Borelioza, a nie depresja
O swoich problemach Lavigne mówiła już w 2015 r.
Podstępna choroba, która zaatakowała gwiazdę, najpierw długo nie dawała o sobie znać. Później stała się wyzwaniem dla lekarzy. Nie potrafili postawić odpowiedniej diagnozy. W efekcie dramat kanadyjskiej artystki ciągnął się tygodniami. Nie miała siły chodzić, jeść, a nawet oddychać. W szpitalu nie znalazła pomocy.
Usłyszała za to, że zapewne ma depresję lub jest przemęczona. Dopiero po czasie rozpoznano, że w jej ciele rozprzestrzeniło się zakażenie boreliozą.
- Różni lekarze pytali mnie, dlaczego nie spróbuję po prostu wstać z łóżka i grać na pianinie. Inni sugerowali, że mam depresję lub syndrom chronicznego zmęczenia – wspominała Lavigne, która dzięki właściwej diagnozie mogła rozpocząć leczenie.