Krystyna Janda o sytuacji artystów. "Ostatnio są w naszym kraju pogardzani"
Krystyna Janda udzieliła obszernego wywiadu, w który opowiedziała nie tylko, jak sama radzi sobie w pandemii i jakie plany artystyczne ma przed sobą, ale także jak o przetrwanie walczą jej teatry. - To, co przeżywamy od marca, byłoby materiałem do napisania dramatycznej kroniki z czasów zarazy – mówi.
Krystyna Janda to artystka niepokorna, ale i niezłomna. Niezłomna w twórczych poszukiwaniach, pracy artystycznej i walki o teatr, szczególnie teraz w tak trudnym momencie dla kultury, jakim jest pandemia. Oba teatry Jandy, tak jak inne instytucje kultury, odczuły mocno zamknięcie. Walczą o przetrwanie. W najnowszym wywiadzie, który, jak zaznacza redakcja "Pani", powstał jeszcze przed ponowną decyzją o zamknięciu teatrów, opowiedziała, jak wygląda ta walka o przetrwanie w praktyce. Przede wszystkim nie jest łatwa ze względu na atmosferę wokół artystów w ostatnim czasie.
- Artyści są ostatnio w naszym kraju pogardzani, wyśmiewani, pomniejszana jest waga ich zasług… i kultury w ogóle. Sama tego doświadczam. Sposób, w jaki traktuje mnie obecna władza, mimo mojego dorobku, jest dla mnie policzkiem i upokorzeniem – wyznała bez ogródek w rozmowie z magazynem.
Mimo to, aktorka zaznacza, że ma wielką motywację, by pracować wciąż na wysokich obrotach i walczyć o Teatr Polonia i Och Teatr. Podkreśla, że starają się wciąż dostarczać widzom rozrywki na jak najwyższym poziomie, niosącą przesłanie, które pozostanie z nimi jeszcze na długo.
- Staramy się pokazywać przestawienia, które uczą tolerancji, otwartości, budują świadomość piękna, wartości życia i uświadamiają, gdzie żyjemy. To nasza misja społeczna, poza zapewnieniem rozrywki. Misja niedoceniana. Na szczęście jest publiczność, która utrzymuje nas, kupując bilety. Uważam, że to dowód uznania. Gdyby nie publiczność, zaszyłabym się w domu i zajęła wyszywaniem – dodała na łamach "Pani" przewrotnie.
Nie da się jednak ukryć, że całej branży nie jest do śmiechu, a cała sytuacja przypomina wręcz tragedię.
- To, co przeżywamy od marca, byłoby materiałem do napisania dramatycznej kroniki z czasów zarazy. Ale jesteśmy uparci. Planujemy przyszłość, mamy kilka alternatywnych scenariuszy na kolejne miesiące. To zasługa całego zespołu fundacji. Bez tych młodych ludzi, którzy tak szybko wszystko kojarzą, dzwonią, załatwiają, rozważają kolejne wersje zdarzeń, nie dałabym rady. To wymaga poza tym ogromnej odporności psychicznej, bo najpierw te plany powstają, potem się rozpadają i znowu trzeba je na nowo konstruować. Oni tylko zadają mi pytania, czy gramy, ile razy i kto zastąpi tych, którzy akurat zagrać nie mogą – mówiła w wywiadzie.
Janda nie kryje, że sytuacja finansowa jest trudna – była już wtedy, kiedy po raz pierwszy zamknięto teatry, a później otwarto dla ograniczonej ilości widzów – musieli sami dokładać do spektakli. Teraz, po kilku miesiącach trwania w półzawieszeniu jest jeszcze trudniejsza – gdy wokół rządowego projektu Funduszu Wsparcia Kultury (do którego wnioskowała o 5,8 mln zł, gdyż tyle wynosiły straty jej fundacji, a miała otrzymać 1,8 mln zł wsparcia) wybuchła prawdziwa afera. Mimo to o poddawaniu się nie ma mowy. - Ale gramy! Gramy! – zapewnia.