Dawid Podsiadło i Taco Hemingway na Narodowym. Ależ to był koncert!
Taco Hemingway i Dawid Podsiadło dali z siebie wszystko. Lokalne tożsamości, czułość i namiętność, depresja - dwóch najpopularniejszych polskich wokalistów doskonale rozpoznaje potrzeby i aspiracje współczesnej młodzieży. Tłumy oklaskiwały ich wspólny koncert na Stadionie Narodowym.
Dawid Podsiadło i Taco Hemingway to artyści kompletnie różni. Dzieli ich wiele: kilkuletnia różnica wieku, muzyka, którą grają, podejście do obecności w mediach i umiejętność radzenia sobie na scenie. A jednak coś ich łączy: ogromna popularność i wspólny koncert na Stadionie Narodowym, który wyprzedał się błyskawicznie. I jeszcze jedno: Dawid Podsiadło i Taco Hemingway niezwykle celnie diagnozują potrzeby i aspiracje współczesnej polskiej młodzieży. A ona ich za to kocha. Było to widać na pełnym stadionie prawie przy każdej piosence.
Z gorącym przyjęciem spotykały się te utwory, w których artyści poruszali tematy okołomiłosne i okołoerotyczne. To choćby "Wszystko jedno" i "Wwa VHS" Taco Hemingwaya - młodzi słuchacze chętnie dawali się zabrać raperowi w wędrówki po warszawskich klubach w poszukiwaniu bliskości i namiętności.
Nie inaczej było przy "Nie ma fal", wielkim przeboju Podsiadło, którym zaczął swój koncert. Opowiada on o ostatnim momencie związku, skąd jest już tylko krok do rozstania.
Pobierz WP Pilot na iOS lub Android i oglądaj!
A od tego blisko jest też do depresji i innych problemów, z których obaj artyści chętnie się zwierzają w swojej twórczości. I nawet jeśli powody ich psychicznych kłopotów są zgoła odwrotne niż w przypadku ich fanek i fanów, ci ostatni żywo reagowali na piosenki o cenie wielkiej sławy i nagłego wzbogacenia się czy tęsknocie za odebraną prywatnością.
Trzydziestokilkuletni rodzice nastolatek i nastolatków bardziej niż ci ostatni - jednych i drugich na stadionie było mnóstwo - mogli się utożsamiać z "Nostalgią" Hemingwaya, smutnym hymnem kończącej się młodości. W finałowym "Tamagotchi" emocje były raczej zapośredniczone, ale szaleństwo pod sceną - jak najbardziej prawdziwe.
Swego rodzaju sprzecznością może się wydawać równie intensywny aplauz przy wielkomiejskich, bardzo mocno zakorzenionych w lokalnej warszawskiej scenerii piosenkach Taco Hemingwaya i prawdziwym hymnie ludzi spoza metropolii, "Małomiasteczkowym" Podsiadły. Ale to sprzeczność tylko pozorna. Raz, że na koncert do stolicy przyjechało mnóstwo osób, także z małych miast. Dwa, że przecież spora część warszawiaków to przyjezdni z najróżniejszych miejsc w Polsce.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Entuzjazm przy utworach odwołujących się do lokalnych korzeni pokazuje bardzo wyraźnie, jak mocno młodzi ludzie potrzebują piosenek kształtujących i wzmacniających ich regionalną tożsamość.
Najwięcej dostali ich oczywiście rodowici i przyjezdni mieszkańcy stolicy: był "ZTM" z odniesieniami do komunikacji miejskiej, ale przede wszystkim: "Następna stacja”"- raperska gawęda o podróży warszawskim metrem, dziś już ciut nieaktualna po niedawnym otwarciu trzech nowych stacji.
Duży entuzjazm wywołała piosenka "Antysmogowa maska w moim carry-on baggage". Nie tylko ze względu na gościnny udział popularnego rapera znanego jako Pezet. Ale także dlatego, że tytułowy gadżet stał się jednym z najważniejszych atrybutów wielkomiejskiego życia. Dla jednych to moda, dla innych - troska o zdrowie, jeszcze inni czynią z maski symbol świadomości ekologicznej. Ta ostatnia znalazła bardzo wyraźne odbicie w apelu, który Podsiadło nagrał przed koncertem i wyemitował na telebimach w jego trakcie - mówił tam o zagrożeniach ekologicznych i o tym, jak ważne są choćby małe, prywatne kroki, które pozwalają je powstrzymywać.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Wielkie emocje wywołał też jeden z najbardziej kontrowersyjnych utworów ostatnich lat - chodzi o "W dobrą stronę", piosenkę której nie sposób odczytywać inaczej jak pochwałę chodzenia na kompromis z rzeczywistością. Mimo rozczarowania wielu - zwłaszcza starszych - osób, młodzież znakomicie czuje się, trzymając z daleka od wszelkiego buntu. Gorące przyjęcie tego przeboju na koncercie było tego znakomitym wyrazem.
Wieczór zakończył się symbolicznym pojedynkiem obu muzyków przy stole do ping-ponga. Wynik był nieważny - tego wieczoru obaj odnieśli wielkie wspólne zwycięstwo w walce o stworzenie pokoleniowego wydarzenia, a nawet o to, kto będzie głosem współczesnej polskiej młodzieży.