Ewa Bem zaśpiewała dla TVN24. Teraz zdradza powody decyzji. Niektóre są bolesne
Jedną z największych gwiazd czwartkowego koncertu z okazji 20-lecia istnienia stacji TVN24 była Ewa Bem. Dla artystki był to wielki powrót na scenę po kilku latach przerwy. W wywiadzie dla Wirtualnej Polski opowiada, jak się czuła, stając znów przed ogromną publicznością.
Przemek Gulda: Wróciła pani na scenę po długiej przerwie…
Ewa Bem: Tak, była bardzo długa, trwała około czterech lat. To była przerwa w koncertowaniu, w występach publicznych, a nawet, powiedziałabym, w życiu. Gwoli ścisłości: moje pierwsze koncerty po powrocie to występy na festiwalach Ladies Jazz w Gdyni i Złota Tarka w Iławie.
Jakie to było wrażenie: znów stanąć na scenie przed tłumem fanek i fanów?
- Gigantyczne. Nie mogę użyć innego słowa. Bo właśnie gigantyczne wrażenie robi moment, kiedy cały amfiteatr wstaje, wita mnie na stojąco i na stojąco słucha mojej pierwszej piosenki. Obserwując pierwsze dni sopockiego festiwalu, zauważyłam, że publiczność jest na nim wyjątkowo "karna".
Wszyscy wstają, śpiewają, machają rękami na każde wezwanie artystek i artystów czy osób prowadzących koncerty. Kiedy stoi się na scenie, to bardzo ważne. Takie wsparcie ze strony publiczności bardzo pomaga, a wręcz pozwala się "unieść".
ZOBACZ TEŻ: "Lex TVN". Biznes mówi ostro: "Zamach na prawa własności i wolne media"
Dlaczego właśnie tę imprezę wybrała pani na miejsce swojego powrotu?
- Szczerze mówiąc, trudno powiedzieć, że ją wybrałam. Było raczej odwrotnie - to mnie zaproszono, aby tam wystąpić. Nie ukrywam, że bez wahania zdecydowałam się to zaproszenie przyjąć. I muszę przyznać, że spore znaczenie miał też fakt, że chodziło o koncert jubileuszowy z okazji 20-lecia funkcjonowania TVN24.
Czemu miało to dla pani takie znaczenie?
Od dawna, właściwie od samego początku istnienia tej stacji, bardzo z nią sympatyzuję i wspieram, jak mogę. Z różnych powodów. Zaspokaja ona moje potrzeby dotyczące dowiadywania się o tym, co się dzieje w Polsce i na świecie, nie tylko jeśli chodzi o kwestie polityczne. Zaspokaja ona także moje potrzeby kulturalne.
Mam z tą stacją mocne związki czysto prywatne. Mój mąż był przy zakopywaniu kamienia węgielnego, stał ramię w ramię z Mariuszem Walterem. Moja córka Pamela Bem-Niedziałek, która odeszła cztery lata temu, była bardzo dobrze zapowiadającą się producentką i redaktorką. W TVN nadal pracuje także mój zięć.
Czy pani występ na tym koncercie był jednorazowym wydarzeniem, czy wraca pani na scenę na dobre?
- Wracam. Ale pomału i bez szaleństw. Nie zamierzam jeździć w tę i z powrotem po całym kraju z koncertami. Mam zamiar przyjmować tylko takie propozycje, które będą mnie z jakiegoś powodu szczególnie interesowały i będą stanowiły artystyczne wyzwanie.
A płyty? Nowe nagrania?
- Na razie jestem całkowicie pochłonięta przygotowaniami do wydania materiału koncertowego, zarejestrowanego z zespołem Andrzeja Jagodzińskiego. Te nagrania "odleżały" już sporo czasu, bo dobre cztery lata. Najwyższy czas zaprezentować je publiczności.