Choroba Kasi Smutniak. Pokazała zdjęcie i wyznała, że...
Dla aktorki i modelki ciało jest narzędziem pracy. Jednak długo ukrywała swój prawdziwy wygląd. Dopiero po ponad 20 latach kariery przyznała się do bielactwa.
Kasia Smutniak jest rozpoznawalną we Włoszech gwiazdą ekranu. W wieku 15 lat rozpoczynała pracę jako modelka, aby kilka lat później oddać się aktorstwu. Na swoim koncie ma role m.in. w "Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie" i "Oni" nagrodzonego Oscarem Paola Sorrentino.
Mimo że dla wielu jest ikoną kobiecości, długo nie mogła zaakceptować swojego ciała. W dzieciństwie była chłopczycą i unikała strojów, które podkreślałyby jej kształty. Do dziś czuje się w nich niekomfortowo.
Smutniak: "Czuję się spełniona jak jestem mamą. Lubię nią być!"
- Nie czuję się dobrze w spódnicy czy na obcasach, choć wiem, że to głupie. Bo ta moja niepewność nie wynika z obawy, że mam za krótkie nogi czy niezgrabny tyłek, tylko z wdrukowanego w głowę przekonania, że jeśli włożę miniówę, to nie zostanę potraktowana serio, nie zostanę wysłuchana - wyznała w rozmowie z "Pani".
Uwierało ją to, że reżyserzy chcieli obsadzać ją w rolach modelek czy ponętnych kusicielek. Zwłaszcza, że na początku kariery miała problemy z zaakceptowaniem swojego wyglądu. Choć dziś śmiało przyznaje się do swoich kompleksów.
- Przecież każda kobieta je ma, tylko każda inne. Mam ci wymienić swoje? Proszę bardzo: cellulit, krzywe nogi, duże stopy i bielactwo - dodała.
Teraz uważnie przygląda się social mediom, które kreują trendy i sprawiają, że coraz młodsze dziewczyny nie są zadowolone ze swojego wyglądu i sięgają po filtry. Sama wymyśliła jeden z nich.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
- Postanowiłam stworzyć filtr, który pokazuje, jak na zdjęciu wygląda człowiek z bielactwem. A potem poprosiłam moje przyjaciółki, żeby przetestowały aplikację, i obserwowałam, jakie emocje wzbudziło w nich znalezienie się na chwilę "w mojej skórze", zobaczenie swojej twarzy z plamami - powiedziała.
Aktorka dopiero rok temu przyznała publicznie, że zmaga się z bielactwem. Przyznała, że boi się, iż choroba dotknie też jej córkę 16-letnią Sophie i syna 6-letniego Leona.
- Mnie zaakceptowanie tej dolegliwości, która cały czas się zmienia i może być przekazana moim dzieciom, bo jest chorobą genetyczną, zajęło aż 6 lat. To był długi proces, ponieważ bielactwo ma ogromny wpływ na postrzeganie samego siebie - zdradziła.
Ostatnie miesiące sporo zmieniły w życiu jej rodziny. Aktorka z dziećmi wyjechała na wieś, bojąc się skutków pandemii, która dotknęła jej znajomych. W tym czasie bardzo się do siebie zbliżyli.
- Dla mnie osobiście był to okres największej wolności w moim życiu. Wolności od myślenia o przyszłości, od planowania (...) Zdałam sobie sprawę, że mimo różnych, także trudnych doświadczeń, które spotkały mnie w życiu, jestem niezwykłą szczęściarą. Chociażby dlatego, że mam cudowną rodzinę i pracę, którą uwielbiam. Mam nadzieję, że to poczucie ze mną zostanie - podsumowała.