"Za komuny było lepiej, bo cenzurowali przed nagraniem". Krzysztof Piasecki o propagandzie w TVP
Przez 8 lat razem z Januszem Rewińskim komentował wydarzenia w Polsce w programie "Ale plama". Teraz zdradza, jak wyglądały kulisy programu i dlaczego dziś cenzura ma się lepiej niż w czasach komuny.
Krzysztof Piasecki od kilku lat nie pojawia się już w telewizji, nie prowadzi programów. "Ale plama" pamięta pewnie wiele osób. Cięty język Piaseckiego i Rewińskiego zapewnił produkcji spory sukces. Teraz satyryk w rozmowie z Magdaleną Rigamonti dla dziennik.pl przyznał, że Jacek Kurski dwa razy ocenzurował jego monolog.
- Kiedy program już był przeznaczony do emisji, przyszło zarządzenie „z góry”, że trzeba ocenzurować. Jak trzeba, to trzeba. Za komuny było lepiej, bo cenzurowali przed nagraniem. Zresztą, wtedy wszystko było jasne - był cenzor, było cenzurowanie, były pokazy dla cenzury – mówi Piasecki.
Przyznaje, że Jacek Kurski chciał mieć w Telewizji Publicznej podobny satyryczny program, który poprowadziłby Janusz Rewiński. Ten zgodziłby się jednak tylko, gdyby program prowadził też Piasecki.
- Kurskiemu chodzi o to, żeby również satyrą kopać leżącego, czyli opozycję, a kiedy mu to powiedziałem, z wrodzoną sobie delikatnością oświadczył: Jagiełło nie dorżnął Krzyżaków po bitwie pod Grunwaldem i potem miał problemy... Zatkało mnie. Ale tylko na chwilę. Zdążyłem jeszcze tylko sparafrazować słowa ministra, za którym i Kurski, i jego przyjaciele nie przepadają, że nie interesuje mnie dożynanie watahy – opowiada.
- Jacek Kurski myśli jak najlepszy propagandzista - dodaje.
Piasecki zdradził też jak wyglądały kulisy pracy nad „Ale plamą”. Nie wszystkim w końcu odpowiadało to, jak satyrycy komentowali w prześmiewczy sposób polityków.
- Śmialiśmy się z Jolanty Kwaśniewskiej. To był czas, kiedy niektórzy telewizyjni decydenci mieli pomysł, by z niej zrobić „królową ludzkich serc”. Pewnego dnia charakteryzujemy się z Januszem, smarują nas, pudrują, a obok półleży Bożena Walter, też charakteryzowana przed występem. Nagle Janusz do niej mówi: „Przepraszam bardzo, pani Bożeno, bo my się z tej Jolki tak naśmiewamy, a panie się tak przyjaźnicie, tak występujecie razem w tych reklamówkach fundacji... Nie za bardzo się naśmiewamy?”. I usłyszeliśmy tylko: „za bardzo”. I za chwilę nasz program zaczął skakać po ramówce, zmieniać godzinę emisji. To jest oczywiście znak, że coś się dzieje, że nie jest się mile widzianym, że zaraz zacznie spadać oglądalność, że można program wyrzucić – mówi.
Satyryk odniósł się także do swojego życia prywatnego, o którym nigdy nie mówi wiele. Miał syna, Wojciecha, który w marcu 2008 roku zmarł w wypadku snowboardowym.
- Mentalnie nie dopuszczałem do siebie myśli, że mój syn nie żyje. Nieprzeżyta żałoba jest czymś strasznym, najgorszym, bo ona się kumuluje. Proszę sobie wyobrazić, że dopiero teraz, po 10 latach przyszedł moment, kiedy świadomie mogę ją przeżyć – wyznał Piasecki w wywiadzie.