Anna Faris uniknęła śmierci. W wynajętym domu był wyciek gazu

Anna Faris spędzała urlop związany z Dniem Dziękczynienia w okolicach jeziora Tahoe, 800 km na północ od rodzinnego Los Angeles. Na wyjazd w góry zdecydowało się 12 członków jej rodziny – w wieku od 3 do 70 lat. Na miejscu groziło im śmiertelne niebezpieczeństwo i zdaniem lokalnych strażaków mieli dużo szczęścia, że uszli z życiem.

Rodzina Faris wynajęła dom, w którym nieszczelna instalacja gazowa spowodowała wyciek tlenku węgla. Aktorka opisała całą sytuację na Twitterze. Każdy urlopowicz bardzo szybko odczuł skutki zaczadzenia, ale zgodnie uznali, że złe samopoczucie to wynik przebywania na większej niż zwykle wysokości (otoczone górami jezioro Tahoe znajduje się na wysokości 1897 m. n.p.m.).

Dopiero po jakimś czasie dwoje krewnych Faris pojechało do szpitala, gdzie zdiagnozowano zaczadzenie. Lekarze zawiadomili straż pożarną, która pojechała do wynajętego domu i zbadała poziom tlenku węgla. Nawet przy otwartych oknach i drzwiach poziom ten przekraczał dopuszczalne normy ponad pięciokrotnie. Właściciel domu nie zamontował też żadnych czujników gazu i systemu ostrzegającego przez zaczadzeniem.

Szybko udzielono pomocy przyjezdnym i łącznie cztery osoby musiały się poddać hospitalizacji.

- Nie bardzo wiem, jak wyrazić moją wdzięczność strażakom z North Lake Tahoe – pisała Faris na Twitterze. – To dramatycznie głupia historia, ale czuję, że miałam dużo szczęścia.

Przypomnijmy, że Anna Faris to aktorka znana z "Tajemnicy Brokeback Mountain", "Między słowami", serii "Straszny film" czy "Alvin i wiewiórki", a ostatnio była związana z serialem "Mamuśka". Przez 9 lat była żoną Chrisa Pratta, z którym ma 7-letniego syna. Rozwiedli się w 2018 r. po kilkunastu miesiącach separacji. Pratt ułożyło sobie życie z córką Arnolda Schwarzeneggera, Katherine, z którą stanął na ślubnym kobiercu kilka miesięcy po rozwodzie.