Marcelina Zawadzka martwi się aferą podatkową. Prawie 2 lata temu usłyszała zarzuty
Marcelina Zawadzka była gwiazdą "Pytania na śniadanie", gdy usłyszała zarzuty związane m.in. z praniem brudnych pieniędzy. Szybko zniknęła z TVP i dopiero niedawno wróciła na antenę. Sprawa sądowa ciągle jest w toku i Zawadzka nie może jeszcze spać spokojnie. Na szczęście ma u boku mężczyznę, który we wszystkim ją wspiera.
Marcelina Zawadzka odniosła wielkie sukcesy jako uczestniczka konkursów piękności (Miss Polonia, Miss Universe Top 16), by później zdobyć sympatię telewidzów w "Pytaniu na śniadanie". Niestety dobra passa została przerwana w 2020 r., gdy Zawadzka została wmieszana w poważną aferę finansową. Sprawa ciągle nie jest załatwiona i spędza sen z powiek prezenterce.
- Marcelina martwi się tą aferą, ale na razie skupia się na życiu prywatnym. I jest szczęśliwa, że nie jest z problemami sama. Ma oparcie w Maksie - mówi informator "Rewii".
Tym oparciem jest Max Gloeckner, przedsiębiorca z Fryburga, którego Zawadzka pokazała ostatnio na Instagramie. Zakochani są razem od kilku miesięcy i jak twierdzą znajomi, to może być ten "jeden jedyny".
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Zawadzka ma jeszcze inny powód do radości. Po aferze finansowej zniknęła z TVP i przez długi czas można ją było "spotkać" jedynie na Instagramie. W końcu jednak dostała propozycję od Polsatu i tym sposobem od 17 stycznia prowadzi tam nowy program "Farma".
Przypomnijmy, że afera finansowa, która odbiła się na karierze Zawadzkiej wybuchła na początku 2020 r. Organy ścigania wykryły zorganizowaną grupę przestępczą, która dopuściła się działań mających na celu oszukanie Skarbu Państwa z tytułu podatku od towarów i usług oraz zalegalizowaniu środków pieniężnych pochodzących z tych przestępstw. Łódzka prokuratura przedstawiła wtedy zarzuty 17 osobom.
ZOBACZ TEŻ: Strzelanina i dramat w rodzinie Opozdy
Zawadzka nie była w tym gronie, czyli nie działała w grupie przestępczej. Oskarżono ją jednak o oszustwa skarbowe, fałszerstwo faktur i pranie brudnych pieniędzy.
Sama tłumaczyła, że jest niewinna, a wręcz padła ofiarą nieuczciwego kontrahenta i księgowego. Zawadzka twierdzi, że zapłaciła umówioną kwotę za "produkty modowe", których nigdy nie dostała. A później ta płatność została uwzględniona w księgach rachunkowych i deklaracjach podatkowych. Prezenterka "nie wiedziała, że tego robić nie wolno". Nie miała zresztą pojęcia o tym, co dzieje się w jej rachunkach, bo miała od tego księgowego, którego posądziła później o nieuczciwe działanie.