Wodecki nigdy się nie oszczędzał. Żył, jakby jutra nie było
[GALERIA]
22 maja 2017 roku odszedł wielki artysta. Muzyk, multiinstrumentalista, kompozytor, aranżer, piosenkarz, aktor i prezenter telewizyjny. W każdej z tych ról sprawdzał się doskonale. Na jego piosenkach wychowały się całe pokolenia. Dzieci nuciły "Pszczółkę Maję", a dorośli "Chałupy". Był sympatyczny i serdeczny, w wywiadach rozbrajająco szczery. Młodsze pokolenie, które nie pamiętało, kim był Zbigniew Wodecki chociażby w latach 70., przekonał do siebie albumem stworzonym z "Mitch&Mitch". Choć miał wygląd dostojnego dżentelmena, wiódł życie prawdziwego gwiazdora. Niewielu wiedziało o jego przygodach z narkotykami, pracoholizmie, hulaszczym życiu i słabości do papierosów. Zbigniew Wodecki żył, jakby jutra nie było!
Bez pracy nie ma kołaczy
- Dużo pracuję! Bez pracy nie istnieję. Ciągle się zastanawiam, czego się muszę nauczyć, do czego przygotować. Bez przerwy próby, koncerty, nagrania. Jeżdżę po całej Polsce. Ale bez tego nie umiem żyć - wyznał w rozmowie z "Faktem".
Zbigniew Wodecki do samego końca nie rezygnował z pracy. Dlaczego? Powodów jest kilka, nie chodzi jedynie o pieniądze. Artysta otrzymywał już emeryturę, jednak była ona zbyt niska, aby zapewnić muzykowi życie na poziomie, do którego przywykł. - Mam 1400 zł emerytury i oczywiście, że muszę pracować... Bez pracy nie ma kołaczy! - powiedział w rozmowie z "Super Expressem".
"Bez pracy nie istnieję!"
Emerytura w tej wysokości Wodeckiego nie satysfakcjonowała. Wydaje się jednak, że bezczynność przerażała go znacznie bardziej niż przymus oszczędzania. Kochał pracować i występować. - Ja na emeryturze bym umarł. I chyba nie tylko ja, ale też wszyscy ludzie, którzy pracują w tym zawodzie, wymagającym wiecznego popisywania się i wysłuchiwania braw - powiedział szczerze w rozmowie z "Super Expressem".
Tytan pracy
- Znałem go ponad 30 lat. Nasza znajomość zaczęła się przy premierze słynnego widowiska "Z tyłu sklepu" Zenona Laskowika, gdzie jako młody choreograf zdobywałem arkana sceniczne. W tym programie byli sami artyści, a między nimi Zbyszek, który się okazał zupełnie normalnym facetem, komunikatywnym i fantastycznym. I ta znajomość ciągnęła się wiele lat, aż dotarliśmy do "Tańca z gwiazdami", gdzie spotkaliśmy się jako stare wygi. Nieraz się kłóciliśmy, ale to tylko na antenie i to z przymrużeniem oka. Później w garderobie było fantastycznie i wesoło. Był określony mianem człowiek-dusza - wspominał Piotr Galiński w rozmowie z WP Gwiazdy. - Okazał się tytanem pracy przy widowisku "Sonata Belzebuba", w którym grał główną rolę w Teatrze STU. Oprócz grania śpiewał i skomponował muzykę. Pokazał wtedy, że jest wielkim artystą. Był fantastyczny dramaturgicznie, pracował po 15 godzin dziennie, mógłby pracować całą dobę. To był facet nie do zdarcia i to go chyba zgubiło, za dużo pracował - podsumował juror tanecznego show.
Niejednego w życiu spróbował
Zbigniew Wodecki w rozmowie z "Super Expressem" przyznał, że temat narkotyków nie jest mu obcy. I nie chodzi o teoretyczne rozważania nad szkodliwością czy legalizacją. Piosenkarz, nie owijając w bawełnę, wyznał, że próbował tego i owego. - Paliłem marihuanę i próbowałem kokainy - powiedział.
Szanowany wokalista i muzyk do tej pory nie kojarzył się z używkami. Zawsze budził ogromną sympatię, a jego bujna fryzura skłaniała do żartów. Wydawało się, że kto jak kto, ale Wodecki nie ma żadnej "ciemniejszej" strony. A jednak!
- Ja nie narkotyzowałem się zawodowo nigdy, ale raz spróbowałem dobrej kokainy. Myślałem, że coś wielkiego się stanie, nic się nie stało. Czułem się dobrze - opowiedał. Z kokainą do czynienia miał raz, ale z innymi narkotykami stykał się wielokrotnie.
Luźne podejście do marihuany
Wodecki otwarcie przyznaje, że kiedyś palił marihuanę. Nie był to jednorazowy wyskok, sądząc po wnioskach wyciągniętych przez muzyka i powodach, które przyczyniły się do tego, że przerzucił się na papierosy z tytoniem.
- Sam paliłem kiedyś i nie palę tylko dlatego, że strasznie suszy - jego wyznanie w żartobliwym tonie idealnie wpisuje się w ideologię, którą Wodecki wyznawał. Opowiadał się za legalizacją marihuany i w jej popalaniu nie widział niczego zdrożnego. - Jestem przekonany, że jest mniej szkodliwa w tych ilościach, w których sobie popalą, od papierosów, które są teraz nie do palenia. Ja niestety palę. Poza tym ja mieszkam w Krakowie, tu każdy wdech marihuany jest zdrowszy niż wdech bez niczego - przyznał Wodecki w tabloidzie.
Palenie - moja słabość
- Palę jak jasna cholera! Palę na złość! Na złość tym, co mi zabraniają! Wolałbym sam rzucić palenie, ale nie, żeby mi kazali! - powiedział w rozmowie z serwisem zaszafie.pl. Jedną z największych słabości muzyka były papierosy. Wodecki doskonale zdawał sobie sprawę z paskudnego nałogu i często z niego żartował. Gdy jedna z internautek zapytała, jaki jest sekret jego legendarnej fryzury odpowiedział bez chwili wahania: Marlboro Lighty. - Rzucam palenie od 50 lat. I to nie dlatego, że są niezdrowe, tylko dlatego, że są coraz gorsze jakościowo. Staram się nie zaciągać... głęboko - dodał Wodecki.
Kobiety miały do niego słabość?
Choć w kuluarach głośno było o jego miłosnych podbojach, w wywiadach często podkreślał, że nie ma i nigdy nie miał powodzenia u kobiet. Wodecki nie przyznał się nigdy do żadnego skoku w bok. Mówiło się jednak, że potajemnie spotykał się między innymi z Zofią Czernicką, Hanną Banaszak i Ewą Sałacką.
- Jestem potulnym i spokojnym facetem – mówił Wodecki w rozmowie z "Faktem". – Nigdy nie byłem buntownikiem. Do rockmana też mi daleko. Pewnie dlatego na moich koncertach nigdy nie zjawiały się rzesze nastoletnich fanek. Ja byłem dla nich jedynie nudnym i zadufanym facetem z wielką grzywą. Do tego mam jeszcze romantyczną naturę i nie jestem dobry w podrywaniu. Dlatego powodzenie u kobiet miałem dość marne - wyznał skromnie.
Praca i życie gwiazdora odbiło się na jego zdrowiu
Jego bliscy współpracownicy twierdzą, że muzyk od 41 lat jest w trasie koncertowej. Dzięki zarobionym w ten sposób pieniądzom był zawsze gotowy pomagać dzieciom czy potrzebującym. Życie na scenie i pracoholizm odbiły się jednak na jego zdrowiu. Już trzy lata temu lekarze alarmowali, że powinien poddać się operacji wszczepienia bajpasów. Wodecki zdawał się to bagatelizować.
- Miałem robione badanie krwi, prawdopodobnie będę miał też koronarografię (badanie tętnic wieńcowych). Po nich lekarz zdecyduje, czy mam mieć poważniejszy czy mniej poważny zabieg, bo jakiś jest konieczny. Mam migotanie przedsionków i rozedmę płuc. To takie choroby trębaczy - mówił jakiś czas temu w "Rewii".
Okazuje się, że gwiazdor trzy lata zwlekał z poważną operacją. Nie bez znaczenia jest fakt, że w tym czasie dużo koncertował. Dopiero w maju po namowach kardiochirurga Wodecki zdecydował się poddać operacji wszczepienia bajpasów. W wyniku powikłań po niej doznał udaru.
Zawsze z dystansem i humorem
Aleksandra Kwaśniewska zamieściła na Instagramie dwa wpisy poświęcone Wodeckiemu. W jednym z nich pojawił się fragment jej wywiadu z muzykiem. Celebrytka podzieliła się też zabawną anegdotą.
- Równo rok wcześniej, gdy jechaliśmy razem samochodem, powiedział mi, że ma zaplanowany zabieg na serce. Bardzo się tym przejęłam, a on widząc to powiedział: 'Oleńko, nic się nie martw. To tylko serce. Wszyscy wiemy, że najważniejsze są włosy'. Tak go zapamiętam. Jako skromnego geniusza, żartującego z siebie nawet w sytuacjach, gdy nikomu nie było do śmiechu. Zbyszku, będziemy kochać do upadłego. Ale Ty już wszystko wiesz... - napisała wzruszająco Ola (zachowano oryginalną pisownię).