JIMEK: Nie sądziliśmy, że uda nam się Historię Polskiego Hip-Hopu powtórzyć. Teraz porywamy się na jeszcze więcej
- Ten koncert wcale nie jest o mnie. To ja mogę oddać hołd ludziom, którzy byli dla mnie niesamowicie ważni. Ten koncert to komentarz do tego, co stało się z kulturą, która była totalnym undergroundem. Dzisiaj to absolutny mainstream – mówi JIMEK i zapowiada Historię Polskiego Hip-Hopu II. Druga odsłona wyjątkowego wydarzenia z rozmachem rozegra się 16 września na Stadionie Śląskim w Chorzowie.
Urszula Korąkiewicz: Czym dla ciebie jako kompozytora jest zderzenie pozornie odległych światów, jak muzyka symfoniczna i hip-hop? To uwalnia?
Radzimir Dębski: Totalnie. Ten rodzaj sprzeczności, pewnego konfliktu do rozwiązania jest dla mnie genialnym motywatorem. I jednocześnie wywołuje we mnie jakiś rodzaj przerażenia. Tylko takie projekty, które mają w sobie ten pierwiastek i wydają się niemożliwe, mają dla mnie sens. Takich szukam. Jeśli nie czuję, że nie mam do zaoferowania nic nowego, nie wniosę czegoś ciekawego, nie mam nawet ochoty się za to zabierać.
W tym przypadku porwaliśmy się na projekt naprawdę trudny do zrealizowania i już samo to, że wydarzyło się Bemowo, jest niesamowite. To były 92 kawałki i bite trzy godziny koncertu. Nie sądziliśmy, że uda się nam to powtórzyć. Teraz porwaliśmy się na jeszcze więcej i chcemy ten projekt rozwinąć. Nie wiem jeszcze, jak się rozkręcimy, ale jesteśmy gotowi na wiele.
W teorii - zgromadzenie kultowych raperów w jednym miejscu to marzenie fana. W praktyce to karkołomne zadanie. Jak spiąć w całość takie widowisko?
Kluczem jest to, że to nie oni są tu dla mnie, a ja dla nich. To mi daje pewien rodzaj spokoju, że ten koncert wcale nie jest o mnie. To ja mogę oddać hołd ludziom, którzy byli dla mnie niesamowicie ważni, uhonorować tych moich gości. I jedyne, co muszę zrobić, to pochylić się nad tym, co zrobili oni, będąc jeszcze młodymi chłopakami i nie wiedzieli o tym, jaką to będzie miało wagę.
Nie chodzi mi wyłącznie o przełom lat 90. i 2000, ale wszystko, co zdarzyło się do dzisiaj. Ten koncert to komentarz do tego, co stało się z kulturą, która była totalnym undergroundem, była wręcz nielegalna. W końcu sam termin "nielegale" wziął się przecież z wydawania płyt i kaset własnym sumptem, z pominięciem wielkich wytwórni, zupełnie po swojemu. A dzisiaj? Hip-hop to absolutny mainstream. Jest wszędzie.
To dowodzi, że droga, jaką przeszedł w ciągu niespełna 30 lat, jest naprawdę fascynująca. I że to jest kawał historii polskiej muzyki.
I ciekawe jest to, jak zmieniło się jego znaczenie. Jeszcze ciekawsze, jak hip-hop zachowywał się w Polsce. Wiedziałem, że mając ku temu dobrą platformę, muszę zderzyć tę amerykańską i polską historię. Bo zaiste hip-hop przyszedł do nas ze Stanów, ale docierając tutaj, zmienił się zupełnie. Dzisiaj możemy powiedzieć, że jest zglobalizowany, że to, co robią raperzy w różnych krajach, brzmi podobnie.
Ale wtedy, w latach 90. w Polsce był zdecydowanie bardziej odosobniony. Był odrębny, wykształcił zupełnie inny klimat i kolor. Nie miał w sobie ani grama cwaniactwa, przechwałek, bezczelności, czyli tego, co ogólnie hip-hop definiowało. U nas stał się muzyką chłopaków, którzy rymują o swoich problemach, frustracji, braku perspektyw. O tym, że są "niechciani i nielubiani", cytując Molestę. I o tym, że "tu nie chodzi o szelest, szacunkiem się płaci". Swoją drogą ciekawe, jak w rapie zmienił się stosunek do pieniędzy. Pomijając już to, jak zmieniły się perspektywy dzisiejszych dwudziestolatków w porównaniu z ówczesnymi. Zmiana w hip-hopie też odzwierciedla, jak zmieniliśmy się jako społeczeństwo.
A czym hip-hop był dla ciebie?
Wyrazem indywidualności. Hip-hop pozwolił też mi na moją własną identyfikację, na bycie odrębnym. Także od mojego środowiska. Wszyscy moi znajomi ze szkół muzycznych słuchali rocka. Byłem w szoku, jak wielu ludzi uważa, że hip-hop to nie jest nic ciekawego. Jak późno dostrzegli jego potencjał i skumali, że ma coś do zaoferowania. Aż w końcu stał się mainstreamem i gdzieś po drodze nas zdradził, jak wszystko, co się staje zbyt popularne.
Ta fascynacja, a w końcu też i fakt, że pochyliłeś się nad tym gatunkiem, było w jakimś stopniu twoim buntem, odejściem od klasycznej rodzinnej tradycji?
Moja droga jest naprawdę dziwna. Najpierw wysłali mnie do szkoły muzycznej i pewnie wynikało to poniekąd z tradycji, ale gdzieś w wieku 12 lat to znienawidziłem i przestałem do niej chodzić. Potem wróciłem w liceum, tyle że wtedy już sam chciałem. I w końcu ironicznie poszedłem na studia. W zasadzie nie wiedząc, po co to robię. Później, chociaż miałem już dziesięcioletnie doświadczenie, zostałem bez pracy.
A potem wszystko zmieniło się w jeden dzień, przez internet, dzięki Beyonce. Potem zająłem się muzyką elektroniczną, która miała niewiele wspólnego z moimi studiami. Aż w końcu wróciłem do orkiestr. Teraz robię tysiące rzeczy i czerpię z każdej mojej działalności. Nigdy z góry bym nie wymyślił, dokąd mnie ta moja ścieżka zaprowadzi.
Na studia poszedłeś ironicznie, ale czy to, że zrobiłeś dyplom kompozytora, wynikało z kompleksów?
Absolutnie z kompleksów. Cały czas zapieprzałem, żeby nikt nie mógł mi powiedzieć, że jestem gdzieś, gdzie nie powinienem być, albo że tylko dlatego, że mi się należy. Cały czas coś udowadniałem. I to, że stałem się znany za sprawą jakiejś wyższej instancji z zagranicy i z tego, z czego w zasadzie się nie kojarzyłem, sprawiło, że spadł mi kamień z serca. Poczułem wolność. Poczułem, że w końcu mogę robić coś, co nie wynika z moich kompleksów, jakiegoś musu czy rozliczania się z czegoś, na co nie mam grama wpływu.
I możesz sobie pozwolić na stworzenie naprawdę wielkiego widowiska.
Trochę sam siebie zapędziłem do narożnika. Bo w końcu to, co robimy, jest przedziwne. To nie jest muzyka dla każdego. To nie jest pop, który podoba się wszystkim i wyprzedaje stadiony. A my się na ten stadion porwaliśmy. Zdajemy sobie sprawę z jednorazowego charakteru tego wydarzenia. To niesamowicie wymagająca produkcja i pod względem technicznym, i pod względem finansowym.
Nie moglibyśmy zrobić z tego trasy na dwadzieścia koncertów, bo bilety na te koncerty kosztowałyby jakieś chore pieniądze. A do tego nie robimy czegoś, co jest łatwe, lekkie i przyjemne. Nie mamy też sprecyzowanego odbiorcy, ale jest to odbiorca wyjątkowy, bardzo otwarty. Fakt, że materializuje się wielkie wydarzenie oparte na muzyce, która wyszła tak naprawdę z wykluczenia, jest absolutnie niezwykły.
A jak niezwykłe jest przekładanie języka hip-hopu na muzykę symfoniczną? Jakich nakładów pracy to od ciebie wymaga?
Dla mnie to jest intuicyjne. Prawda, jest to niesamowicie czasochłonne i żmudne, ale przychodzi mi to naturalnie. Kręci mnie to, że mogę odtworzyć analogowo coś, co jest już tylko cyfrowym nagraniem. Trzeba zdać sobie sprawę z genezy tych nagrań. Przecież bity i sample były tworzone z najróżniejszych gatunków muzyki, były nagrane na żywych instrumentach. Samplowanie stało się niesamowitą techniką, która dała morze możliwości, jeśli chodzi o montaż i mozaikowość tych numerów.
Sam mam parę kawałków, w których wykorzystałem sample z utworów moich rodziców. Rap to jest historia o rewolucji w muzyce. A teraz ta historia zatacza koło, bo to, co powstało cyfrowo na pecetach, znowu gramy na żywo.
Jak bardzo pozwalasz sobie pójść podczas tego grania na żywioł?
Kiedy gram z orkiestrą, gram bez laptopa, bez żadnych cyfrowych bajerów. Kiedy gramy w plenerze, korzystam wyłącznie z jednego, który daje mi opcję mówienia do orkiestry. To z kolei mi daje nadprzyrodzone możliwości zmiany planu w ostatniej chwili. Partytura owszem, istnieje, ale możemy w tym labiryncie zmieniać kierunek w zależności od tego, co zrobią chłopaki z przodu. Może wtedy jest to niedoskonałe, zdarza nam się popełniać błędy, ale właśnie wtedy dochodzi ten rockowy charakter koncertu. Muzycy grają tak, jak nas poniesie.
To, ile nieoczywistych połączeń i rozwiązań daje orkiestra i jak nieskończenie można się nimi bawić, fascynuje mnie od lat. Bywa, że podczas koncertu czas się zakrzywia, jednym razem jest porządek, a innym totalny chaos. I to jest największa siła w tym graniu – ludzie.
Zdałeś sobie sprawę, że w zasadzie kondensując historię hip-hopu, do tego podając ją w nieoczywistej formie, w zasadzie pełnisz rolę edukacyjną, przedstawiając klasyki i bardziej współczesne numery w nowych aranżacjach?
Zdałem sobie z tego sprawę po fakcie, po tym, jak zrobiłem historię amerykańskiego hip-hopu. Uświadomiłem sobie, że to ma moc. Zrozumiałem też, jaką wartość ma dla ludzi selekcja. Zwłaszcza w dzisiejszych czasach nadmiaru, kiedy jesteśmy totalnie przebodźcowani. Można się w tym wszystkim zgubić i zapomnieć, co było ważne, co miało znaczenie.
Potrzebujemy kuracji. A skoro mamy możliwości, to naszym obowiązkiem jest jej dokonanie. Oczywiście, nie ma szans na to, że ta selekcja będzie nieomylna i niech taka nie będzie. Ale piękne jest to, że dzięki niej możesz pomóc temu co wyjątkowe przetrwać.
Zwłaszcza że, nawiązując do wspomnianej Molesty, to, czego dokonali raperzy i nadal dokonują, to jednak jest ewenement.
Dla mnie niebywałe jest to, jak dobrze ta muzyka się zestarzała. Nadal brzmi świetnie. Nadal wypływa z serca i przyciąga. To budujące, że szczerość nadal jest w cenie. Sam nie jestem w stanie wyrazić, jakie towarzyszyły mi uczucia, kiedy zapraszałem moich idoli do tego projektu. I wiesz, chyba właśnie o to chodzi w życiu. O to, żeby mierzyć się z tymi naszymi marzeniami.
To, że w ogóle zająłem się historią polskiego hip-hopu, nie wzięło się z żadnej kalkulacji, tylko z mojej zajawki, z tego, jak bardzo się jarałem tą muzyką jako dzieciak. Część z tych, od których się zaczęło, praktycznie nie gra już koncertów. A nam się udało wskrzesić te emocje, przywrócić kultowe numery na scenę. Niesamowite. I kiedy coś kręci cię tak bardzo, po prostu czujesz, że musisz to robić. To daje niesamowitą radochę. Marzyłaby mi się jeszcze niejedna taka "niezałatwiona sprawa", którą zwyczajnie muszę zrobić.
Rozdział drugi Historii Polskiego Hip-Hopu rozegra się 16 września, ale już można zdobyć bilety na koncert na chorzowskim Stadionie Śląskim. Regularna sprzedaż ruszyła 9 grudnia. Bilety i więcej informacji o imprezie znajdziecie pod adresem www.historiahiphopu.pl.