Anna Korcz ostro o Polakach. "Obecne pokolenia muszą wymrzeć"
Anna Korcz uważa, że źródło nienawiści Polaków znajduje się w rodzinnych domach. Za przykład podała kolegę jej małego syna, który nazwał ją beznadziejną aktorką.
- Żyjemy w trudnych czasach, każdy każdemu jest wilkiem, dlatego nie ma żadnych szans na zjednoczenie – mówiła aktorka w rozmowie z "Twoim Imperium".
Korcz nie szczędziła mocnych słów, mówiąc wprost, że "dopóki wszyscy nie wymrzemy, nic się nie zmieni", bo problem leży w "polskim kodzie DNA".
- Ludzie muszą pozbyć się programów głęboko zakodowanych przez poprzednie pokolenia. (…) Muszą narodzić się ludzie pełni miłości do drugiego człowieka – mówiła aktorka. I chociaż wie, że połowa nie zgodzi się z nią i uzna, że jest w niej "dużo jadu i nienawiści", to nie boi się mówić głośno tego, co myśli.
Obejrzyj: Farna pokaże syna na Instagramie? "Sama decyduje, co i kiedy zdradza w mediach"
Zapytana o źródło nienawiści Korcz wskazała na rodzinne domy Polaków.
- Dzieci z natury są dobre i otwarte na świat, ale jak gąbka chłoną świat dorosłych. Mój syn nie obgaduje nikogo za plecami, nie podkłada świń, jest otwarty na innych. Chciałabym, żeby jego koledzy też tacy byli.
Zobacz także: Anna Korcz: straciła wszystko. Rozstanie okupiła nerwicą
Korcz przywołała sytuację, gdy Janek kilka lat temu wrócił ze szkoły i opowiedział mamie o przykrym zdarzeniu. Jeden z jej kolegów powiedział mu, że jego mama jest beznadziejną aktorką.
- No przecież kilkuletnie dziecko samo tego nie wymyśli – mówiła Korcz w tygodniku.
Wyznała, że swojego 9-latka uczy wiary, szacunku, uczciwości i miłości. I chociaż ona sama jest "wbrew instytucji Kościoła, to żyje według dekalogu" i zdecydowała się puścić Janka do pierwszej komunii świętej.