Miał 25 lat. To kolejny zamordowany raper w tym roku
Lil Yase był wschodzącą gwiazdą rapu z San Francisco. O śmierci 25-latka poinformowała jego wytwórnia Highway 420 Productions, nie podając przyczyny zgonu. Nieoficjalnie wiadomo, że padł ofiarą zabójstwa.
Mark Antonyyo Alexander, znany lepiej jako Lil Yase, zginął w nocy z piątku na sobotę w Kalifornii. Źródło TMZ podaje, że 25-latek po raz ostatni był widziany przez znajomych w studiu nagraniowym w Marin County (okolice San Francisco). Późnym wieczorem opuścił to miejsce, ale zapowiedział, że wkrótce wróci. Dwie godziny później pojawiła się wiadomość, że Lil Yase nie żyje.
Ciało rapera zostało znalezione w East Bay, około godziny jazdy samochodem od jego studia. Lil Yase w swoich kawałkach często rapował o broni i przemocy, ale znajomi podkreślają, że nie miał żadnych znanych wrogów.
Nie miał też beefu z żadnym raperem, które w USA często kończą się śmiercią jednej ze stron konfliktu.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Przypomnijmy, że to kolejna śmierć młodego rapera z USA, który zginął w 2020 r. w wyniku strzelaniny. W lutym ofiarą morderstwa padł 20-letni Pop Smoke. W czerwcu taki sam los spotkał Huey'a, autora hitu "Pop, Lock & Drop It", a niedawno pisaliśmy o śmierci King Vona.
26-letni raper z Chicago jeszcze w czwartek 5 listopada zapowiadał premierę nowego teledysku i zapraszał fanów na piątkową imprezę do klubu. Kilka godzin później już nie żył.