Krzysztof Zalewski o całowaniu Ralpha Kamińskiego: "Absolutny spontan"
Krzysztof Zalewski otrzymał Fryderyka w kategorii "artysta roku". Odbierając statuetkę, namiętnie pocałował wręczającego ją Ralpha Kamińskiego. A potem wyrecytował fraszkę wymierzoną w partię rządzącą. - To był absolutny spontan — zapewnia Zalewski w rozmowie z Wirtualną Polską.
Krzysztof Zalewski, gitarzysta, kompozytor, wokalista, jest dziś zdecydowanie największym muzycznym bohaterem polskich mediów. Dla jednych dlatego, że podczas gali Fryderyków, najważniejszej nagrody muzycznej w Polsce, zgarnął kilka statuetek za swoją płytę "Zabawa". To nagrody m.in. w kategoriach: autor roku, producent muzyczny roku, kompozytor roku i najlepszy album z gatunku alternatywny pop.
Dla innych - za sprawą swojego brawurowego wystąpienia na scenie podczas odbierania jednej z nagród: najpierw czule pocałował wręczającego ją Ralpha Kamińskiego, a potem powiedział do mikrofonu krótką "fraszkę": "ci, co tak mówią, chyba mają rację / pięć gwiazdek, trzy gwiazdki i Konfederację". Pod szyfrem o gwiazdkach kryje się oczywiście mocne hasło jesiennych antyrządowych protestów ulicznych: "je**ć PiS".
Artysta na gorąco opowiada Wirtualnej Polsce o swoich wrażeniach z gali Fryderyków i koncertów w ramach trwającej właśnie letniej trasy.
Ralph Kaminski ocenia POCAŁUNEK z Krzysztofem Zalewskim: "Było BARDZO DOBRZE"
Przemek Gulda: Czy twój występ na gali Fryderyków to był pełen spontan, czy zaplanowałeś go wcześniej?
Krzysztof Zalewski: Absolutny spontan! Nie ukrywam, mocno zależało mi na nagrodzie w bardzo prestiżowej w moim odczuciu kategorii "autor roku", więc kiedy ogłoszono, że ją dostałem, byłem w prawdziwej euforii. Z radości pocałowałem Ralpha Kamińskiego, a potem — tak jak powiedziałem ze sceny — jako "autor roku" chciałem powiedzieć coś autorskiego, więc wpadła mi do głowy ta fraszka, wymyślona zupełnie na poczekaniu. A jeśli chodzi o jej treść... No cóż, mam wrażenie, że to, co powiedziałem, rozumie się samo przez się i nie trzeba tu już nic dodawać, ani komentować.
Masz wrażenie, że artyści i artystki powinni w tak jednoznaczny sposób zajmować stanowisko w sprawach politycznych czy społecznych?
Nie posunę się do stwierdzenia, że powinni. To są indywidualne decyzje, kimże jestem, żeby komuś cokolwiek narzucać albo mówić, co powinien robić. Mam wrażenie, że stanowisko w ważnych sprawach powinien mieć każdy zatroskany losami kraju obywatel i obywatelka. Niezależnie od tego, czy jest piekarzem, murarzem, sekretarką czy gwiazdą popu. Ale faktem jest, że my artyści możemy nasze poglądy prezentować na szerszym forum niż piekarze, murarze i sekretarki.
Docierają do ciebie jakieś reakcje na twoje słowa, które padły ze sceny?
Jasne, mnóstwo ludzi się do mnie odzywa. Ale raczej nie w sprawie tych słów. Tak jak mówiłem, mam wrażenie, że to, co powiedziałem, rozumie się samo przez się. Ludzie dzwonią i piszą z gratulacjami nagrody. A ja sam, nie ukrywam, byłem zachwycony samą galą i tym, że Fryderyki po różnych trudnych momentach, wróciły w glorii i chwale. To przecież wspaniałe, że były wręczane w tak uroczysty sposób, na pięknej, transmitowanej w telewizji gali z udziałem publiczności. W ostatnich latach niestety tak nie było. No i zachwyciły mnie niektóre występy podczas tej uroczystości.
Które?
Miałem ściśnięte gardło, kiedy Natalia Przybysz i Skubas śpiewali wiązankę przebojów Krzysztofa Krawczyka. Wielkim objawieniem był dla mnie Sobel. Wcześniej słyszałem może jakąś jego piosenkę w radiu, ale kiedy stanął na scenie i zaśpiewał, nie ukrywam, złapał mnie za serce. Spadły mi buty, poczułem się zagrożony! A tak serio: przyjemnie obserwuje się narodziny tak wielkich talentów. Cieszę się też, że doceniony został Mata. To kolejny przykład — bardzo młody, ale niezwykle błyskotliwy twórca.
Czym jest dla ciebie ta nagroda? Podsumowaniem pewnego etapu? Zobowiązaniem? Zachętą do pracy?
Wszystkim tym po trochu. Bardzo się cieszę, że doceniona została płyta "Zabawa", bo to rzecz dla mnie ważna. Ale myślę też o tych Fryderykach jako o nagrodach za wiele lat konsekwencji, wiele lat dochodzenia do dzisiejszej pozycji. Cieszę się, że ktoś to wszystko dostrzegł i uhonorował. I rzeczywiście: ta nagroda jest też ważnym impulsem, żeby pisać dalej, dalej grać. Muszę teraz udowodnić, że potrafię utrzymać taki poziom.
Jak wygląda twoje lato, w którym znów można grać koncerty?
Tak! Nareszcie. Korzystam z tego najlepiej, jak tylko mogę. Jestem cały czas w drodze, wpadam do domu tylko w poniedziałki i wtorki, przez całą resztę tygodnia gram. Tego lata mam zaplanowanych 70 koncertów w całej Polsce, co niezwykle mnie cieszy. Zaczynało się dość trudno: w czerwcu obowiązywało jeszcze sporo ograniczeń, graliśmy koncerty "na siedząco", w salach wypełnionych do połowy. Często decydowaliśmy się wystąpić dwukrotnie jednego wieczoru, żeby mogli nas zobaczyć wszyscy, którzy wiele miesięcy wcześniej kupili bilety na koncerty kilkakrotnie potem przekładane.
A potem?
Potem zaczęły się już występy plenerowe. I to jest jeszcze lepsze doświadczenie, bo w zasadzie nie różnią się one niczym od tych sprzed pandemii. To wspaniałe, bardzo przyjemne uczucie: móc dzielić ten czas z publicznością, śpiewać razem z nią moje teksty, bawić się i tańczyć. Traktuję to jako niezwykły przywilej. Nawet jeśli plecy bolą od wielu godzin w samochodzie, kiedy wychodzę na scenę i staję przed radosnym tłumem, dzieje się coś niezwykłego. Korzystamy z tego, póki można. Nie wiadomo, co się wydarzy jesienią. Niestety, mam świadomość, że jesteśmy — muzyka, teatr, kino — pierwsi do "odstrzału". Kiedy tylko uderzy czwarta fala, cała kultura może natychmiast zostać zamknięta. Cieszmy się więc, póki można!