Trolling i pancz. Nowa płyta Quebonafide "Romantic Psycho" jest… bardzo ciężka
Po przesłuchaniu połowy jeszcze chciałem więcej, ale pod koniec już cierpiałem. Nowa płyta wcale nie jest taka, jak jej pierwsze trzy single. W zasadzie to chyba wcale nie jest płyta.
Od początku promocji "Romantic Psycho" Quebonafide sugerował, że wybiera się w wycieczkę do dawnych lat. Tych, gdy jako zabiedzony informatyk chodził wszędzie w tej samej przydużej wyblakłej koszuli. Czyli, gdy przestawał być nastolatkiem.
Opinia publiczna znów zainteresowała się nim po występie w "Dzień Dobry TVN". Zdecydowana większość, w tym fani Que, skupiła się na jego mowie i zachowaniu. Wszyscy pomyśleli jak to, hahaha, Quebo strollował TVN, Prokopa i Wellman.
Ale potem było wiele zdjęć i filmików na Insta, gdzie Que… a w zasadzie taki wczesny Que, Kuba. Gdzie pokazuje się na weselu, u kumpla w Gruzji, na meczu, w restauracji z narzeczoną czy na morsowaniu. Na każdym ze stories proste napisy i tagi. Czasem filmik, w którym spokojnym tonem mówi zazwyczaj o nadchodzącej płycie czy wyprzedaży ciuchów ze swej szafy. Albo występ w Newonce.radio, gdzie też jest nieśmiałym bidulem nawijającym pisankę.
I zawsze w tym samym outficie.
No dobrze, przechodząc do płyty, to nie zwiedźcie się pierwszymi trzema numerami. Można było je poznać wcześniej jako single: "RomanticPsycho", "Jesień" i "Przy Tobie". To nie tak, że cała płyta jest jednym wielkim hymnem ku czci Natalii Szroeder. Niestety.
Potem bowiem zaczyna się już ta, powiedzmy, właściwa część płyty, w której Que zabiera słuchacza w podróż równoległą. Do młodego Kuby i do podziemnego, prawdziwego, elo, rapu, można nawet rzec - do oldskulu, choć szczególną uwagę zwróciłbym jednak na pierwszy przymiotnik.
"Romantic Psycho", czyli nielegal Quebonafide w 2020 r.
Goście. Większość featów to nawet nie raperzy, a ziomki Que – jego brat, jeden czy drugi kumpel. Większość z Ciechanowa – rozumiem, że są to albo ludzie, których Que zna od lat, albo obecni undergroundowcy. Czasem w innej roli – jak DJ Ike aka Dwight Eisenhower. Trafili się Taco, Mata i Kukon z tych znanych, ale stylistycznie też utrzymują się przy pomyśle Que na tym nielegalu, który zamówiły zapewne setki tysięcy osób.
A jaki to styl? No, styl raczej tych gości z pierwszej grupy – niektórzy pewnie trzymali majka trzeci raz w życiu. I tak dużo, bo o trzymaniu się bitu ciężej mówić. Que czy Taco z rozpędu pojedzie równo, ale generalnie wszystko ma brzmieć, jak na pierwszym nielegalu nagrywanym przez ziomków, którzy w szkolnym kiblu na szludze skrzyknęli się, że założą skład. Ewentualnie bliżej natury – skrzyknęli się za winklem liceum na blancie, elo.
Bo i na tym poziomie są teksty. Takie trochę pisanki – momentami fristajlowe, momentami trochę przygotowane wersy. A o czym? Tu losowo można dobierać wersy, a i tak odzwierciedlą całość. Que urodził się 7 lipca 1991 roku, więc sprawdzamy. Piosenka nr 7 – "Casino royale" z gościnnym udziałem Chipsem. 91 sekunda i lecą wersy: "Do widzenia no i siemasz/Tysiąc rema, przegrasz seta, później gema, nie czytałeś k*a Lema?/Bez przyszłości dalej jeżdżę, rzucam kości, później blackjack/Musisz chyba mieć na względzie, że co będzie, no to będzie".
Quo vadis, Que
OK, a teraz – o co chodzi?
W sieci pojawiają się tłumaczenia, że to trolling. To jednak za mało, za tym trollingiem musi się kryć coś więcej.
To także pancz, a może i/też pastisz. Kolejność przypadkowa. Może to pokazanie środkowego palca wszystkim hejterom, którzy krzyczą, że tylko #staraszkołarapu. Może to pancz na starych raperów, którzy od czasu do czasu wygadują tudzież bełkoczą (jak PiH, który niegdyś wbił się na scenę podczas koncertu Que), że "to nie jest prawdziwy hip-hop xD".
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Jeśli tak, no to mamy płytę, która stylem, muzyką, jakością nagrania i całą otoczką pasuje właśnie do tych prawdziwych złotych czasów polskiego rapu. Przełom lat 90. i 2000. Gdy chłopaki wychodzili z bloków, jarali blanty, wyzywali policję i generalnie było ciężko, ale pozdro, ziomuś, damy radę. I nagrywali o tym wszystkim na chacie u ziomka. Tym samym może to być i pastisz właśnie na produkcje muzyczne tamtych czasów i ich poziom ze wszech miar oceniając – tekstów, bitów, warunków nagrań, flow etc.
A więc to trolling rozwinięty na wszystko, co się wokół Que działo przez ostatnie lata. Dodał coś od siebie trochę na płycie, owszem, to przede wszystkim pierwsze trzy kawałki. Poza tym dodał resztę płyty – moją interpretację przedstawiłem powyżej – i całą machinę promocyjną.
A z niej wynikało wiele: brak tatuaży, nowy niezmiennie bezbarwny wizerunek, ale i trollowanie mediów, wydawanie sobie krzyżówek z własnym zdjęciem na okładce oraz zapowiedź, że nikt nie usłyszy tej płyty poza tymi, którzy kupią ją w preorderze. I tymi, którym ci pierwsi dadzą jej posłuchać.
Zanim płyta zdążyła wyjść, nastał koronawirus. Que miał zaplanowaną trasę i pewnie dalszą machinę promocyjną. Ale wszystko stanęło. Oddźwięk pewnie teraz nie jest tak duży, jak raper planował. Być może też planował wielkie oburzenie publiczności – bo ta płyta naprawdę jest inna od wszystkiego, do czego przyzwyczaił.
Niemniej dziś odpaliłem "Romantic Psycho" z myślą, że Que zmienił tylko styl rapu, a nie że zmienił wszystko. Trolling doskonały, bo z wieloma wątkami pobocznymi. Widać to choćby dziś. Dzień po premierze Quebo wrzucił do sieci… To wrzucił:
I rozumiem, że Que niebawem bez zapowiedzi albo wrzuci jeszcze jeden album, albo zagra koncert na żywo w internecie - #koronawirus - w którym znów przeniesie się z młodego Kuby w Quebonafide.
Bo to musi być element większego planu artystycznego. Tak też trzeba odbierać ten album. Bez tej otoczki nie poleciłbym go nikomu, kto by mnie zapytał o dobre tytuły. No chyba, że zapytałby: "pokaż mi, jak wyglądały nielegalne rapsy 20 lat temu".
Album "Romantic Psycho" nie jest dostępny ani w streamingu, ani regularnej sprzedaży. Można go było kupić tylko w preorderze. W sieci (Spotify, YouTube) dostępne są tylko trzy pierwsze single. Quebonafide zapowiedział, że album nie będzie w ogóle publicznie dostępny.