Byłem na premierze spektaklu "Być jak Beata". Muzyczne show podziwiałem u boku Kozidrak
"Być jak Beata" to teatralne show, jakiego w Polsce jeszcze nie było. Na uroczystej premierze w Teatrze Współczesnym w Szczecinie z zachwytem oglądałem stare, dobre hity Bajmu w nowej aranżacji. A wszystko to z Beatą Kozidrak na widowni.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.
Choć początkowo miała być sportsmenką, bardzo szybko porzuciła szermierkę i balet. Jej losy jako piosenkarki ważyły się już od wczesnych lat dziecięcych. Rodzice i przyjaciele widzieli w niej ducha sportowej walki, ale jedyny jaki w niej grał, to ten artystyczny.
Bajm założyła wspólnie z bratem i swoim przyszłym mężem. Pod koniec lat 70. nie mogła jeszcze wiedzieć, że występ w Opolu otworzy nową erę w historii polskiej muzyki, a ona sama wkrótce stanie się żywą legendą. Cztery dekady później Beata Kozidrak podsumowuje karierę swoją i Bajmu. Bo choć od początku stanowili jedność, to lubiła grywać solo.
Teatr Współczesny w Szczecinie uhonorował dorobek artystyczny Beaty Kozidrak, tworząc niepowtarzalny spektakl muzyczny oparty na jej największych hitach. Aktorom towarzyszył grający na żywo zespół muzyczny. Znane wszystkim piosenki nabrały oryginalnego brzmienia dzięki nowym aranżacjom Tomasza Lewandowskiego.
Co więcej, wśród publiczności nie zabrakło samej Beaty Kozidrak. Siedziałem obok niej. Tuż po sztuce piosenkarka na gorąco opowiedziała mi o swoich przemyśleniach.
Oskar Netkowski, Wirtualna Polska: Spodziewała się pani takiego widowiska?
Beata Kozidrak: Obsada rozbawiła mnie do łez. Dawno się tak dobrze nie bawiłam i nie śmiałam. Często oglądam komedie, ale w żadnej nie było tylu emocji, co w tym spektaklu. Nie zabrakło też uśmiechu i ironii, ale co najważniejsze, pojawiły się wątki bardzo mądre, które dotyczą nas wszystkich.
Jak zareagowała pani na pomysł, że ktoś chce w ogóle robić o pani sztukę?
Ucieszyłam się, bo to coś nowego dla mnie. I kolejna pochwała. Nagrodą jest fakt, że jestem inspiracją dla tak wspaniałych ludzi. Rok temu koncertowałam z młodymi artystami, z którymi graliśmy moje utwory w nowej odsłonie. No a teraz informacja o spektaklu, w którym znowu hity Bajmu usłyszeliśmy w nowych aranżacjach. Jestem bardzo szczęśliwa. Byłam ciekawa, jak to będzie. Ale myślę, że nikt się nie nudził.
Spektakl opowiada o castingu na rolę Beaty Kozidrak w filmie o jej życiu. Przychodzą na niego najróżniejsi ludzie, próbując panią naśladować. Które wcielenie podobało się pani najbardziej?
To prawda, każda z postaci była inna. Każdy z bohaterów opowiedział ludzką historię za pomocą moich piosenek. Pojawił się transwestyta, Turek, który prowadzi kebab w Polsce, a nawet zakonnica, która czuje się znudzona śpiewaniem tych samych pieśni na pielgrzymkach.
W spektaklu zagrała też moja przyjaciółka. To ta, która najlepiej zna Beti. Na co dzień spędza ze mną bardzo dużo czasu. Znamy się już od kilkunastu lat. Ona bardzo przeżywała ten spektakl. Nawet kiedy byłyśmy razem na wakacjach, ona ciągle uczyła się roli. I przysięgam, że nad morzem ćwiczyła rolę, żeby doprowadzić ją do perfekcji. Ona nie jest zawodową aktorką, jeszcze się uczy. Powiedziałam jej, żeby spełniała marzenia bez względu na wiek. Ale żeby nie było, nie zdradziła mi, co będzie robić jej postać. Widziałam tylko, jak podkradała mi ciuchy z domu.
Aktorzy podołali, wcielając się w Beatę Kozidrak?
Ja jestem bardzo spontaniczna i emocjonalna. Ci aktorzy musieli być często na moich koncertach, bo nawet tak jak ja poprawiali sobie co chwilę włosy. Udało im się oddać tę moją ekspresję.
Najbardziej do gustu przypadł mi "discopolowiec", który skradł show. I to był przykład na tę różnorodność. Absolutnie się nie nudziłam, a jestem wymagającym odbiorcą. Denerwowałam się, bo to show oparte na mojej twórczości. Ale to było tak ciekawie zrobione, że naprawdę jestem zachwycona i wzruszona.
Miała pani wpływ na scenariusz?
Tak, musiałam go zaakceptować. Ale prawda jest taka, że ja go sobie tylko przeczytałam. A to, jak to zostało przedstawione na scenie i jak aktorzy to zagrali, to było niesamowite. Oni na tej scenie byli każdym z nas. To mogła być pani z kiosku, która sprzedaje gazety, a która też chce być Beatą. Przekrój występujących osób był niesamowity. Spektakl i aranżacje przerosły moje wyobrażenie.
Można powiedzieć, że oddała pani swoją twórczość w ręce innych.
Tak, to prawda. Ja w ogóle jestem perfekcjonistką. Jak jeździmy po Polsce z trasą koncertową, to jestem pracoholikiem. Pilnuję, żeby każda piosenka miała swoje miejsce, żeby show nie nudziło publiki. I spędzam nad planowaniem wszystkiego naprawdę ogromną ilość czasu. Koncerty jubileuszowe z okazji 40-lecia Bajmu trwały dwie i pół godziny. Nie zdaje sobie pan sprawy, jaki to był lęk, czy to się wszystko sprawdzi.
Natomiast podczas spektaklu przez tę różnorodność, przez charakterystyczne postaci, przez elementy tego, że na przykład część była śpiewana rapem, to dało bardzo ciekawy i niepowtarzalny efekt. Zmęczona życiem kobieta z korporacji śpiewa "Wtedy płynę, wtedy płynę...". A ja znam te wszystkie życiowe tematy. Znam takie kobiety.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Jest pani autorką wszystkich swoich tekstów. Czy największe hity Bajmu w nowych aranżacjach zmieniły swoje pierwotne znaczenie?
Tak, dokładnie tak uważam. Ja nawet nie potrafię powiedzieć, który wykon zrobił na mnie największe wrażenie. Usłyszeliśmy "Piechotą do lata", "Józek nie daruję ci tej nocy", "Nie ma wody na pustyni", "Wtedy płynę" i wiele innych piosenek, które dzięki ludzkim historiom nabrały nowego sensu. Każdy z nich odzwierciedlał zupełnie coś innego. Te emocje dotyczą każdego z nas. Tą "Beatą" mógłby być każdy z nas.
Niejednokrotnie słyszę, że moje piosenki komuś pomagają. I to nie jest ślepo powtarzany slogan. Tutaj doszło do sytuacji, w której sama byłam poruszona moimi kawałkami. Wzruszyła mnie zarówno aranżacja, jak i sama gra. Zupełnie inaczej spojrzałam na te utwory. Miała wrażenie, że ci aktorzy chcieli mi coś dopowiedzieć przez te teksty. Każdy rozumie je po swojemu i odkrywa na nowo.
Wróciłaby pani do Szczecina zobaczyć jeszcze raz "Być jak Beata"?
Z ogromną radością! Naprawdę, przysięgam, dawno się tak szczerze nie bawiłam. Nie dlatego, że to był spektakl o mnie. Ale dlatego, że to ciekawy scenariusz. Śmieszne monologi, ale jednocześnie mądre i trudne. Dużo było tam prawdy.
Słyszałem, jak reagowała pani na to, co dzieje się na scenie. Na wątek o luksusowym życiu Beaty Kozidrak, krzyknęła pani: Przesada!
Ja cały czas jestem tą dziewczyną z Lublina. Wychodzę na scenę i jestem zwierzęciem estradowym, ale w życiu codziennym jestem normalnym człowiekiem, który jest tak samo wrażliwy jak pan. Wszytko to, czego się dorobiłam, zdobyłam w sposób prawy. Czyli talentem moim i mojego byłego męża. To była nasza wspólna praca. To nie było tak, że dostałam coś za nic. To była moja ciężka praca, dlatego nie mam się czego wstydzić. A w głębi serca zawsze jestem tą Beatą, która coś w życiu przeżyła. Beatą, która pokazała ludziom, że z Lublina i każdego miasteczka można zrobić karierę. Że nie ma zamkniętych dróg. Tylko trzeba mieć osobowość. To nie może być powtórka czegoś, co już było.
Czy spektakl wyruszy w trasie po Polsce? Może na pierwszy ogień Lublin?
Dostajemy dużo zapytań, ale jeszcze nic nie wiadomo. Wspaniały spektakl, wspaniali ludzie. Życzę tej sztuce ogromnego sukcesu. Człowiek odpowiedzialny za scenariusz powinien zrobić z tego komedię. Bo to było śmieszne, ale jednocześnie mądre. Warto to zobaczyć.
Być jak Beata, czyli być kim?
Powiem krótko: być sobą całe życie. Ja zaczynałam sama, zaczynałam w Lublinie. Byłam nikomu nieznaną dziewczyną. Ale dzięki marzeniom i ich wizualizacji można w życiu dokonywać naprawdę wspaniałych rzeczy. Można dojść do miejsca, w którym ja teraz jestem.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.