Trwa ładowanie...

Wiedział, że musi przestać koncertować. Ceną było życie. Ale nikt nie chciał sobie tego nawet wyobrazić

- Moje życie było marzeniem wielu ludzi – mówił Avicii. Był eksploatowany przez współpracowników do granic możliwości. Jak dojna krowa, która ma dawać mleko i utrzymywać kilka gospodarstw.

Wiedział, że musi przestać koncertować. Ceną było życie. Ale nikt nie chciał sobie tego nawet wyobrazićŹródło: Instagram.com
d488pmv
d488pmv

- Pierwsze lata były świetne. To takie uczucie porównywalne do wyskoczenia z samolotu. Myślisz, że zaraz umrzesz. Na scenie czułem się… jakbym w końcu był akceptowany. Zawsze dawałem z siebie 100 proc. Ale odkąd zostałem DJ-em nie dałem sobie chwili, by zastanowić się, jak chcę poprowadzić swoje życie. Miałem tylko trochę czasu spędzonego tu i tam. Potem znowu byłem w trasie. Nigdzie nie czułem się jak w domu. W końcu dotarłem do momentu, w którym było już tego dla mnie za wiele, w którym przestało mi się to podobać. I wtedy zdecydowałem: ku…, muszę odejść – mówił Tim Bergling w filmie dokumentalnym „Avicii: True Stories”.

„Najgorszy ból, jaki możesz sobie wyobrazić”

Muzyka była całym jego życiem. Wszystko podporządkowane było tworzeniu nowych dźwięków. Poświęcił się temu bezgranicznie. Karierę zaczął w 2006 roku, dwa lata później grał już na największych scenach dookoła świata. Rosła jego popularność, rosły też tłumy bawiące się do jego muzyki. „True Stories” pokazuje, jak pracował nad „Levels”. Utwór był jego przepustką do show-biznesu.

- Podróżowaliśmy non stop. Byłem młody, byłem singlem, każdy koncert kończył się imprezą. Nawet nie wiedziałem, że można imprezować każdego dnia. Każdego. Potem to już nie było tydzień, to był cały rok - mówił.

Od 2008 do 2012 roku zagrał 550 koncertów. Każdy kolejny był przekraczaniem swoich granic.

d488pmv

- Na początku bałem się pić. Nie chciałem nawalić. Ale potem zorientowałem się, jaki byłem sztywny, gdy nie piłem. Potem odkryłem to magiczne lekarstwo, które ładowało mnie tuż przed koncertem. Widziałem, jak wielu innych muzyków pije. Pili wszyscy, nawet ci, którzy robili w tym biznesie od lat. Przed jednym z koncertów w Australii zaczął mnie boleć brzuch. Bolało tak, że gdy wylądowaliśmy, trafiłem do szpitala – opowiadał.

Instagram.com
Źródło: Instagram.com

W filmie pokazana jest scena, gdy Tim leżał w łóżku z laptopem, czytał maile, a wokół łóżka stali lekarze i tłumaczyli mu, jak organizm trawi go od środka.

- To najgorszy ból, jaki możesz sobie wyobrazić. Tak jakby ktoś dźgnął cię jednocześnie w brzuch i w plecy. Nic nie możesz zrobić. Jedynie pić wodę i mieć nadzieję, że leki, które ci podadzą, zadziałają – mówił muzyk.

d488pmv

Koledzy i menadżerowie mieli zajmować się wszystkimi ważniejszymi sprawami, on miał się skupić tylko na muzyce. Mało kto widział w tym problem. Przecież dawał sobie radę. Trudno patrzy się teraz na materiały wideo ze szpitala i z tego, co wydarzyło się potem. Twórcy filmu pokazują moment, w którym Avicii rozmawia ze swoim menadżerem w samochodzie. Jest ledwo żywy. Co chwile odpływa, pokazują się białka oczu. Praktycznie nie kontaktuje. A menadżer pyta, czy będzie miał pół godziny na wywiad. Opowiada o kolejnych koncertach. To jest właśnie prawdziwa cena popularności.

Instagram.com
Źródło: Instagram.com

„Na scenie jesteśmy bogami”

- Myślałem o szpitalu, o tej wizycie. Ale to ból, który trawił mnie później, był najbardziej przerażający. Budziłem się z nim każdego ranka – przyznał Tim. Ból męczył go kilka tygodni, potem wracał ze zdwojoną siłą.

d488pmv

Muzyk wspomina w filmie: - Podawali leki i mówi, że to nie uzależnia. Potem brałem jakieś 20 rodzajów leków. I każdy kolejny miał nie uzależniać. Z czasem czułem się przez to coraz gorzej. Niepewnie. Robiłem sobie krótką przerwę, potem udzielałem wywiadów i wracałem do grania.

Avicii zasłynął takimi utworami jak "Hey Brother", "Waiting for Love", "The Nights" i "Levels". W 2014 r. DJ znalazł się na trzecim miejscu najlepiej zarabiających muzyków. Młody, zdolny, bogaty. Czego chcieć więcej? Spokoju, którego nikt mu nie chciał dać.

- Czułem się źle, moje ciało czuło się źle. Ale nigdy nie odwoływałem koncertów. Nawet gdy czułem się tak, jakbym miał rozwalić sobie głowę o ścianę, działałem dalej. Robiłem sobie przerwy. Ale nie potrafiłem odpocząć, bo myślałem cały czas o tym, że za chwilę wrócę na trasę koncertową – opowiadał. - Moje życie było marzeniem wielu ludzi. Robiliśmy muzykę, tańczyliśmy.

d488pmv

Wycleaf Jean mówi w „True Stories”: - Na scenie jesteśmy bogami. Nie czujemy bólu. Artysta jest jak maszyna. Uderza w równym tempie. A potem się wypala.
I właśnie z tego przekonania najczęściej rodzą się tragedie. Artysta to w końcu nie człowiek. Jeśli jest na fali, to ma zrobić wszystko, żeby się na niej utrzymać. Zabawiać tłumy i nie mieć własnego życia.

Instagram.com
Źródło: Instagram.com

W 2016 roku chciał przejść na muzyczną emeryturę, zrezygnować z koncertowania. Jego stan zdrowia był coraz gorszy. W filmie pokazano reakcje jego współpracowników na to odejście. Menadżer przyznał, że „nie rozumiał wartości pieniądza”. Nie chcieli się zgodzić, by przestał koncertować. Był wykończony, a oni chcieli, by dał jeszcze 10 koncertów w Las Vegas.

d488pmv

- Kiedy zdecydowałem się przestać występować, oczekiwałem całkiem innej reakcji. Liczyłem na wsparcie. Byłem otwarty wobec ludzi, z którymi pracowałem i wszyscy wiedzieli o moich problemach. Wiedzieli, że próbowałem występować mimo napadów lękowych. Nie sądziłem, że wiedząc, jak bardzo źle się czuję, nadal będą wywierali na mnie presję, bym występował – opowiadał otwarcie. - Powiedziałem im, że muszę przestać. Że jeśli tego nie zrobię, w końcu umrę. Powtarzałem im to wiele razy

Instagram.com
Źródło: Instagram.com

Klub zamęczonych

Bergling chodził do psychiatrów, do psychologów i innych lekarzy. Zmieniał diety. Pracował nad sobą. Był zdeteminowany, by zmienić swoje życie. Przyjaciele zbudowali mu studio w pięknym domu na klifie z widokiem na morze. To były dla niego najlepsze chwile. Był szczęśliwy.

d488pmv

21 kwietnia tego roku jego menadżerka poinformowała, że nie żyje. Kilka dni później do mediów trafiło oświadczenie rodziny.

- Nasz ukochany Tim był poszukującą, kruchą, artystyczną duszą, poszukującą odpowiedzi na egzystencjalne pytania. Perfekcjonistą, który podróżował i ciężko pracował w tempie, jakie prowadziło do ogromnego stresu - czytamy w oświadczeniu. - Po zakończeniu trasy chciał odnaleźć równowagę w życiu, być szczęśliwym i zająć się tym, co kochał najbardziej: muzyką. Zmagał się z myślami o Znaczeniu, Życiu, Szczęściu. Nie mógł już tego wytrzymać. Chciał odnaleźć spokój. Nie odnajdywał się w machinie show-biznesu; był wrażliwą osobą, kochał swoich fanów, ale unikał światła reflektorów. Tim, zawsze będziemy cię kochać i za tobą tęsknić.

Dziś jego historia nie różni się wiele od tej, którą napisała Amy Winehouse, Kurt Cobain i jeszcze wielu innych artystów, którzy nie dźwignęli popularności, ciągłego koncertowania i presji, jaką wywierało na nich pół świata. Gdy celebryci mówią, że popularność to ciężka sprawa, bo ktoś robi ci zdjęcia na ulicy, to nie wiedzą wiele. Avicii miał tylko 28 lat. Problemów ze zdrowiem tyle, że mógłby obdzielić nimi kilku innych ludzi. I za mało osób przy sobie, którzy już dawno przekonali go, by skupił się na sobie.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

d488pmv
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d488pmv