Koncert Orcheston w Warszawie: Muzyczne yin i yang z częściowo zmarnowanym potencjałem [RECENZJA]
Koncert Orcheston w Warszawie wyniósł czysto muzycznie branżę koncertową w Polsce na wyższy poziom. Mieszanka muzyki elektronicznej z żywymi instrumentami miała potencjał na ogromne show, który na Torwarze nie został jednak w pełni wykorzystany. I nie ma w tym żadnej winy muzyków.
Koncert Orcheston w Warszawie: Orkiestra i wokaliści na medal
Trzeba przyznać, że wykonanie aranżacji klasyków muzyki elektronicznej przez Orkiestrę Akademii Beethovenowskiej pod batutą Gromee’ego było dopracowane do perfekcji. Zagrano największe hity m.in. Tiesto, Armina van Buurena, Aviciiego, Swedish House Mafii, Roberta Milesa, Depeche Mode i wielu wielu innych. Ewidentnie nie chciano odwzorować efektów i energii z oryginalnych wersji. Cały zespół nadał utworom nowy charakter, nową duszę. Część dźwięków stała się bardziej subtelna, część zyskała większą energię, a jeszcze inne były zupełnie nową wariacją. Trzeba przyznać, że Orcheston zrobił coś całkowicie swojego, oryginalnego.
Istotny był też dobór wokalistów. Wszyscy podołali zadaniu. Gromee zaprosił tych, których dobrze znał, szanował, z którymi współpracował. Zaśpiewali m.in.Ania Dąbrowska, Reni Jusis, Kayah, Sarsa, Lukas Meijer, ale największym nazwiskiem okazała się… Beata Kozidrak. Niektórzy wprost przyznawali, że przyszli tylko lub przede wszystkim dla niej. "Diva polskiej sceny" – tak ją nazwał Gromee. I ten status potwierdziła w pełni. To ona porwała maksymalnie publiczność. Specjalnie zagrano też przebój Kozidrak "Upiłam się tobą".
DJ-dyrygent, orkiestra i piosenkarze stworzyli zgrabną całość, pełną harmonii i pozytywnej energii. Spisali się na medal. Dostarczyli nowych muzycznych wrażeń i doświadczeń.
Koncert Orcheston w Warszawie: Częściowo zmarnowany potencjał
Przeważnie większy koncert ma być show, które porwie głowy, serca, całe ciała. Nie inaczej było w wypadku Orchestonu. Co prawda wysoki poziom warsztatu muzycznego orkiestry i wokalistów został utrzymany, ale ma się wrażenie, że spodziewano się czegoś większego. Tego rozmachu nieco zabrakło, ale to nie jest wina ani Gromee’ego, ani Orkiestry Akademii Beethovenowskiej. Im nie ma czego zarzucać. Może jedynie to, że nie zagrali "L’amour Toujours" Gigiego D’agostino, a to jest klasyk nad klasyki muzyki elektronicznej.
Taki niespełniający oczekiwań efekt dała… sama publika. Przez pierwszą część koncertu nie mogli się wczuć w klimat, poczuć proponowanych aranżacji, nie reagowali żywiołowo. To nie była typowa opera czy filharmonia, żeby wyłącznie siedzieć i przyklaskiwać. Nawet jeżeli były tylko miejsca siedzące, to klimat wydarzenia zachęcał do tego, by chcieć "połączyć się" emocjonalnie z występującymi na scenie. Dopiero pod koniec dali się ponieść.
Organizatorzy też nie stanęli na wysokości zadania w jednej kwestii – promocja imprezy. Bez bicia przyznam się, że o koncercie dowiedziałem się w ostatniej chwili. Nie sprzedały się wszystkie bilety, ale powodem tego był zapewne nieduży rozgłos wydarzenia. Dobór miejsca też nie był najlepszy. Hala Torwar nie jest na tyle duża, by dodać wyjątkowości i epickości koncertowi i proponowanym brzmieniom. Gdyby to była łódzka Atlas Arena czy trójmiejska Ergo Arena, to pewnie wszystko byłoby jeszcze lepsze i z większym rozmachem.
Koncert Orcheston w Warszawie: Muzyczne yin i yang
"Wszyscy kochamy muzykę" – tak Gromee argumentował, wyjaśniając na wstępie, dlaczego zdecydował się na współpracę z orkierstrą. Muzyka ma łączyć, nie dzielić. Zarówno zwykłych ludzi, jak i pracowników branży, czy też same gatunki muzyczne. Ze wszystkiego można czerpać inspiracje. Gromee wyszedł z inicjatywą, jak na polskie warunki, bardzo świeżą, niekonwencjonalną. Choć Europa i świat były już świadkami takich aranżacji, np. Hardwell i Metropole Orkest na Amsterdam Music Festival w październiku 2018 roku. Pokazano muzyczne yin i yang. Choć scena EDM i instrumenty klasyczne to dwa różne światy, to mogą żyć ze sobą w zgodzie, symbiozie. Czerpią naprawdę spore korzyści z wzajemnego uzupełniania się.
Jeżeli Polska ma uczyć się o muzyce elektronicznej i nie określać jej stereotypowo „techniawą” i „łupanką”, to w taki właśnie sposób, jak pokazał w piątek Orcheston, nadając klasykom tego gatunku nową energię, charakter i duszę. Tego typu show mogłoby być więcej i w większych miejscach, a lepsza reklama na nieco większą skalę zrobiłaby tutaj więcej, niż się wydaje.