Tomasz Lis wydał autobiografię. Dziękuję w niej Kindze Rusin i wspomina narodziny Poli
[GALERIA]
Tomasz Lis poszedł śladem Kuby Wojewódzkiego i napisał autobiografię. "Historia prywatna" porusza wiele wątków życia osobistego i zawodowego gwiazdy polskiego dziennikarstwa. Jeden z najciekawszych fragmentów to ten opowiadający o narodzinach i wychowywaniu córki Poli. Między wierszami Lis podziękował też Kindze Rusin.
Tata na medal?
Tomasz Lis sporo miejsca poświęcił momentowi, w którym na świat przyszła Pola. Dziennikarz zmienił podejście do pracy i starał się być wzorowym ojcem.
"Rutynowo wstawałem o 6.00, bo europejski korespondent w Ameryce tak wstaje, żeby nadgonić różnicę czasu z Europą, ale ponieważ niewiele ode mnie chciano, o jakiejś 12.00, czyli 18.00 czasu warszawskiego byłem wolny. Tym razem cudownie. Właściwie codziennie można było iść w środku dnia na wielogodzinny spacer z dzieckiem. Być z nią od rana dosłownie do nocy, bo wieczorem kładłem się na kanapie z Polą obok siebie i przy ściszonym dźwięku oglądałem mecze NBA. Może to wtedy przez jakąś dziwną osmozę zaraziła się szaleńczą miłością do sportu, bo nigdy jej w tym kierunku nie indoktrynowałem" - pisze Lis w "Historii prywatnej".
Szkoła życia
Choć jest człowiekiem mediów, którym podporządkował całe swoje życie, bycie ojcem było dla niego prawdziwym sprawdzianem.
"Karmienie, przewijanie, myślę, że i dziś poradziłbym sobie z tym bez najmniejszych problemów, bo wprawę miałem niezłą. Tak, to było prawdziwe szczęście. Po pierwsze, bo dziecko. Po drugie, bo w epoce przed urlopami tacierzyńskimi mogłem spędzać z córką długie miesiące niemal non stop. Kilka miesięcy po urodzinach Poli Kinga pojechała na tydzień robić reportaż w Los Angeles. Zostałem sam z małym dzieckiem. To była wielka frajda i wielki stres" - wspomina Lis.
Docenia byłą żonę
W książce na próżno szukać pikantnych fragmentów na temat relacji Tomasza Lisa z Kinga Rusin. Jednak w jednym z nich ukrył pochwałę dla byłej żony. Dziennikarz docenia trud, jaki gwiazda "Dzień Dobry TVN" włożyła w wychowanie Poli.
"Po całym dniu pracy i opieki nad dzieckiem padałem przed telewizorem. Później już nikt nigdy nie musiał mnie przekonywać, że kobieta, która wychowuje dzieci i pracuje, jest w praktyce na dwóch etatach. A czasami trzech" - czytamy.
Oczko w głowie ojca
W autobiografii Tomasza Lisa nie zabrakło również fragmentu o wyborze imienia dla pierwszej córki. Miało ono nawiązywać do ojczyzny.
"Urodziła się w Waszyngtonie, więc miała także amerykańskie obywatelstwo, jednak zawsze w zdecydowanie lepszym nastroju była, gdy samolot brał kurs na Warszawę i Okęcie. Jej imię, które miało być proste, a jednocześnie jasno powiązane z Polską, okazało się swoistą przepowiednią. Choć jeszcze rok wcześniej Pola nie miała być wcale Polą. Faworytami w wyścigu byli Martyna i Jędrzej" - napisał Tomasz Lis.