Były mąż zgotował jej piekło. Doda opowiedziała o lekach, depresji i "najgorszych myślach"
Dorota Rabczewska postanowiła zrobić instagramową konferencję prasową o przyszłości "Dziewczyn z Dubaju". Opisała też, jak jej relacja z byłym mężem wpłynęła na film i jego ukończenie. Wyznanie Dody są wstrząsające.
Doda postanowiła urządzić spontaniczną konferencję prasową, która dotyczyła "Dziewczyn z Dubaju". Choć widać było, że gotowały się w niej emocje, starała się wypaść profesjonalnie i nie popadać w dygresje dotyczące jej rozwodu czy relacji z mężem. Pretekstem do spotkania z fanami i mediami była sytuacja, która narastała wokół produkcji od kilku tygodni.
Na transmisji pojawiło się prawie 30 tys. osób, które nie słuchały Rabczewskiej i zbyt wcześnie zaczęły zadawać pytania. Piosenkarka denerwowała się i kilkakrotnie prosiła o niepozdrawianie i niezagajanie o sprawy niezwiązane z produkcją. - Nie mam siły na ten sajgon - wypaliła w końcu i wyłączyła komentarze, choć była już gotowa przerwać konferencję.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Doda rozpoczęła od zapewnień, że jest jej strasznie wstyd za zaistniałą sytuację i jedyne na tym jej zależy to dobro "Dziewczyn z Dubaju". Ze łzami w oczach przeprosiła twórców, aktorów i reżyserkę filmu za to, że są świadkami kłótni pomiędzy producentami. - Nie nazywam się Doda, jak się poddam - zapewniała.
Jak wyjaśniła Doda, która jest producentką kreatywną i posiada 50 proc. udziałów w filmie, wraz z Marią Sadowską (reżyserką) nie została wpuszczona na wcześniej umówiony, ostateczny montaż "Dziewczyn z Dubaju". Z powodów biznesowych, mając na uwadze interesy inwestorów, chciała skrócić film, ponieważ wyszedł za długi (2 godz. i 20 min.). Rabczewska stwierdziła, że pracę uniemożliwia Emil Stępień.
Rabczewska zapewniała, że było to zachowanie niezgodne z prawem, ponieważ zarówno ona, jak i Maria Sadowska mają prawo wpływać na ostateczny kształt filmu, co jest zawarte w umowie. Jeśli taka sytuacja się powtórzy, Doda zamierza wezwać policję i pozwać firmę, która jest w posiadaniu filmu.
Jednocześnie od soboty zatrudnieni przez gwiazdę prawnicy sprawdzają, czy Emil Stępień mógł sprzedać udziały Dody i tym samym pozbawić ją praw do filmu. Choć wydaje się to niemożliwe, Rabczewska zawstydzona przyznała, że jest taka możliwość, ponieważ w pełni ufała mężowi i czasem podpisywała dokumenty, bez zagłębiania się w ich treść.
Piosenkarka stwierdziła, że jeśli tak się stało, to Stępień poniesie wszelkie konsekwencje finansowe, związane z filmem. Dodała też, że jak na razie pozwy czy medialny lincz kierowane są pod jej adresem. Doda zapewniła też, że premiera odbędzie się, ale jej może na niej zabraknąć.
ZOBACZ TEŻ: Doda weszła na plan swojego filmu. Pokazała pierwsze ujęcia
Choć piosenkarka starała się unikać prywaty, opowiedziała o tym, co się działo w jej małżeństwie. Rabczewska przyznała, że nie mieszka z Emilem Stępniem od dwóch lat, pozwu rozwodowego nie wnosiła tylko ze względu na słaby stan psychiczny. - Byłam na dnie - powiedziała i dodała, że "miała najgorsze myśli".
Według relacji Dody były mąż znęcał się nad nią psychicznie. Piosenkarka przyznała się do depresji, terapii i zażywania leków psychotropowych.
Na konferencji często pojawiały się pytania o Stępnia. Rabczewska wyznała, że nie ma z nim kontaktu od kilku miesięcy, jej były mąż "jest nieuchwytny i nie zjawia się na rozprawach rozwodowych". Twierdzi też, że ekspartner regularnie wysyła maile do jej mamy, w których treści są m.in. groźby.
Doda bardzo starała się wypaść rzeczowo i profesjonalnie. Kilka razy komentarze internautów wyprowadziły ją z równowagi, ale ogólne zrobiła bardzo dobre wrażenie. Zwłaszcza w części poświęconej deprecjonowaniu jej i Marii Sadowskiej z uwagi na płeć. Widać było też lęk o przyszłość filmu i troskę o ludzi zaangażowanych w jego powstawanie.
Gdzie szukać pomocy?
Jeśli znajdujesz się w trudnej sytuacji i chcesz porozmawiać z psychologiem, dzwoń pod bezpłatny numer 116 123 lub 22 484 88 01. Listę miejsc, w których możesz szukać pomocy, znajdziesz też TUTAJ.