Carlos Santana odwołuje trasę koncertową. Musi nabrać sił
Carlos Santana zasłabł na scenie we wtorek. Po tym, jak został odwieziony do szpitala, jego sztab odwołał najbliższe sześć koncertów w Stanach. Zapewnił też, że odbędą się one jeszcze w tym roku.
Podczas feralnego występu rockman został wyniesiony na noszach po tym, jak dopadł go udar cieplny. Lekarze stwierdzili, że za miesiąc Santana będzie mógł wrócić na trasę "Miraculous Supernatural" , ale na razie musi zwolnić. Tym bardziej, że w grudniu przeszedł nieplanowaną operację serca. Artysta nie podaje szczegółow, ale najprawdopodobniej wzczepiono mu by-passy.
Rockman ma 74 lata, ale ciągle nie oszczędza się i to nie tylko na scenie. Jest wielkim fanem halucynogenów, które, jak twierdzi, pomagają mu w medytacji.
Legalna marihuana w Niemczech? Może to się wydarzyć już niedługo
- Lubię zgłębiać siebie z innej perspektywy. Nurkuję w miejsca, normalnie niedostępne dla moich emocji i świadomości - przyznaje w wywiadzie dla "Daily Telegraph". Zwraca też uwagę, że narkotyki i medytacja lubią ciszę, więc słuchanie i granie muzyki na haju jest dla niego nieporozumieniem. Nie wspomina najlepiej występu na Woodstock w 1969 r., który dla fanów stał się początkiem jego legendy. Santana był wtedy na meskalinie.
- To było niezwykle przerażające stać przed 150 tys. ludzi i odczuwać, że szyjka gitary zamienia się w węża - wspomina.
Carlos Santana to jeden z niewielu wirtuozów gitary na świecie, a jednak nieprzerwanie od 50 lat nie ma dnia, żeby nie doskonalił swojej gry.
- Nie ćwiczę skal i akordów, robię sobie spacer po szyi mojej gitary z Johnem Coltranem lub Stevie Wonderem. Uczę się, jak wejść coraz głębiej w nutę - wykłada swoją filozofię Santana. I dodaje, że nie ma nic przeciwko temu, żeby umrzeć na scenie w trakcie tych poszukiwań.