Nie tak wyobrażała sobie życie w Ameryce. "Nie mieliśmy za co żyć"
Urszula Dudziak za marzeniami wyemigrowała w latach 70. z ówczesnym mężem Michałem Urbaniakiem do Stanów Zjednoczonych. Początki ich nowego życia były niezwykle trudne.
Gdy 11 września 1973 r. Urszula Dudziak wylądowała w Nowym Jorku, myślała że spędzi tam kilka miesięcy. Jej mąż Michał Urbaniak miał jednak dalekosiężne plany. Był zdeterminowany, aby zrobić tam karierę.
Śpiewaczka jazzowa również miała skorzystać na tym planie. Do Ameryki przywiodła ich chęć wydania płyty, która cieszyła się już popularnością w Niemczech. Zdobyli kontakt do największej wówczas wytwórni Columbia i liczyli na łut szczęścia.
Zobacz: "Z tymi co się znają". Urszula Dudziak o tym, dlaczego została wygwizdana
Jednak zamiast brylować w towarzystwie wyrafinowanych miłośników jazzu, trafili do podrzędnego hotelu na Manhattanie, a ich sąsiadami byli bezdomni.
- Początki były ciężkie, często nie mieliśmy za co żyć. Pokój był obskurny, sąsiadka pijaczka, która co jakiś czas podpalała windę, a ja 30-letnia, zakompleksiona płakałam, że nie tak wyobrażałam sobie nasz american dream. Michał powtarzał, że przecież nie przyjechaliśmy tutaj na wakacje, tylko do pracy i mam nie marudzić - wspomina w rozmowie z magazynem "Świat i ludzie".
Dzięki wsparciu polskich przyjaciół i udzielaniu przez Urbaniaka lekcji gry na skrzypach udało im się przetrwać pierwsze miesiące. Na duchu podtrzymywała ją polska inteligencja na emigracji, która również miała za sobą trudne początki. Wśród nich znajdowali się m.in. Janusz Głowacki, Andrzej Czeczot, Rafał Olbiński czy Jerzy Kosiński.
W końcu udało im się spełnić marzenie i wydać płytę, która zebrała znakomite recenzje. W 1975 r. Urszula Dudziak wydała pierwszą płytę solową. Muzyczne małżeństwo trafiło do jazzowej elity Nowego Jorku. Nie oznacza to jednak, że odtąd wiodło im się rewelacyjnie.
- Michał za pieniądze z wytwórni kupował instrumenty, mi oddawał resztę, która ledwo co starczała na życie. Nie czułam, że żyję w luksusach. Naszym jedynym luksusem był samochód, bo ciągle podróżowaliśmy z koncertami - powiedziała.
Po urodzeniu dwóch córek i rozstaniu z mężem, który ją zdradzał, Urszula Dudziak po 30 latach życia w Stanach Zjednoczonych wróciła do ojczyzny. Mimo że wieloletni pobyt zagranicą nauczył ją pewności siebie i pozytywnego myślenia, zawsze wiedziała, że wróci do Polski. Nie żałuje jednak lat spędzonych na emigracji.
- Bez Ameryki nie byłabym tą kobietą, którą jestem teraz, z fantastycznym bagażem doświadczeń, wzlotów i upadków, które mnie uodporniły i uszczęśliwiły. To był bardzo ważny okres w moim życiu - podsumowała.