Andrzej Strzelecki czekał na przesyłkę z USA. Miał być w niej lek
Aktor zmagał się z rakiem. Tylko w Stanach Zjednoczonych był dostępny lek na jego rzadkie schorzenie. Dzięki pieniądzom ze zbiórki charytatywnej udało się go zdobyć. Ale Andrzej Strzelecki nie zdążył go zażyć.
Andrzej Strzelecki nie żyje. Zmarł 17 lipca w wieku 68 lat. W czerwcu br. jego rodzina poinformowała, że aktor cierpi na nieoperacyjny nowotwór płuc i oskrzeli. Jedyną szansą było sprowadzenie specjalistycznego leku zza oceanu.
- Okazało się, że 6 maja na rynek amerykański wprowadzono lek dokładnie na tę mutację mojej choroby, tego mojego genu. Czy to nie jest szczęście? Mam nadzieję, że i tym razem mnie nie opuści - mówił Strzelecki w ostatnim wywiadzie dla TVP.
Leczenie okazało się bardzo kosztowne. Córka aktora zorganizowała internetową zbiórkę i zachęciła kolegów ojca z branży aktorskiej do zorganizowania specjalnego koncertu. Również fundacja Artystów-Skolimów zaangażowała się w pomoc.
- O chorobie Andrzeja wiedzieliśmy od samego początku. Przekazaliśmy jako pierwsi fundusze, które potrzebne były na leczenie. Wierzyliśmy, że wszystko się uda, ale niestety - powiedział Ryszard Rembiszewski, prezes fundacji w rozmowie z "Super Expressem".
Dzięki temu kwotę ponad 1,5 mln zł udało się uzbierać w zaledwie kilka tygodni. Rodzina Strzeleckiego wiedziała, że nie ma czasu do stracenia. Jednak światowa pandemia utrudniała im szybkie działanie.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
- Sytuacja związana z pandemią koronawirusa nie jest dla nas sprzyjająca, procedury i wymagania są zdecydowanie bardziej restrykcyjne niż wcześniej, ale zrobimy wszystko, aby sobie z nimi poradzić - mówiła pani Joanna, córka Andrzeja Strzeleckiego.
Lek z USA był już w drodze. Niestety, nie zdążył jeszcze dotrzeć do Polski. Nie wiadomo, co teraz zamierza z nim zrobić rodzina aktora.