Niełatwe losy głosu Pszczółki Mai. Ewa Złotowska cudem uszła z życiem. Jej mąż nie dostał drugiej szansy
Patrząc na zawsze pogodną twarz Ewy Złotowskiej, trudno uwierzyć, że życie tak często i boleśnie ją doświadczyło. Aktorka ma za sobą tragiczny wypadek, z którego cudem uszła z życiem oraz wieloletnie zmagania najpierw z chorobą alkoholową, a potem nowotworową ukochanego męża, którego straciła przed kilkoma laty.
Niełatwe losy głosu Pszczółki Mai. Ewa Złotowska cudem uszła z życiem. Jej mąż nie dostał drugiej szansy
Każde z tych traumatycznych zdarzeń zostawiło po sobie ślad, którego choć z trudem szukać na wciąż uśmiechniętej twarzy Ewy Złotowskiej, można usłyszeć w jej głosie. 76-letnia dziś aktorka, której największą popularność przyniosło użyczenie głosu pszczółce Mai w popularnej animacji, od ponad 20 wielu lat zmaga się z rzadkim schorzeniem neurologicznym.
- To się nazywa drżenie samoistne postresowe. To wszystko mówi, jakie miałam życie - podsumowała kilka lat temu w wywiadzie na antenie "Dzień Dobry TVN". Faktycznie, życie nie oszczędzało Złotowskiej, wielokrotnie stawiając ją w ekstremalnych sytuacjach.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Głos, który przyniósł jej sławę
Ewa Złotowska, aktorka i reżyserka, ma na koncie kilkadziesiąt ról telewizyjnych, teatralnych i dubbingowych. To właśnie za sprawą tych ostatnich filigranowa, mierząca zaledwie 150 cm artystka, zdobyła przed laty największą sławę.
Jej cieniutki głos na zawsze będzie już kojarzony z rezolutną pszczółką Mają, choć Ewa Złotowska użyczyła go w sumie ponad 40. różnym postaciom. Po raz ostatni kilka lat temu, kiedy była jeszcze w stanie panować nad swoim głosem.
Od 20 lat sama zmaga się z chorobą
Samoistne drżenie postresowe to zgodnie z nazwą choroba objawiająca się drganiami dłoni, wpływająca także na aparat mowy. Dla Ewy Złotowskiej, która zmaga się z nim od przeszło 20 lat, oznaczało w pewnym momencie rezygnację z ukochanej pracy przed mikrofonem i na scenie. Był to kolejny cios od życia, z jakim przyszło się jej zmierzyć.
Chciała wyrwać męża ze szponów nałogu
Ewa Złotowska, choć spełniona zawodowo, nigdy nie miała szansy jednak sprawdzić się w roli matki. W pierwszym, nieudanym ostatecznie małżeństwie, dwukrotnie traciła ciąże. W związku z Markiem Frąckowiakiem, z którym pobrała się na początku lat 90., mieli inne wyzwania, którym musieli sprostać. Choć oboje byli dla siebie miłością życia, ich związek był mocno doświadczony przez alkoholizm aktora.
- Problem z alkoholem okazał się nie do przezwyciężenia. Próbowałam wszystkimi możliwymi metodami, wyrwałam go ze środowiska, które miało na niego zły wpływ. Nauczyłam wielu rzeczy, na przykład miłości do zwierząt. Pokazałam, że można inaczej spędzać czas. Jednak ta walka okazała się w dużym stopniu bezskuteczna - opowiadała o nałogu męża w rozmowie z "Dobrym Tygodniem" Złotowska. Jednak i jej los nie oszczędzał.
Cios za ciosem
W 2002 roku aktorka cudem przeżyła wypadek samochodowy. - Byłam po takim wypadku, w wyniku którego zjeżdża się ze stołu w worku foliowym. Miałam wszystko potrzaskane w środku, pęknięcie tętnicy brzusznej, pełne wykrwawienie - opowiadała w "Angorze" Złotowska, której ostatecznie - po licznych operacjach i długiej rehabilitacji - udało się wrócić do sprawności. Kiedy dosłownie i w przenośni stanęła na nogi, nadszedł kolejny cios. Mąż Złotowskiej usłyszał fatalną diagnozę.
Marek Frąckowiak
W 2013 roku Marek Frąckowiak dowiedział się, że ma raka kręgosłupa. Choroba uderzyła mocno i gwałtownie. Popularny aktor zmagał się z nią niespełna pięć lat, kiedy nagle jesienią 2017 roku, zupełnie niespodziewanie dla ukochanej żony, odszedł z tego świata. Nie zdążyła się z nim nawet pożegnać. Kiedy późnym wieczorem wychodziła ze szpitala, nie sądziła, że widzi go po raz ostatni.
- Powiedziałam do Marka, że wracam do domu i że przyjdę wcześnie następnego dnia. Powiedział: 'Dobrze'. O godzinie ósmej rano dostałam telefon - wspominała na łamach "Dobrego Tygodnia" Ewa Złotowska.
Ewa
Od tamtych dramatycznych wydarzeń minęło prawie sześć lat. W tym czasie waleczna i pogodna z natury aktorka po raz kolejny znalazła w sobie siłę, by nie tylko podnieść się po starcie ukochanego męża, ale i zawalczyć o swoje zdrowie.
Dążąc do powrotu do większej sprawności i ograniczenia skutków neurologicznego schorzenia, jakiś czas temu poddała się eksperymentalnej terapii. Przeszła operację mózgu, która przyniosła pozytywne efekty.
- Okazem zdrowia raczej nie jestem, zaliczam się jednak do walecznych osób i łatwo się nie poddaję. Na początku roku w Klinice Neurochirurgii Szpitala Bródnowskiego przeszłam operację mózgu. Ale czuję się na tyle dobrze, że od kilku tygodni jeżdżę na próby do spektaklu "Dwie połówki pomarańczy", z którym będę podróżować po kraju – powiedziała parę miesięcy temu w wywiadzie dla tygodnika "Twoje Imperium".