Kolejne wątki w sprawie śmierci Chady. Na jaw wychodzą nieznane szczegóły
Okoliczności nagłej śmierci rapera wciąż wywołują duże emocje. Na jaw wychodzą nowe, szokujące wątki.
Sprawa śmierci rapera, pozornie jasna, okazuje się dość tajemnicza. Chada po wypadku (według świadków wyskoczył z okna hotelu na trzecim piętrze) został przewieziony ze szpitala w Mysłowicach do placówki zajmującej się zaburzeniami psychicznymi w Rybniku i to tam zmarł. Specjaliści wykluczyli, aby raper zmarł w wyniku interwencji policjantów, którzy go obezwładnili. Rzecznik szpitala także potwierdzała, że podczas procedur na izbie przyjęć nie miały miejsca żadne niestandardowe i odbiegające od normy zdarzenia. W sprawie jednak pojawiają się coraz coraz więcej zaskakujących szczegółów poprzedzających tragiczne wydarzenia.
Jak wynika z ustaleń "Gazety Wyborczej", 17 marca hospitalizowany Chada miał wpaść w szał i niszczyć szpitalny sprzęt. Do salowej krzyknął "Spier… bo cię zabiję", a następnie biegał po korytarzu i wzywał Jezusa. Personel szpitala natychmiast zdecydował się wezwać policję. W międzyczasie Chada zaczął uderzać balkonikiem o ścianę, a następnie uciekł do parku. Tam został schwytany i skuty w kajdanki, a następnie przewieziony do szpitala Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Rybniku.
To jednak nie wszystkie zaskakujące doniesienia. Przypomnijmy, że po śmierci Chady sprawdzono bowiem kosze na śmieci sali szpitalnej w Mysłowicach, gdzie przebywał raper. Znaleziono w nim woreczek z dziwną, zieloną substancją. Została ona przekazana policji w Katowicach, obecnie jest badana.
- Przypuszczamy, że Tomasz Ch. mógł dostać to w prezencie od dwóch kolegów, którzy odwiedzili go w szpitalu w sobotę. Teraz ich szukamy - powiedział jeden z oficerów policji. Według "Gazety Wyborczej" funkcjonariusze sprawdzają monitoring szpitala, czekają także na pełne wyniki badań toksykologicznych.