Seksowne oblicze satanizmu. Rozmawiamy z liderem zespołu Ghost
Tobias Forge, założyciel zespołu Ghost, dopiero od niedawna rozmawia z prasą bez zapewniającej mu anonimowość maski. Przez lata publicznie pokazywał się bowiem jedynie jako Papa Emeritus, diabelski kapłan, którego celem było uwolnienie świata od opresji rządu i religii. Teraz, pozostając wiernym swemu zamiarowi, występuje pod pseudonimem Cardinal Copia.
Bartek Czartoryski: Gracie koncerty praktycznie nieprzerwanie od roku. Zmęczony?
Tobias Forge: O tak, i już czuję, że kiedy 20 grudnia nareszcie pojadę do domu, padnę trupem.
Zagraliście w Spodku, a to niemalże ikoniczne dla nas miejsce. Tu swoje pierwsze polskie koncerty dała chociażby Metallika, z którą niedawno dzieliliście scenę.
Cieszę się niezmiernie, że tutaj zagraliśmy. Do tej pory jeździliśmy do warszawskiej Stodoły, gdzie graliśmy bodajże trzykrotnie i zawsze myślałem, że to cholernie niesprawiedliwe dla polskiej publiczności, bo dostawała mniejszy spektakl, niż wszyscy inni. A teraz, nareszcie, mogliśmy zaprezentować nasz cały arsenał, ze wszystkimi efektami, pirotechniką i tak dalej.
Polska to, jakby nie było, konserwatywny i katolicki kraj, a Ghost zawsze występował przeciwko zorganizowanej religii. Nie czujesz się przez to jak na wrogim terytorium?
Nie, bynajmniej, nigdy nie doświadczyliśmy żadnego przejawu niechęci i dlatego też trochę dziwi mnie, czemu tak często obrywa się tutaj Nergalowi. Tłumaczę to sobie jednak tym, że podchodzi z tego kraju i jest tutaj powszechnie znany, dlatego uwaga prasy oraz opinii publicznej skupiona jest na nim każdego dnia. My nie napotykamy tutaj żadnego oporu, a polskie instytucje nie próbują nas cenzurować.
A zwracam na to uwagę między innymi dlatego, że mam świadomość, jakie problemy miewa niekiedy Adam. Ja jestem anonimowy. Ludzie mogą znać Ghost, lecz nie mnie osobiście. Z kolei chyba każda przypadkowo napotkana na ulicy osoba chociaż słyszała o Nergalu. To on jest tutaj chodzącą reklamą sojuszu z diabłem, czy jakkolwiek to nazwiesz.
Dobrze, że napomknąłeś o diable, bo jesteście seksownym obliczem satanizmu.
Ha, mam taką nadzieję! Ale, mówiąc serio, nie zdawałem sobie z tego sprawy, póki nie zaczęliśmy częściej koncertować, zwłaszcza w Ameryce. Tam zauważyłem, że na nasze występy przychodzi coraz więcej kobiet. I wtedy też musiałem skonfrontować swoje wyobrażenie na temat tego, czym miał kiedyś stać się Ghost, z tym, co się faktycznie wydarzało.
Już przy pierwszym albumie, kiedy reakcje publiczności na moje piosenki były całkiem niezłe, pomyślałem, że może się z tego narodzić coś naprawdę fajnego. Lecz dopiero, kiedy pojechaliśmy na trasę do Ameryki i zobaczyłem wszystkie te dziewczyny, zacząłem łączyć kropki, że może jest w tym coś, czego nie zauważałem, czego nie brałem pod uwagę.
Nie będę krył, że jedną z inspiracji stojącą za Ghost jest obejrzany przeze mnie jako dziecko "Upiór z opery”, który wydał mi się romantycznym spektaklem, ale niekoniecznie naładowanym seksualną energią. Tyle że niedługo później moja mama, z którą polecieliśmy do Londynu, zabrała mnie na "Koty". A to już czysty seks. Cała scena wypełniona jest atrakcyjnymi ludźmi w obcisłych kocich kostiumach. Miałem wtedy trzynaście lat i zakochiwałem się po kolei we wszystkich kociakach.
I kiedy, grając za oceanem, poczułem, że cielesność jest elementem naszego występu, oświeciło mnie: skoro publika nie ma pojęcia, jak wyglądamy, możemy być kimkolwiek zechcą. Mogli sobie wyobrażać mnie jako George’a Clooneya. Nie było to jednak coś, co sobie zaplanowałem. Z początku nasz image był trochę nieudolny, ale kiedy zwróciłem uwagę na to, o czym rozmawiamy, wymyśliłem chociażby, aby wszyscy nosili spodnie i ruszali się więcej po scenie. Położyłem większy nacisk na cielesność.
Skoro o koncepcjach mowa, jestem ciekawy, jak wygląda zespajanie części muzycznej i tekstowej z grafikami, za które odpowiada polski artysta, Zbyszek Bielak.
Znamy się ze Zbigniewem długie lata i nauczyliśmy się ze sobą pracować. Kiedy komponuję i piszę teksty, lubię mieć wyraźny zarys tego, o czym będzie traktował dany album. Dlatego dość prędko potrzebne mi są pewne punkty wyjścia, jak okładka i tytuł. Nie chcę skłamać, ale chyba już przy "Meliorze" udało nam się wszystko przygotować jeszcze przed nagraniami. Dlatego mam nadzieję, że kiedy po zakończeniu trasy wejdę do studia, okładka będzie już gotowa i powieszę sobie na ścianie jej duży wydruk. Dopiero wtedy będę miał pewność kursu, który obrałem.
A co się tyczy całego opracowania graficznego, bo planujemy rysunek do praktycznie każdego utworu, jest to robota organiczna. Mam teraz bodajże przeszło dwadzieścia wymyślonych piosenek, ale te potrafią się zmieniać podczas dalszych prac. I bywa tak, że przepisuję tekst, zmieniam tytuł i wtedy może się okazać, że grafika, którą mamy, zgrywa się lepiej z poprzednią koncepcją. Lecz czasem dzieje się odwrotnie i komponuję pod rysunek. Czyli proszę Zbigniewa, żeby wymyślił coś zgodnego z zarysem mojego pomysłu, nie mając gotowego tekstu, a potem piszę, patrząc na grafikę. Nie mamy z góry ustalonego systemu pracy, to, jak mówiłem, żywy proces.
Przebyłeś z Ghost długą drogę, przebijając się przez kolejne szczebelki rockowej kariery i zastanawiam się, gdzie byś obecnie uplasował siebie i zespół? Daleko do szklanego sufitu?
Ewoluujemy, chyba jeszcze nie dobiliśmy do owego sufitu. Wydaje mi się, że dopiero kolejny krok zadecyduje, dokąd zmierzamy. Oswajamy się z konceptem, że stajemy się zespołem grającym na dużych scenach i kolejny, piąty już album, który rozpocznie następny cykl owej ewolucji, pokaże, czy na to faktycznie zasługujemy, czy nie.
Historycznie rzecz biorąc, niejeden rockowy band wykonał potężny skok naprzód dopiero przy piątej płycie, jak chociażby Metallica czy Iron Maiden. My przy "Prequelle" jeszcze niczego takiego nie dokonaliśmy, lecz chyba nikogo już nie dziwi, że gramy tutaj, na scenie Spodka, że tu pasujemy. I, idąc na nasz koncert, masz świadomość, że za cenę biletu dostaniesz wszystko to, czego oczekujesz, mogę ci to zagwarantować. Jak już wychodzi się z klubu do hali, musisz dać publiczności coś więcej, nie możesz dalej wyglądać i grać jak mały zespół, któremu się poszczęściło i który sobie nie radzi na dużej scenie. Trzeba wtedy robić więcej i nie odstawać od kapel, które praktykują to od lat.
Tak jak Behemoth, który na niedawną trasę po Polsce zabukował największe hale.
I tak trzeba. Należy uwierzyć, że można, że się da. Od lat krąży opinia, że nie ma kto zastąpić starych wyjadaczy sceny rockowej, którzy powoli odchodzą na emeryturę. Bo to nie działa tak, że nagle mali staną się duzi. Albo, z drugiej strony, że ci, którzy są na scenie od trzydziestu lat zasługują na najlepsze miejsce na festiwalowym plakacie tylko dlatego, że mają długi staż. A to nie lata grania są miernikiem tego, czy jesteś dobry, czy nie. Pamiętam, jakie panowało oburzenie z powodu Avenged Sevenfold, którzy mieli grać na Download już po zasłużonych, działających od dekad zespołach. Ale co z tego, skoro to oni grają lepsze koncerty? Tak to powinno wyglądać.
Powiedz mi, czy czujesz ulgę, mogąc po tylu latach zdjąć maskę i oficjalnie występować podczas, chociażby, naszej rozmowy, pod swoim prawdziwym nazwiskiem?
Szczerze mówiąc, czuję się zupełnie oderwany od mojej postaci scenicznej, a dzisiaj chyba nawet bardziej niż wcześniej. Może nie jestem abstynentem, ale nie pójdę po koncercie do klubu wychlać całej butelki czegoś mocniejszego, a tego pewnie byłoby można się spodziewać po tym, co wyprawiam na scenie. Czasem też czuję się, jakbym tkwił w jakimś limbo, bo ludzie spodziewają się po mnie zestawu określonych zachowań, podpatrzonych na koncercie, co niekiedy bywa trochę męczące. Dlatego upieram się przy tym, że kiedy ukazuje się materiał o mnie, czy o zespole, aby towarzyszyły mu zdjęcia bandu albo Kardynała czy Papy, nie moje.
Bo ty, Tobias Forge, nie jesteś członkiem zespołu.
Dokładnie. Nie chcę siebie na plakatach, tak jak na materiałach reklamowych "Gwiezdnych wojen" nie ma George’a Lucasa. Stworzyłem pewien świat, ale nie jestem jego częścią.
Obmyśliłeś z grubsza otaczającą zespół mitologię przed dekadą, ale domyślam się, że rozmaite okoliczności i realia przemysłu muzycznego wymagają od ciebie ciągłych zmian.
Nie byłbym w stanie wymyślić tego wszystkiego dziesięć lat temu. Poszczególne pomysły docinałem i dosztukowywałem na bieżąco. Dzisiaj tę naszą mitologię tworzą też fani. Ghost nie należy już tylko do mnie. Może i ja to wymyśliłem i sprawuję pieczę nad całym tym przedsięwzięciem, ale nie spodziewam się, że wszyscy zaangażowani, szczególnie publiczność, będą ślepo za mną podążać. Dlatego to, co robię, wymaga ode mnie należytej uwagi.