Zagrała "seksbombę", "legendę PRL". Dębska: Nikogo nie obchodzi, że jestem zupełnie inna prywatnie
- Słyszę o sobie różne plotki tylko dlatego, że zagrałam taką kobietę, jak Kalina. Bo to pasuje do obrazka - zagrała taką wulgarną i wyzwoloną, więc pewnie taka jest - mówi w rozmowie z WP Maria Dębska.
Magda Drozdek: Danuta Holecka wspominała o tobie, i o filmie w "Wiadomościach" TVP. Miło.
Maria Dębska: Nie oglądam "Wiadomości". Ale słyszałam, że był tam materiał o naszym filmie, co w sumie mnie zaskoczyło.
Kalina Jędrusik raczej nie pielęgnowała "cnót niewieścich".
Na pewno nie w wydaniu, które dziś jest promowane przez niektórych u władzy. Mogę tylko z czystym sercem zaprosić wszystkich na ten film. Z tego, co do mnie dociera, zwłaszcza dla kobiet to bywa wyzwalające doświadczenie.
A dla ciebie osobiście granie Kaliny Jędrusik było wyzwalające?
W pewnym sensie tak. Wyzwalające było wcielenie się w kobietę, która żyła na własnych zasadach, była wolna na każdym poziomie. A żyła w systemie, w którym bycie wolnym, było niezwykle trudne.
Zobacz: Bo we mnie jest seks" (2021) - zwiastun filmu.
Widzisz jakieś punkty wspólne z Kaliną?
Pierwszy raz mogłam zagrać aktorkę. Ale ten film porusza wiele tematów, które są wspólne dla nas wszystkich, choć przede wszystkim dla kobiet – np. to, że czasem czujemy się traktowane niepoważnie, tylko dlatego, że nie jesteśmy facetem. O tym, jak staramy się dopasować i zdobyć szacunek. O tym, czy da się być sobą, czy trzeba wciąż spełniać czyjeś oczekiwania. Ekipę filmu w przeważającej części stanowiły kobiety i naprawdę czułyśmy, że w pewnym sensie opowiadamy historię nas wszystkich.
"Bo we mnie jest seks" wchodzi do kin, gdy głośno mówimy o tym, jak traktuje się aktorki i też o tym, jak ważne jest pokazywanie historii silnych kobiet przez kobiety.
Nie ma dla mnie znaczenia, czy film robiony jest przez kobiety czy przez mężczyzn. Ale faktycznie była w tej produkcji silna, kobieca, siostrzana energia. I oczywiście to film, gdzie główna bohaterka to mocna, sprawcza kobieta. Takich produkcji wciąż jest dużo mniej niż tych, gdzie mężczyzna jest osią historii.
Kalina była odważna, bardzo bezpośrednia, przez co dla wielu kontrowersyjna. To dla ciebie coś nowego?
Na pewno, jestem dużo bardziej wstydliwa niż ona. Ale wychowałam się w domu, gdzie uczono mnie odwagi, empatii, w domu silnych kobiet. Ten bunt Kaliny nie jest mi obcy. Nie jestem osobą, która godzi się na wszystko, nie wyraża sprzeciwu, gdy coś jej nie pasuje.
Czego Kalina może nauczyć dzisiaj Polki?
Myślę, że mogłybyśmy wziąć od niej trochę tej odwagi. Żeby być takie, jak czujemy, jak chcemy, a jednocześnie mieć mnóstwo empatii do drugiego człowieka. I tej przyjemności smakowania życia. Żeby przeżyć życie na 100 proc., mieć świadomość swojej wartości, nie żałować niczego. Po pokazie w Gdyni słyszałam od kobiet, że chciałyby tak chociaż jeden dzień przeżyć jak Kalina. A może tak można przeżyć całe życie? Może nie zawsze da się robić tylko to, co się chce, ale wierzę, że ona dmuchnie nam trochę w skrzydła.
Kalinę sporo osób próbowało blokować, wywierać na niej presję.
Z pewnością musiało być jej momentami ciężko. Nie zapominajmy, że żyła w czasach cenzury i zakazów. Przez to jej odwaga wydaje się jeszcze większa. Ale film opowiada też o jej zupełnie zwyczajnej, codziennej stronie. Bywało tak, że wielka gwiazda nie miała za co zrobić zakupów. Musiała ciężko pracować na dom, bo mąż raz pisał, raz nie. Bywała prawdziwą "Matką Polką", oczywiście mocno szaloną.
Podkreślacie też w filmie, że dla wielu osób Kalina była po prostu "symbolem seksu" i na tym kończyli poznawanie jej. Jest w filmie scena, w której widzimy takie zachowanie szefa telewizji, które dzisiaj wprost nazywamy molestowaniem seksualnym. Przed laty Kalina nie bardzo miała komu powiedzieć, by wyciągnąć konsekwencje.
Z pewnością nie tylko ona doświadczała takich zachowań. Była artystką, która w tamtych czasach występowała przed kamerami z głębokim dekoltem, i nie brakowało ludzi, którzy uważali, że można ją sobie wziąć. Nie oddzielali jej wizerunku w filmach czy programach od niej samej. Ja też słyszę o sobie różne plotki tylko dlatego, że zagrałam taką kobietę, jak Kalina. Bo to pasuje do obrazka - zagrała taką wulgarną i wyzwoloną, więc pewnie taka jest. Tak działają media i dziś. Nikogo nie obchodzi, że jestem zupełnie inna prywatnie. Ciekawe, że z tego, co mi się wydaje, mężczyznę rzadziej wpycha się w takie schematy. Zagrał amanta, więc pewnie ma tysiąc kochanek? Raczej nie. Ale kobietę zawsze fajniej wcisnąć w rolę takiej trochę lekkich obyczajów. Myślę, że Kalina miewała trudne chwile, ale była kolorową wyspą na PRL-owskim firmamencie. Dziś takich świadomych kobiet, które stawiają granice, jest coraz więcej. Kalinie było trudniej niż nam dziś.
Co w kontekście, m.in. walki o prawa kobiet, znaczy dla ciebie ten film?
Bałam się, że może trochę się spóźnimy z takim tematem, ale tak nie jest. Prawa kobiet wciąż są wielkim tematem do rozmowy. "Bo we mnie jest seks" porusza temat kobiecej wolności, siły, opowiada o sile kobiecego wsparcia, o "girl power".
Fakt, my tu o polityce i seksizmie, a to zaskakująco kolorowy film. Nie skupiacie się na dramatach, o końcu życia Jędrusik, nawet wiele nie ma o jej życiu zawodowym.
O zawodowym trochę jednak jest. Żadnego życia nie da się opowiedzieć w dwie godziny. A szczególnie takiego życia, jakie miała Kalina. Nie ma zbyt wielu dobrych biografii, które opowiadają całe życie bohatera. Często wychodzi to zbyt ogólnie. Ten wycinek życia Kaliny jest piekielnie ciekawy. Kiedy pierwszy raz przeczytałam scenariusz, ten pomysł wydał mi się świetny.
Jak zareagowali ludzie, którzy znali osobiście Kalinę Jędrusik?
Bardzo pozytywnie. Zaraz po premierze w Warszawie podeszły do mnie dwie nastolatki, z rodziny państwa Jędrusików. To było bardzo wzruszające. Rozmawiałam po filmie z wieloma ludźmi, którzy Kalinę znali i bardzo ciepło go przyjęli. Między innymi z Wojtkiem Gąsowskim, który był jednym z naszych ekspertów. To niezwykle cenne, gdy ktoś, kto był blisko Kaliny, mówi mi, że ona na chwilę wróciła. Od członków jej rodziny usłyszałam, że daliśmy jej drugie życie.
Odczarowujecie Kalinę, która nie jest już tylko "największą skandalistką i seksbombą PRL".
Wiesz, wiele ludzi – zwłaszcza młodych – po prostu nie wie, kim była Kalina Jędrusik. Usłyszałam raz: "nie znałyśmy jej, ale teraz to byśmy się z nią chętnie wódki napiły". Cieszę się, że dla nich też "Bo we mnie jest seks" jest dobrą rozrywką.
Film promujecie też hasłem: "bo we mnie jest wolność". Czujesz się wolna?
Wewnętrznie tak. Ale kiedy patrzę na to, co się dzieje w naszym kraju, to zaczynam mieć wątpliwości. Na wiele rzeczy nie mam wpływu, ale wewnętrzną wolność mam mocno ugruntowaną.
Ciekawe, co powiedziałaby Kalina.
Tak, czasem się nad tym zastanawiam. Tyle się dzieje. Jestem porażona historią 32-letniej Izy, która najprawdopodobniej padła ofiarą ustawy antyaborcyjnej. Mam 30 lat i mam wokół siebie mnóstwo kobiet, które się rozwijają, są spełnione i chciałyby mieć dziecko, ale żyją w kraju, w którym jest to dla nich niebezpieczne. To mnie przeraża. Mam jednak w sobie sporo nadziei. Ten kraj to mój dom. Nie chciałabym widzieć przyszłości w czarnych barwach.