Katarzyna Kwiatkowska o przemocy w branży artystycznej. "Byłam narażona na spotkania z bestiami"
- Byłam narażona na spotkania z bestiami, czyli ludźmi, którzy korzystali ze swojej pozycji zawodowej, choć tak naprawdę niewiele znaczyli (...) - wyznała w najnowszym wywiadzie Katarzyna Kwiatkowska. Zdaniem aktorki, w rodzimej branży wciąż jest przestrzeń do nadużyć.
Zapoczątkowana kilka lat temu za oceanem akcja #metoo, a jakiś czas temu nagłośnione także w Polsce przypadki przemocy wobec studentów szkół artystycznych sprawiły, że nadużycia w aktorskiej branży przestały być tematem tabu. Także to, co dawniej uznawano za normalną część zawodu aktora, przestało być akceptowane. Zdaniem Katarzyny Kwiatkowskiej w wielu miejscach wciąż jednak można natknąć się na relikty przeszłości.
- Wydawało mi się, że już dawno się to zmieniło, ale potem miałam zetknięcie z takim "skansenem", w którym jeszcze funkcjonowały różne przemocowe działania. Jeden z kolegów powiedział mi, że już od siedmiu lat tkwi w takiej sytuacji. A na dodatek ma syndrom sztokholmski, bo lubi swojego kata - wyznała aktorka w rozmowie z Michałem Misiorkiem z serwisu Plejada.
Środowisko filmowe mówi „stop” przemocy na uczelniach
Katarzyna Kwiatkowska ukończyła warszawską akademię teatralną 25 lat temu. Jak wyznała, miała wtedy "miłą fuksówkę", ale prawdziwą "falę" przeszła później, na castingach, gdy starała się o pierwsze zlecenia.
- (...) byłam narażona na spotkania z bestiami, czyli ludźmi, którzy korzystali ze swojej pozycji zawodowej, choć tak naprawdę niewiele znaczyli. Ale, pewnie ze względu na swoje kompleksy, wyżywali się na mnie - wyznała aktorka, wspominając, że wielokrotnie umniejszano jej zasługi na przesłuchaniach, porównywano do lepszych, bardziej zaradnych kolegów czy krytykowano to, jak wygląda na zdjęciach.
Zdaniem Kwiatkowskiej, w tak trudnych psychicznie konfrontacjach pomogło jej silne poczucie własnej wartości wyniesione z domu.
- Po tym, jak to przeszłam, niewiele rzeczy robi już na mnie wrażenie - podsumowała 47-letnia Kwiatkowska.