Spowiedź Muńka Staszczyka. Lider T.Love rozlicza się z przeszłością
Muniek Staszczyk nadal jest w szpitalu po przebytym wylewie. Czytając wywiad-rzekę, jakiego udzielił znanemu dziennikarzowi, trudno nie pomyśleć: to musiało tak się skończyć.
Złote płyty, wielkie pieniądze, sława. Ale też stres topiony w morzu alkoholu, myśli samobójcze, lata terapii i poturbowane małżeństwo. Muniek Staszczyk mówi o tym wszystkim dziennikarzowi muzycznemu Rafałowi Księżykowi w "Kingu!", wywiadzie-rzece, który trafi do księgarń już 16 października.
ZOBACZ TEŻ: Muniek Staszczyk: trzeba mówić głośno o grzechach Kościoła
Jestem Zygmunt i słucham rocka
#
Rozmowa rozpoczyna się od rzeczy fundamentalnej: skąd wziął się Muniek?
Urodził się w Częstochowie jako Zygmunt Staszczyk, ale wszyscy wołają na niego Muniek. Nawet żona. Pod takim hasłem lider T.Love figuruje też w Wikipedii.
- Muńka wymyślił profesor Krawczyński od wychowania muzycznego. Wymyślił tę ksywę i przyjęła się od razu. Zaraz na początku liceum. Wrzesień 1978 r. Chciał nas poznać. Każdy uczeń wstawał i mówił coś o sobie. Wstałem, pamiętam to jak dziś: "Jestem Zygmunt i słucham rocka". A on na to: "To Muniek na ciebie mówią w domu, co?". Nie, nikt tak do mnie nie mówił - śmieje się Staszczyk.
I tak to się potoczyło. Muniek stał się integralną częścią młodego Staszczyka, częścią jego kreacji.
- Jak zaczęły się koncerty, mówili już o mnie: "Ten kolo to jest Muniek".
#
Dziś mówi się o nim przede wszystkim w kontekście jego stanu zdrowia. W lipcu Muniek wylądował w szpitalu. Przyczyna: wylew. Rehabilitacja okazała się niezbędna.
Odwołano koncerty, w tym występ promujący "Syna miasta", trzeci solowy krążek Muńka, który lada chwila trafi do sprzedaży.
W rozmowie z Księżykiem wątek zdrowia i kondycji, zwłaszcza tej psychicznej, przewija się kilkukrotnie. Muniek mówi wprost o depresji, wypaleniu, czarnych myślach i niekończących się terapiach.
- Nie męczą mnie megademony, chociaż każdy jakieś ma. W 2010 r. nastąpił przełom w moim życiu. Była głęboka deprecha, nawet myśli samobójcze. Myśli, nie próby - podkreśla.
Ratunkiem okazały się spotkania ze specjalistami.
Staszczyk:
- Zacząłem terapię, jedną, drugą. Do dwóch pań chodziłem przez trzy lata. […] Wałkowałem wszystkie swoje relacje: z otoczeniem, z kobietami, wszystkie swoje zranienia. Wszystko sobie zapisywałem. Kiedy już nie miałem pytań, a zapisałem stosik zeszytów, to przestałem chodzić. Już terapii nie potrzebuję.
Efektem spotkań nie był tylko powrót do równowagi. Ze wspomnianych zapisków powstał album "Old is Gold" z 2012 r., który okrył się platyną.
#
Staszczyk przyznaje, że od ponad roku nie pije.
Ale nie zawsze tak było. Czytając "Kinga!" łatwo można odnieść wrażenie, że alkohol stanowił integralną część historii kapeli. Że był jej pełnoprawnym członkiem.
Jak choćby wtedy, kiedy w 1983 r. w Malborku przed koncertem Muniek tak przegiął, że musieli podać mu kroplówkę.
Staszczyk:
- Pod sceną stała karetka pogotowia. "Zróbcie coś z kolegą, bo za trzy godziny ma występ i powinien być trzeźwy". No to pielęgniary glukozę mi wstrzyknęły. Pamiętam, że jeszcze krzyczałem: "Proszę mnie nie kłuć, nie jestem ćpunem!".
Z kolei w 2010 r. wybuchł skandal po tym, jak na koncercie w lubuskim Pszowie na oczach kilkunastotysięcznego tłumu kompletnie pijany Staszczyk upadł na scenie i bełkotał do mikrofonu.
- Zeszliśmy po 4 numerach. Chłopaki mówili, że mnie jeszcze takim nie widzieli.
Moment krytyczny nadszedł w 2017 r. Zespół zagrał bez mała 90 koncertów. Pojawił się większy stres, poczucie osamotnienia, a na stół wrócił mocniejszy alkohol.
Muniek:
- Nawet jak do domu wracałem, codziennie musiałem się napić, na wieczór trzymałem ukryte wino i ze trzy piwka. "Byle tylko dotrwać do końca roku", mówiłem sobie.
W styczniu 2018 r. podjął decyzję, że odstawia. Nie było innego wyjścia.
- Stresu było za dużo, ale kiedy ten stres minął, nie było mi trudno wytrwać przy decyzji. Gdyby dalej T.Love istniał, to byłaby tragedia, bo na trzeźwo nie potrafiłbym funkcjonować.
#
W historii T.Love i biografii jego wokalisty pojawiają się też narkotyki. Zwłaszcza amfetamina, z którą Staszczyk przez pewien czas romansował.
- Amfetamina to straszne oszustwo. Choćby na koncertach. Wydawało mi się, że jestem świetny na scenie, a ktoś nagrywał, posłuchałem. "Kurwa! Głos ściśnięty. Obok śpiewam". Taśma jest bezlitosną prawdą - mówi lider T.Love i dodaje:
- Speedy są gorsze niż alkohol, bo izolują. Jesteś królem śniegu. I nie chodzi tu o metaforę białego proszku, tylko ochłodzenie emocjonalne.
#
Alkohol, speed, trawa. Jednak okazuje się, że Muniek uzależnił się też od swojego znaku rozpoznawczego. Okularów.
- Zacząłem je zakładać już w 1981 r., kiedy zaczęły się koncerty Opozycji (wczesna kapela Muńka – przyp. red.). Okulary sprawiały, że czułem się cool i pozwalały zwalczać mój muzyczny kompleks. Nie umiałem śpiewać, więc jak darłem się do mikrofonu, zamykałem oczy, bo bałem się skonfrontować z widownią - zdradza.
Najpierw kupował je od dziadów na bazarze, potem przywoził z zagranicznych wojaży.
- Na początku gromadziłem. Już nie zbieram. Przez ostatnie 15-20 lat, kiedy jestem rozpoznawalną osobą, masę okularów oddałem na różne aukcje charytatywne. Zostawiłem sobie trzy pary. Marki zawsze miałem w dupie - dodaje.
Staszczyk przyznaje, że przez pewien czas był od nich uzależniony. Na dowód przytacza anegdotkę, jak jadąc na koncert do Warszawy wracał kilkadziesiąt kilometrów, bo ich zapomniał. Bez nich nie wyszedłby wtedy na scenę.
#
"King!" nie omija też intymnych wątków z biografii Muńka, który opowiedział Księżykowi o romansach i walce o małżeństwo.
Martę poznał w 1985 r. Cztery lata później wzięli ślub. Staszczyk podkreśla, że żona jest dla niego wszystkim, ale w ciągu tych wszystkich lat razem miał kilka skoków w bok. Dwa razy omal nie skończyło się rozwodem.
Pierwszy kryzys pojawił się w 1998 r.
Muniek:
- Był taki symboliczny epizod, wręczenie złotej płyty za "Chłopaki nie płaczą". Złota płyta poszła się je..ć w śniegu. Marta tę płytę w śnieg wrzuciła, bo się spotkała z moją przyjaciółką.
W 2009 r. Staszczyk przyznał się żonie, że ma romans. Chciał się wyprowadzić.
- Spojrzałem Marcie w oczy i widziałem łzy, takie, które nie kapały, ale stały w oczach. "Ale ze mnie kutas", stwierdziłem. "Jestem do dupy, zawiodłem żonę po raz kolejny". Myślałem wtedy o samobójstwie. Nie to, że miałem próby. Noże zacząłem oglądać.
Do rozwodu nie doszło. "Nigdzie się nie wyprowadzasz, będziesz mieszkał tutaj. Niósł swój krzyż" - powiedziała żona Staszczyka, który rozliczył się z tym trudnym okresem na krążku "Muniek" w piosence "Dzieje grzechu".