Krzysztof Krawczyk nie żyje, ale jego menedżer wciąż działa. A miał zostać zwolniony
Krzysztof Krawczyk zmarł w 2021 r. Przez wszystkie lata kariery solowej w Polsce, począwszy od 1974 r., jego menedżerem był Andrzej Kosmala. Ich relacje były problematyczne. Krawczyk chciał pozbyć się Kosmali i to nie raz.
Ostatecznie jednak do tego nie doszło, a Andrzej Kosmala jest faktycznie ciągle menedżerem nieżyjącego artysty. Razem z wdową, Ewą Krawczyk, zajmują się całą muzyczną spuścizną wokalisty, z wydawaniem kolejnych nagrań włącznie. Niestety, ostatnio aktywność Kosmali kojarzy się bardziej ze słownymi wojenkami z jednym z Trubadurów, Marianem Lichtmanem, i Krzysztofem Krawczykiem juniorem.
Motywem przewodnim sporu jest majątek po zmarłej legendzie, ale pojawiają się też wątki poboczne. Niedawno panowie pokłócili się o znikające z grobu Krawczyka pamiątki zostawiane przez fanów w trakcie cmentarnych pielgrzymek.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Marian Lichtman: "Pan Kosmala całe życie bał się zespołu Trubadurzy"
Wydawało się, że Kosmala i Krawczyk zawsze pozostawali dobrymi kumplami, ale była to najwyżej "szorstka przyjaźń". Po obejrzeniu filmu "Elvis", który opowiada o burzliwych relacjach między Królem a jego menedżerem, Kosmala przyznał, że ten problem nie jest mu obcy.
- Podobnie jak Elvis chciał zwolnić pułkownika Parkera, tak i Krzysztof próbował zwolnić mnie. I to trzy razy - zwierzył się Faktowi.
Elvis chciał rozstać się ze swoim opiekunem, bo widział w nim bezwzględną pijawkę, która wyssie z niego ostatnią kroplę krwi i będzie się nim żywić nawet po jego śmierci. W przypadku Krawczyka chodziło, ponoć, o coś innego.
- Krzysztof chciał zamienić mnie na nowszy talent, bo młodzież może dziś tak dużo, a co może starszy pan? - wspomina Kosmala, dodając, że wszyscy chętni, którzy się zgłaszali na jego miejsce sami rezygnowali po krótkim czasie.
- Trzeba zjeść beczkę śledzi i wypić hektolitry wódki, żeby takim artystą się zajmować - dodaje.
Panowie nie zawsze za sobą przepadali, ale jednak żyć bez siebie nie mogli. - To, że byliśmy w tym samym wieku, to była nasza siła. Dzięki temu łatwiej się nam było wzajemnie zrozumieć - zakończył Andrzej Kosmala.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Trwa ładowanie wpisu: instagram