Waldemar Kocoń tuż przed śmiercią wyjawił straszną tajemnicę. Zgwałcił go ksiądz
Waldemar Kocoń zmarł w 2012 r. Przez całe życie ukrywał straszną prawdę. Dopiero przed śmiercią wyznał, że w młodości został zgwałcony przez księdza.
Waldemar Kocoń był kiedyś wielką gwiazdą polskiej piosenki. Debiutował w Klubie Studentów Uniwersytetu Warszawskiego Hybrydy. W 1969 roku zajął I miejsce w programie telewizyjnym "Proszę dzwonić". Wygrana zaowocowała propozycją współpracy z radiem, telewizją, Stołeczną Estradą, Polskimi Nagraniami. Występował na najważniejszych polskich scenach oraz za granicą.
W 1981 r. pojechał do znajomych do Nowego Jorku, gdzie zastał go stan wojenny. Kocoń zamieszkał w Chicago. Prowadził własny program "One Man Show" oraz program radiowy "Kocoń przed północą".
Do Polski wrócił po 19 latach życia na emigracji. - Nie mogłem dłużej patrzeć na ojczyznę z daleka. Tęskniłem... Wróciłem, żeby tutaj spędzić jesień życia, ale też po to, żeby rozliczyć się z przeszłością – wyznał w jednym z wywiadów.
Kilka miesięcy przed śmiercią Kocoń udzielił ostatniego wywiadu "Expressowi Ilustrowanemu", w którym wyznał, że jako nastolatek padł ofiarą księdza pedofila: - Zostałem zgwałcony przez mężczyznę w sutannie. Miałem 15 lat, gdy pewien ksiądz zwabił mnie do swojego samochodu.
"Dzięki Bogu": Ofiary pedofilii w Kościele jednoczą się i walczą o sprawiedliwość
Kocoń kontynuował: - Po wszystkim płonąłem ze wstydu, a on przytulił mnie po ojcowsku i ostrzegł, że jeżeli komukolwiek powiem, do czego między nami doszło, natychmiast dosięgnie mnie kara boża.
Po latach, gdy muzyk wrócił do kraju, chciał skonfrontować się ze swoim oprawcą. Dowiedział się jednak, że ten już nie żyje.
– Nigdy mu nie wybaczyłem – powiedział w wywiadzie.
Kocoń zmarł 3 września 2012 r.