Trollsky rzucił pracę w korporacji, żeby robić noże. Nie sądził, że odniesie taki sukces
Mógł zrobić karierę w korporacji, gdzie pracował jako informatyk. Przecież dla wielu ludzi stanowisko w dziale IT w dużej firmie to szczyt marzeń. Nie dla niego. Michał Sielicki znany jako Trollsky porzucił korporację, by zająć się profesjonalnym robieniem noży.
O niezwykłych ścieżkach kariery zawodowej, swoim pseudonimie, a nawet o ukochanej żonie i ojcostwie opowiedział Marcinowi Prokopowi w programie "Z tymi co się znają".
Michał Trollsky – zaczęło się od żartu z wyglądu
"Niekonwencjonalna" uroda Michała była przed laty powodem żartu, bardzo znaczącego zresztą.
– Popatrz na moją twarz – mówił Trollsky Prokopowi. - Kolega nazwał mnie w knajpie po kilku piwach troll. Parę osób to słyszało, następnego dnia wszyscy mnie tak nazywali. Na początku był troll, to ewoluowało z czasem – przyznał mężczyzna, który ma do siebie ogromny dystans i wydaje absolutnie nie przejmować uwagami dotyczącymi wyglądu.
Zobacz całą rozmowę Marcina Prokopa i Michała Trollsky'ego:
Żart bliskiego przyjaciela (był świadkiem na ślubie Michała)przyjął się, a ksywa na dobre przylgnęła do Sielickiego. Dziś pod mianem Trollsky znają go wszyscy wielbiciele sztuki własnoręcznego wytwarzania ostrzy. Michał tworzy nie tylko noże przydatne podczas wypraw do lasu, w góry czy na ryby, ale również, na przykład, toporki, siekiery. Bywa, że inspiracją są filmy, gry.
Nożownik? Knife maker
Jak mówić o człowieku robiącym noże? Wydaje się, że słowo "nożownik" będzie odpowiednie. Niestety, dziś kojarzy się raczej z osobą atakującą nożem innych. Nie o takiej sławie marzy Michał, więc proponuje inny termin: knife maker.
– Staram się nie używać słowa nożownik. Nazywam się knife makerem, te słowa dobrze oddają to, co robię. Nożownik brzmi kontrowersyjnie.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Trollsky już od ponad dwóch lat żyje z pracy własnych rąk. Ma warsztat, gdzie powstają nożowe dzieła sztuki – z rękojeściami drewnianymi, z orientalnych szyszek, pięknie wykończone, idealnie wyszlifowane. Michał ma jednak 37 lat, jest dojrzałym facetem. Czym zajmował się zanim odkrył w sobie pasję do noży?
Rezygnacja z "korpożycia"
– Jestem prostym chłopakiem po maturze, który przez dobre 9 lat studiował. Nic nie skończyłem. Mam 3 indeksy w szafie. – wyznał Prokopowi. Przez kilka lat Trollsky pracował w korporacji jako informatyk. Nie wspomina tego dobrze, choć dla innych posada w korporacji jest marzeniem.
– Straciłem tam najlepsze lata życia – wspomina. – Jedno życie masz, a siedzisz przed komputerem.
Michał postanowił rzucić pracę. Jednak do decyzji o zmianie zawodu długo dojrzewał, nie była pochopna. Łączyła się z wieloma wątpliwościami, do rozwiązania pozostawała też kwestia finansów. Gdy Trollsky zaczynał w branży nożowej, był 35-latkiem, miał żonę i dzieci. Nie mógł sobie pozwolić na błąd, bo ucierpiałaby na tym cała rodzina.
– To się musiało udać. Miałem małżeństwo i dwójkę dzieci. To nie była romantyczna wizja. Gdybym nie miał dzieci, zrobiłbym to już dawno. Bo można przeżyć długo o wodzie i chlebie. Bez mojej żony raczej byśmy tu nie siedzieli – powiedział. I dodał, że rezygnacja z korporacji była najlepszą decyzją, jakiej dokonał.
Nie miał czasu dla dzieci
– W końcu jestem tatą. Jak dojeżdżałem do Gliwic codziennie, wyjeżdżałem o 7, wracałem o 18. Dzieci o 19 chodziły spać. Odpędzałem się od ludzi, od moich dzieci, chciałem się wyciszyć. To mnie dobijało. Wiedziałem, że nie jestem dobrym ojcem. Teraz mam czas na wszystko. Przyjeżdżają ze szkoły i tata już jest. Przy okazji pokazujemy dzieciom, że można dzięki pracy własnych rąk godnie żyć – wyznał Trollsky.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Michał i jego żona, Basia, pracują niemal ramię w ramię, ich pracownie są blisko siebie. On tworzy unikalne noże, ona szyje. Mężczyzna bał się, że taki system odbije się na jego małżeństwie, ale stało się inaczej. – Miłość kwitnie – mówi Trollsky.
Totalna życiowa zmiana? Tak, ale uważajcie
Michał zmienił zawód i styl życia, wreszcie jest szczęśliwy, ma czas dla pociech, dla żony, dla siebie, a jednocześnie pracuje i zarabia, ale ostrzega: - Zalecałbym ostrożność. Decyzja we mnie dojrzewała 4 lata. Jest masa ludzi mojego pokroju, ale mają obawy – czy zarobią na ZUS, ale mówię, mamy mało czasu w życiu. Szkoda go marnować. Robię to co kocham, sprawia mi to frajdę. Żyję na własnych warunkach.
Początki
Obecnie Trollsky i jego papryczkowe logo są coraz bardziej znane. Mężczyzna ma klientów w Polsce (jego noże dostają np. pary młode w prezencie ślubnym), ale głównie tworzy noże dla Amerykanów. Swoje produkty i fach propaguje w sieci – ma kanał na YouTube (ponad 155 tys. subskrypcji), konto na Instagramie (ponad 36 tys. obserwujących). Skąd wziął się jego pomysł na całkiem nowe życie zawodowe? Odpowiedź to wspomnienie z dzieciństwa.
– Nie miałem jeszcze 5 lat, gdy dostałem od dziadka pierwszy scyzoryk – mówi Michał i ubolewa, że w dzisiejszych czasach dzieci nie chodzą do lasu, nie palą ognisk.
– Nóż dodawał mi dorosłości. Wiedziałem, że można nim sobie krzywdę zrobić, że nie wybacza błędów. Szorstka miłość. Dziadek, dając mi scyzoryk, mówił "jesteś gówniakiem", ale wiedział, że nie wbiję go w siebie.
Jako dorosły człowiek Michał wrócił do wspomnienia sprzed lat i zajął się własnoręcznym tworzeniem wyjątkowych ostrzy.
Co dalej? Nie chce się nachalnie reklamować
– Staram się skromnie i pokornie podchodzić do swoich osiągnięć. Ludzie mają mówić za produktem. Nie możesz powiedzieć: mam najlepszy nóż, super, zadzwoń, czeka na ciebie. Dostaję odzew od ludzi. W tym fachu bardzo dużo daje marketing szeptany. Mozolnie buduje się świadomość klienta. Ludzie wyczuwają, gdy coś jest robione na siłę.
Michał jest cierpliwy, uważny i szczegółowy. Każdy nóż jest dla niego niczym dziecko, wyjątkowy. Bardzo przykłada się do swojej pracy, dba, by ostrza były ostre i gładkie, bez jednej rysy. Dzięki takiemu podejściu osiągnął sukces.
- Tata zawsze mi mówił, a wtedy go nie słuchałem, bo byłem młodym gnojem, talent to jest 5%, a 95% to wytrwałość, konsekwencja i ciężka praca.