16-latka popełniła samobójstwo przez rygor w szkole baletowej. Mamy komentarze
Przed snem zażyła tabletki, rano się nie obudziła. Historia nastoletniej Mai jest wstrząsająca. Natalia Lesz: "Ludzie, którzy w ogóle nie powinni mieć styczności z pedagogiką uczą młodych".
Przygoda Mai z baletem rozpoczęła się już w podstawówce. Dziewczynka zdała egzamin do szkoły baletowej śpiewająco. Na 100 chętnych dostaje się zaledwie jeden chłopiec i 25 dziewcząt, więc szanse były ograniczone. Maja je sobie wywalczyła i dostała się do warszawskiej szkoły baletowej.
W wieku 10 lat musiała być zdyscyplinowana. Nie mogła pozwolić sobie na takie szaleństwa jak jej rówieśnicy. Musiała stawiać się na dwugodzinne zajęcia o godzinie 8 rano. Później były to cztery godziny, a pod koniec nauki w szkole, sześć. W sumie cała edukacja trwa 9 lat, ale do matury niewielu wytrzymuje. Nie tylko ze względu na panującą dyscyplinę.
ZOBACZ TAKŻE: Rozenek: "Byłam w szkole baletowej dziewięć lat. Jak widzę puenty, to mam torsje!"
Maja nie wytrzymała presji. W czerwcu popełniła samobójstwo.
- Podobno zażyła wieczorem tabletki, rano już się nie obudziła. Miała tylko 16 lat, rodzice bardzo to przeżyli, ponieważ dziewczyna była jedynaczką - zdradza WP Gwiazdy osoba z otoczenia rodziny.
Rodzice pokładali ogromne nadzieje w karierze baletowej córki. Starali się, aby treningi były skuteczne, a ona coraz lepsza. Dziewczyna często doznawała kontuzji, dlatego była pod obstrzałem nauczycieli. Napiętą sytuację w szkole potęgowała długa lista obostrzeń. Uczennice mają zabronione wiele rzeczy. Cały czas trzeba dbać o odpowiednią dietę, nosić spięte włosy, stroje muszą być skromne, jest też zakaz noszenia biżuterii, makijażu i malowania paznokci. Nauczyciele nie mają dla dzieci listości. Padają wyzwiska, jest ciągła krytyka nie tylko umiejętności, ale też wyglądu czy wagi.
- Mama była regularnym gościem w szkole. Dowiadywała się o postępach córki, chciała ją wspierać - zdradza nam osoba związana z rodziną.
Rodzice byli niezwykle dumni z Mai. Nastolatka występowała w Teatrze Wielkim i w bardzo prestiżowych spektaklach. Była inna niż jej rówieśnicy. Zdyscyplinowana, w ostatnim czasie spokojniesza, bardziej zamknięta w sobie. W szkole, do której uczęszczała padały wyzwiska, panował ogromny rygor.
Wybitna balerina Natalia Maria Wojciechowska potwierdza, że w szkole baletowej panują trudne zasady. Dzisiaj sama prowadzi zajęcia i spotyka się z tym, że jej uczniowie doświadczyli wcześniej traumatycznych sytuacji.
- Coraz więcej dzieci ze szkoły baletowej, które przychodziły do mnie na zajęcia, opowiadało o wyzwiskach i upokarzaniu. Mówiły, że „pani na nie krzyczy, że są beznadziejne, że są idiotami, że są za grube”. Słyszały takie zdania jak: „spójrz na siebie, ty gruba krowo. Jak ty wyglądasz?”. Albo „ty platfusie jeden”, „do niczego się nie nadajesz” - powiedziała w rozmowie z "Newsweekiem" balerina, Natalia Maria Wojciechowska.
Celebryci, którzy ukończyli szkołę baletową również potwierdzają, że nauka tam to szkoła życia. Niezbyt przyjemna.
- Bardzo ważne jest to w jaki sposób nauczyciele zwracają się do dzieci, czy robią to z szacunkiem, czy krytykują w sposób kontruktywny. Z własnych doświadczeń mogę powiedzieć, że brakuje zdrowego podejścia nauczycieli do uczniów w szkołach artystycznych. Ludzie, którzy w ogóle nie powinni mieć styczności z pedagogiką uczą młodych i są stawiani na piedestale - powiedziała w rozmowie z WP Gwiazdy Natalia Lesz.
Małgorzata Rozenek, która skończyła szkołę baletową też nigdy nie ukrywała, że było ciężko. Sama spotkała się z różnymi sytuacjami, ale twierdzi, że edukacja tam wiele ją nauczyła.
- Szkoła baletowa jest bardzo specyficzna i ciężka. Wyobraź sobie, że oprócz tych wszystkich przedmiotów, które dzieci normalnie w szkołach mają, masz jeszcze kilka godzin dziennie ostrego treningu. Balet ma swoje korzenie w Rosji. W każdej dobrej szkole baletowej prym wiodą rosyjscy nauczyciele, którzy znani są z tego, że nie są łagodni. Szkoła baletowa albo uczyni cię niezniszczalnym, albo cię pogrzebie. Nigdy nie wiadomo, w którą stronę to się potoczy. Mnie nigdy nie spotkało nic, co jest aż tak traumatyczne. Jest to szkoła, w której nikt się nad tobą nie lituje. Pamiętam, co było takiego dziwnego. Publiczne ważenie. To było jakieś chore. Jak się było dzieckiem, to nie zdawałam sobie z tego sprawy. U nas był bardzo duży rygor żywieniowy. Dziewczyny to bardzo przeżywały. Nie wiem, czemu to miało służyć - powiedziała w rozmowie z WP Gwiazdy, Małgorzata Rozenek.
Wielokrotnie nagłaśniano już przypadki ze szkoły baletowej, kiedy uczennice się głodziły, bo chciały osiągnąć jak najlepszy wynik podczas ważenia. Nauczyciele nie szczędzili ostrych słów uczennicom.
- Nigdy nie było wyzwisk. Moi nauczyciele byli zawsze niezwykle surowi, ale nie przekroczyli granicy chamstwa. Ja słyszałam tylko: "Ty nie nadajesz się do baletu". Największą pochwałą było "zuch". Nie chcę też, żeby powstał wokół szkoły baletowej jakiś mit, bo można się tam też wiele nauczyć. Jeżeli się przewrócisz, to normalnym odruchem nauczyciela jest to, że podejdzie do ucznia i pomoże. W szkole baletowej nauczyciel robi ci aferę o to, że się przewróciłeś i zaburzyłeś pracę grupy. Jest się non stop krytykowanym. Non stop. Ale czy mi się to nie przydało w show-biznesie? Znam osoby, których zachwiało to pewność siebie. Ja miałam ogromne oparcie w rodzicach. Szkoła baletowa to jest trening dzień w dzień przez 9 lat w wieku, który najbardziej kształtuje człowieka. Nie mam braku pracowitości, który wyrobiłam sobie właśnie dzięki baletowi. Nigdy nie narzekam - dodaje gwiazda.