Żona Witolda Pyrkosza wspomina aktora. "Dostałam telefon ze szpitala. Nie było mnie przy nim"
[GALERIA]
Wiadomość o śmierci Witolda Pyrkosza wstrząsnęła jego bliskimi i fanami. Żona aktora nie może znaleźć sobie miejsca, po tym, jak trzy ostanie tygodnie czuwała w szpitalu przy mężu. Spędzili ze sobą 54 lata bez ani jednego kryzysu. Jak przyznała w rozmowie z "Super Expressem", gdy odchodził, nie było jej przy nim. Jak radzi sobie ze stratą?
- Musiałam pozałatwiać te wszystkie pogrzebowe formalności. Od proboszcza, przez cmentarz. Ja nie wiem, co ja teraz zrobię. Najchętniej tobym się położyła obok męża i żeby nas razem pochowali. Ja się wykończę. Długo to nie potrwa - zdradziła
Wiedziała, co się stanie
"Z mężem już nie było kontaktu"
- Taki miałam poranek, że dostałam telefon ze szpitala. Nie było mnie przy nim. Ale z mężem już nie było kontaktu - zdradziła w "Super Expressie". - Spędziliśmy ze sobą prawie 54 lata. To jest szmat czasu. Bez żadnych afer, bez kryzysów! Bez rozstania ani na chwilę!
Dobrana para
- Ja byłam samodzielną kobietą przez całe życie. No, ktoś to musiał ciągnąć wszystko - od spraw organizacyjnych do życiowych. Wszystko było na mojej głowie, bo miałam artystę w domu. Zawsze dawałam sobie radę, a teraz się rozsypałam... Ale będzie dobrze, nie ma innej opcji, choć już niestety nie ma mi kto mówić: "będzie dobrze". Nie wiem... Nie wiem, czy mnie szlag nie trafi. Każde serce ma jakąś wytrzymałość. Choć mąż powtarzał, że ma serce jak dzwon, prawda? - podsumowała Krystyna Pyrkosz.