Artur Barciś płakał z powodu pracy. Chciał zarobić na mieszkanie
Artur Barciś zdradził w niedawno wydanej książce, że gdy nie było go stać na mieszkanie, poleciał do Nowego Jorku w poszukiwaniu pracy. Ostatecznie podjął się takiej, która zagrażała jego życiu.
Artur Barciś w książce "Aktor musi grać, by żyć" opowiedział o czasie, jaki spędził w latach 80. w Nowym Jorku. Aktora nie było stać wtedy na zakup własnego mieszkania, więc chciał sobie zarobić na nie za wielką wodą. Jednak już na początku swojego pobytu napotkał na problemy. Musiał się wyprowadzić z mieszkania znajomych po dwóch dniach, bo właściciel nie zgodził się na kolejnego lokatora.
Gwiazdor gorączkowo szukał pracy. Pytał w gastronomii czy u krawców, ale zarobek nie był najlepszy, więc zrezygnował z tych zajęć. Ostatecznie trafił na osobliwą ofertę – poszukiwano ochotników do zrywania rakotwórczego azbestu w wieżach World Trade Center. Z racji, że chętnych zbytnio nie było, początkowa stawka siedem dolarów za godzinę z czasem wzrosła do dziesięciu.
Zobacz: Alec Baldwin zastrzelił operatorkę i zranił reżysera. Tragedia na planie filmowym w USA
Barciś, ubrany w niewygodny strój ochronny i maskę, pracował przez sześć tygodni nawet po 15 godzin dziennie. Nie wspomina tego czasu najlepiej. – Czasami strasznie płakałem, bo byłem mały i drobny, a większość kolegów rosła i silna. Nawet dla nich to była zbyt ciężka praca. Czasami ryczałem też z tęsknoty – powiedział Kamili Dreckiej, która przeprowadziła z nim rozmowę na potrzeby książki.
Ciężka praca się opłaciła. Barciś po powrocie kupił mieszkanie, a także… malucha. Wraz z żoną Beatą pojechali do Hiszpanii.