reszta Dżemu. Potrafił opuszczać próby nagrań, nie pojawiał się na koncertach.
Riedel kilka razy wylądował na odwyku, jednak za każdym razem sięgał ponownie po narkotyki. Po raz ostatni leczył się w 1994 roku, ale nie było żadnych efektów. Wiosną tego samego roku został odcięty od rodziny i znajomych, zapadł w amnezję. W maju został tymczasowo zawieszony przez grupę. Jako przyczynę członkowie zespołu w jednym z wywiadów radiowych podali niemożność dalszej współpracy i ciągłego dostosowywania występów do niedomagającego Riedla. Ostatecznie usunięto go z Dżemu 13 lipca.
Najsmutniejszy dzień w historii polskiego rocka
Ryszard Riedel zmarł 30 lipca 1994 roku w wieku 37 lat już jako były wokalista zespołu Dżem. Przyczyną zgonu była niewydolność serca. Organizm miał niemal całkowicie wyniszczony narkotykami. Kilkanaście godzin przed śmiercią próbował uciec ze szpitala, jednak został zatrzymany przez strażnika. Na jego nagrobku wyryto napis “W życiu piękne są tylko chwile…” z utworu “Naiwne pytania”.
Do grobu złożono go ubranego w obcisłe dżinsy, buty kowbojskie i kapelusz - tak pamiętali go fani z koncertów.
Pamięć o nim będzie wieczna
Riedel nagrał z Dżemem wiele kultowych utworów polskiego rocka, m.in. "Wehikuł czasu" (w 2018 zagrany przez Metallikę na koncercie w Krakowie), "Modlitwa III - pozwól mi..., "Listy do M.", "Whisky", "Autsajder" czy "Mała aleja róz".
W 2004 roku powstał film dokumentalny o jego życiu "Się macie, ludzie!". Rok później nakręcono film fabularny "Skazany na bluesa". Główną rolę zagrał Tomasz Kot.
Bez wątpienie Dżem z Riedlem w składzie był, jest i będzie ikoniczny. Kapela gra do dzisiaj, w radiostacjach często puszczane są kultowe piosenki zespołu. Fani do dzisiaj wspominają koncerty grupy. Taki fenomen trudno będzie powtórzyć. - Odczuwamy powszechną tęsknotę za ideałami, które Rysiek wyznawał. Bo przecież ideały te nosimy w sercu wszyscy, ale niewielu z nas decyduje się naprawdę za nimi podążać. Dlatego tak wzdychamy do Riedla - uważa Marek Twaróg, śląski dziennikarz.
"Wspaniali ludzie nie powrócą, nie powrócą już..."