"Dziadek przyjechał!". Byliśmy na jubileuszowym koncercie Krzysztofa Krawczyka
Na scenę wyszedł pod ramię z organizatorem imprezy. Czekała na niego publika, która po brzegi wypełniła warszawski klub. Szwankujące biodro dawało się we znaki, ale nie było w stanie zatrzymać parostatku, którym Krzysztof Krawczyk zabrał fanów w podróż po swoich największych hitach.
Krzysztof Krawczyk w liczbach to 73 lata w metryce, 55 na scenie, ponad 40 albumów, 3 małżeństwa, tysiące fanów i setki zagranych koncertów. 15 grudnia w warszawskim klubie Hula Kula artysta zakończył rejs jubileuszowej trasy koncertowej, w której świętował ponad 5 dekad życia zawodowego. Nie mogło nas tam zabraknąć.
"Dziadek przyjechał!"
Takimi słowami piosenkarz przywitał fanów. Z uśmiechem na ustach, ogromną życzliwością, ciepłem i dystansem do siebie wyszedł na scenę. Nie użalał się nad sobą, ale powiedział jak jest - ciągle nie za dobrze. Temat zdrowia Krzysztofa Krawczyka od długiego czasu spędza sen z powiek jego wielbicieli. Jego skołatane biodro wciąż dochodzi do siebie.
Kulejący, pod ramię ze swoim pomocnikiem, spóźniony 20 minut, w końcu pojawił się na scenie.
- Pozwólcie, że dziadek usiądzie. Jestem w trakcie rehabilitacji - rzucił ze sceny, wychodząc na jej frontalną część z pomocą managera.
Wielu fanów nie dowierzało, że doczeka się koncertu Krawczyka. Muzyk od lat choruje, ale co ważne, ostatnio czuje się lepiej. Chudnie, ma coraz lepsze wyniki, a dzięki temu uniknie kolejnej operacji. 14 lat temu miał wszczepianą endoprotezę jednego biodra. Obawiał się, że będzie musiał wymienić kolejne, jednak do zabiegu nie dojdzie. Nie ma takiej potrzeby. Przypomnijmy, że Krzysztof Krawczyk przyjął niedawno ostatnie namaszczenie.
Artysta ostatecznie wyszedł na scenę i dał koncert, który porwał kilkupokoleniową publikę. Przedział wieku? W tłumie ludzi zobaczyliśmy nastolatków, studentów i osoby w wieku średnim. O dziwo, najmniej było seniorów. Na koncercie Krzysztofa Krawczyka czuliśmy się jak na dyskotece.
"Odpływamy!"
Po tym wykrzyczanym słowie muzyk zaserwował "Parostatek". Ten przebój w morzu innych wielkich hitów Krzysztofa Krawczyka cieszył się największym entuzjazmem.
Piosenkarz podczas show nie tylko przemawiał do fanów, ale także oddawał im głos. Prosił, by wykrzykiwali określone teksty w rytm jego utworów oraz kończyli ich wersy.
Krzysztof Krawczyk nie dawał po sobie poznać, że jest zmęczony. Podobnie jak publiczność, która pod sceną urządziła sobie prawdziwy dancing. Dokładnie taki, jakie piosenkarz na pewno pamięta z dawnych lat. Tyle, że teraz z nieco "odmłodzoną" publicznością.
Koncert wkrótce miał się skończyć, ale Krzysztof Krawczyk nie zatrzymywał parostatku. Hit za hitem artysta jakby nabierał na siłach. Aż w końcu wstał, co zszokowało publiczność.
Odtąd śpiewał na stojąco.
Bo jesteś Ty
U boku Krzysztofa Krawczyka ciągle obecna była jego żona. Śpiewała w chórkach artysty, ale to nie wszystko. Dała się poznać z najlepszej strony. W trakcie show nie szczędziła gwiazdorowi czułych gestów, dając wszystkim przykład ich wielkiej miłości.
Między tymi dwoje wciąż gołym okiem widać było płomienne uczucie. A to, nawet po 34 latach małżeństwa bynajmniej nie wydaje się gasnąć. Przy piosence "Bo jesteś Ty" żona artysty, Ewa, usiadła mu na kolanach! Taki obrazek rozemocjonował publikę. Gromkie brawa wielbicieli były aplauzem dla miłości.
Kiedy koncert dobiegł końca, a muzyk zszedł już ze sceny, głos zabrała żona Krawczyka, którą dotąd słyszeliśmy tylko z drugiego rzędu.
- Dziękuję wam! Jestem pewna, że dzięki takim fanom mój Krzysiu szybciej stanie na nogi - powiedziała wzruszona Ewa Trylko, patrząc na tysięczny tłum.
Przypomnijmy, że Krzysztof Krawczyk był trzykrotnie żonaty. Z Ewą Trylko jest od ponad 30 lat. Związał się z nią po nieudanym małżeństwie z piosenkarką Haliną Żytkowiak.
Momenty zatrzymania
Finał jubileuszowej trasy Krzysztofa Krawczyka był nie tylko okazją do zabawy przy jego nieśmiertelnych hitach, ale także czasem na chwilę refleksji. Piosenkarz dzielił się z młodymi przemyśleniami na temat życia.
Wcielając się w rolę mentora, powiedział ze sceny:
- Mój tata zawsze mi powtarzał, że kiedy Bóg jest na pierwszym miejscu, cała reszta w życiu jest na właściwym miejscu - usłyszeliśmy wspomnienie Krzysztofa Krawczyka.
Artysta wyraził także wdzięczność za wsparcie fanów podczas jego 55-letniej kariery muzycznej.
- Dzięki wam moja rodzina nigdy nie była głodna. Dziękuję za wiele lat wspólnego koncertowania - pożegnał się z publiką.
Na koniec fani usłyszeli jeszcze świąteczne życzenia w postaci własnej wersji "Snow is falling" Krzysztofa Krawczyka.
Młodzi go potrzebują
Na koncert Krzysztofa Krawczyka poszliśmy z dozą dystansu. To, że jego muzyka ciągle żywa jest nawet na studenckich domówkach, wiedzieliśmy z Instagrama. "Mój przyjacielu", "Chciałem być" i wiele innych ponadczasowych utworów ciągle rozbrzmiewa na imprezach karaoke i posiadówkach młodzieży.
Ale nie spodziewaliśmy się, że ci młodzi ludzie naprawdę wydadzą 50 zł (bo tyle kosztował bilet), żeby zobaczyć go na żywo.
Krzysztof Krawczyk zapisze się w historii polskiej muzyki nie tylko jako artysta, który od lat 60. bawił ludzi swoją muzyką, ale przede wszystkim jako showman. Bo trzeba mieć w sobie to coś, żeby w sędziwym wieku usłyszeć dwudziestokilkuletnią publiczność skandującą swoje imię.
Mamy nadzieję, że rejs Krzysztofa Krawczyka będzie trwał jeszcze długie lata, a na pokładzie jego parostatku zagości jeszcze wiele pokoleń!