To już 19 lat od premiery "Matrixa". Keanu Reeves zaskoczył całą ekipę
GALERIA
"Matrix", mający swoją światową premierę 31 marca 1999 roku, okazał się pod wieloma względami filmem przełomowym dla światowej kinematografii i dziś w wielu kręgach uchodzi za dzieło kultowe. Sami twórcy - bracia Wachowscy - nie spodziewali się, że ich projekt odniesie taki sukces, zostanie obsypany nagrodami (wśród nich cztery Oscary) i zaskarbi sobie wielkie grono oddanych fanów, którzy przez następne lata toczyć będą dyskusje na temat historii Neo i wizji świata zaprezentowanej na ekranie.
Kolejne części ("Matrix Reaktywacja" i "Matrix Rewolucje"), choć zarobił swoje, nie zdobyły już takiego uznania.
Hojny Keanu
Główną rolę powierzono obiecującemu aktorowi - Keanu Reevesowi, który nie ukrywał, że scenariusz "Matrixa" zrobił na nim ogromne wrażenie.
- Przeczytałem go z zachwytem, a przez głowę przebiegła mi myśl: "O kurczę, jak długo na to czekałem!". Nie chodziło mi o moją rolę, ale po prostu o taką literaturę - mówił w "Gazecie Wyborczej".
Przyznawał też, że nie zależało mu na aktorskiej gaży; Reeves od lat udziela się charytatywnie, a 80 milionów dolarów, znaczną część honorarium, które dostał za kolejne części „Matrixa”, przekazał ekipie od efektów specjalnych i charakteryzacji.
Od Trinity do matki
"Matrix" przyniósł też rozgłos Carrie-Anne Moss, która na ekranie wcieliła się w Trinity. I choć inni aktorzy narzekali, że po filmie Wachowskich wpadli do szufladki, aktorka twierdziła, że nie miała takiego problemu.
- Tak szczerze, „Matrix” nigdy nie sprawił mi żadnych problemów zawodowych. Nigdy nie zostałam zaszufladkowana – mówiła, zapewniając, że dość łatwo udało się jej odseparować od roli Trinity.
O filmowej trylogii mówi jednak niechętnie; uważa, że to już dawno zamknięty rozdział.
- Nie zagrałabym postaci podobnej do Trinity z szacunku do niej i z szacunku do filmu. Nie chcę być znowu odzianą w skórę, kopiącą tyłki ostrą laską, noszącą tylko inne imię – mówiła. - Nie mam problemu z graniem, na przykład, matek. Rola musi być po prostu dobrze napisana, nieważne, co to za postać. Zresztą zawsze chciałam być mamą…
Morfeusz bez komputera
Laurence Fishburne, filmowy Morfeusz, nie krył, że pokazana w filmie wizja świata mocno go przerasta - sam nie ma bowiem pojęcia o komputerach i rzadko kiedy sięga po literaturę science fiction.
- Jeśli chodzi o komputer, osobiście umiem go tylko włączyć, z wyłączaniem już miewam problemy - śmiał się w "Gazecie Wyborczej". - Jestem tylko aktorem, a zadaniem aktora jest realizacja wizji reżysera. A bracia Wachowscy to już nawet nie są miłośnicy cyberpunka, to po prostu są dwa cyberpunki, to faceci, którzy każdą niemal wolną chwilę spędzają przy komputerze.
Łysiejący agent
Hugo Weaving, choć na koncie ma wiele innych udanych kreacji, przyznawał, że po premierze „Matrixa” widzowie kojarzą go już niemal wyłącznie z postacią agenta Smitha.
- Mimo wszystko uznałem, że ta rola warta jest ryzyka. Ostatecznie lepiej być kojarzonym z dobrą rolą w ciekawym filmie niż z jakąś wielką klapą - twierdził jednak w "Gazecie Wyborczej".
I dodawał ze śmiechem, że kiedy oglądał się na ekranie, przeżył mały szok:
- Spoglądałem na samego siebie powielonego w tylu egzemplarzach i zastanawiałem się: "O rany, naprawdę już tak strasznie łysieję?".