Tomasz Stockinger przeszedł poważną operację. "Darowano mi parę lat"
Tomasz Stockinger musiał się poddać operacji na otwartym sercu. Na szczęście zdążył przed pandemią koronawirusa i już od trzech tygodni wraca do zdrowia we własnym domu. W najnowszym wywiadzie zdradził, że w szpitalu walczył o każdy oddech.
U gwiazdora "Klanu" zdiagnozowano wadę zastawkową serca. Operacja się powiodła, choć Stockinger wiedział, że czeka go długa droga i dużo pracy, zanim stanie na nogi w pełni sił. Wszystko jest jednak na dobrej drodze. – Już od trzech tygodni jestem w domu. Ćwiczę, biorę lekarstwa – mówił w wywiadzie dla "Twojego Imperium".
Obejrzyj: Jak gwiazdy spędzają kwarantannę?
- Wszystko się goi zgodnie z harmonogramem, mam coraz więcej siły. Mam rowerek stacjonarny, czuję się dobrze – dodał Stockinger. - Nieustannie mam to gdzieś z tyłu głowy, że darowano mi jeszcze parę lat – stwierdził 65-latek.
Stockinger najgorsze ma już za sobą. Kiedy trafił do szpitala w lutym, jego sytuacja była naprawdę poważna. Aktor wspomina, że leżał i walczył o każdy oddech.
– Nie nadawałem się do życia. Trafiłem na OIOM, podłączono mi rurki i kable, byłem zemdlony. Dopiero dwa tygodnie później, po operacji, już w innym szpitalu, było trochę lepiej. Dziś jednak melduję, że żyję i że mam zamiar jeszcze trochę fajnie pożyć dla rodziny, przyjaciół, no i dla publiczności – powiedział tygodnikowi.
Hospitalizacja Stockingera postawiła pod znakiem zapytania jego dalszą pracę w "Klanie". Dziś realizacja nowych odcinków jest niemożliwa ze względu na pandemię, ale już wcześniej produkcja mówiła wprost, że nie zamierza usuwać Pawła Lubicza. Chwilowa nieobecność jednego z głównych bohaterów telenoweli miała być tłumaczona wyjazdem za granicę.