Marek Dyjak: ja i moja publiczność to ten sam gatunek człowieka - poturbowany
- Ktoś w rządzie proponował, żeby artyści się przebranżowili. Ale ja nie zamierzam. Zresztą, co miałbym robić, jak od 30 lat tylko śpiewam? – wyznaje Marek Dyjak. I wraca do koncertowania po blisko półrocznej przerwie.
Urszula Korąkiewicz: Jak pan przetrwał okres izolacji?
Marek Dyjak: Bardzo ciężko. To był pełen niepewności, bardzo przykry czas. Oczywiście spacerowałem, chodziłem na ryby… Ale ten czas jest zmarnowany.
Dlaczego zmarnowany?
Nic szczególnego wówczas nie powstało. A mężczyzna bez pracy czuje się zwyczajnie źle. Bez pracy czuję się niespełniony i słaby.
A jakie emocje wiążą się z samym powrotem do koncertowania?
Sierpień to tak naprawdę powrót po prawie półrocznej przerwie. Pierwsze koncerty, które zagrałem z płytą "Piękny instalator", były bardzo udane. To były świetne występy, bardzo fajna, kochana publiczność. I wszystko zostało wstrzymane przez koronawirusa. Mam bardzo dużą tremę, będę musiał się teraz na nowo wdrożyć i przyzwyczaić do koncertowania.
Zobacz wideo: Renata Przemyk gościem "Hardtalk - na ostro". Wyznała, czy może się utrzymać z muzyki
Trafiały się momenty zwątpienia? W związku z tym, że branża jest w trudnej sytuacji…
Ktoś w rządzie proponował, żeby się przebranżowić. Ale ja nie zamierzam. Zresztą, co miałbym robić? 30 lat wykonuję ten zawód. W moim przypadku to jest niemożliwe. Nie dałbym sobie rady z jakąś nową rzeczywistością, z nową pracą. To byłby dla mnie prawdziwy dramat.
Mówi pan, że odstaje od dzisiejszej rzeczywistości. Pana muzyka też?
Ja robię muzykę, która jest prosta, zwyczajna. Ale prawda, że rzeczywiście odstaje od tego, co się zazwyczaj robi w naszym kraju. Nawet kapele, które grają akustycznie, po pewnym czasie bardzo często zaczynają się stylizować na nowocześniejszy nurt. W efekcie robi się z tego papka i każdy gra to samo. Ja zawsze szedłem pod prąd. Mój przekaz jest bardzo prosty - nadaje się i do baru, i do teatru, i do słuchania wprost. Najlepiej, kiedy słucha się Dyjaka bezpośrednio ze sceny.
Co otrzymuje publika w tym bezpośrednim kontakcie?
Publiczność musi zostać zauroczona. Po to przychodzi. Trzeba jej opowiadać jakąś historię. Za każdym razem coś nowego, w nowy sposób. To jest zadanie artysty.
Mówi pan, że pana piosenki są o ludziach poturbowanych. I są właśnie dla nich?
Rzeczywiście jest to muzyka dla ludzi złamanych. Których spotkało nieszczęście w życiu, odrzucenie, izolacja. Ale każdy przeżywa to cierpienie zupełnie inaczej, bo cierpienie jest niewymierne.
Pan jest poturbowany? Co ma pan na myśli?
Życie osobiste. Moja przeszłość osobista jest pokaleczona. Nie tylko przez miłość, ale także przez specyficzne pojmowanie życia.
Czyli?
Od samego dzieciństwa odstawałem i świat widziałem trochę inaczej, to było powodem wielu nieporozumień i powodem silnego odczuwania samotności.
Ludzie z podobnym bagażem doświadczeń lepiej te piosenki rozumieją?
Odbiorca, który ma różne, często bardzo przykre doświadczenia, często jest uwrażliwiony na pewne rzeczy i zjawiska. Taki człowiek jest empatyczny, rozumie cierpiącego. Odnosi te historie sam do siebie. A moje piosenki są o relacjach damsko-męskich i trudnym, nieszczęśliwym życiu.
Ale mimo wszystko, o miłości. A skoro jest miłość, to jest nadzieja. I słychać to na "Pięknym Instalatorze".
Właśnie tak jest. Miłość jest podstawowym napędem każdego człowieka. Myślę, że jeśli nawet ktoś nie wie, że szuka miłości, to i tak podświadomie to robi. Niektórzy, po przejściu najróżniejszych życiowych smutków, zamykają się na ten świat. I właśnie tych zamkniętych ja próbuję na świat otworzyć. Otworzyć na los innych ludzi i to nie na tematy polityczne, bo ja się w takie rzeczy nie bawię. Otwieram na tematy, które wydarzają się pomiędzy mężczyzną a kobietą, które wydarzają się pomiędzy nami. Miłosne historie ludzi są nieraz tak smutne, że nie da się ich opowiedzieć, można na ten temat tylko zaśpiewać.
Otwiera się pan też przed fanami. Pana historia, m.in. o walce z uzależnieniem pokazuje, że można odbić się od dna i wrócić na prostą ścieżkę.
Ja się nie tylko odbiłem, ale wskoczyłem na trzecią ścieżkę. Doświadczenie nas zmienia. Chodzi o to, by zmieniało na lepsze. Człowiek, który przeżył dużo smutku, nosi w sobie też agresję. Nie ma co udawać, że tak nie jest. Ta agresja czasami się też pojawia w moim repertuarze, ale zmęczyłem się tym. Mam 45 lat, patrzę wstecz, próbuję uzasadniać niektóre rzeczy, próbuję je rozumieć. I będę to robić, dopóki mam osoby, dla których warto śpiewać. Będę jeździł z moją piosenką na ustach i będę śpiewał tym, którzy będą tego chcieli. I mam nadzieję, że to będzie trwało do końca moich dni.
Mówimy o kroczeniu zupełnie nową ścieżką. Co, a może kto, pomaga nią kroczyć?
Mi pomaga Bóg. Czuję się bardzo zaopiekowany przez Boga. Może zabrzmi to dziwnie, ale nigdy nie opuścił mnie w życiu. Opuszczali mnie ludzie, ja opuszczałem ludzi. To, co było piękne, stawało się smutne, ale w relacji z Bogiem staram się być Jego uczciwym wyznawcą. Chociaż nigdy mi się nie przedstawił. Nie należę ani do katolików, ani do żydów, ani do buddystów. Myślę, że to wszystko to jest to samo - możemy go nazywać różnie, ale przecież jest jeden. Dla wszystkich ludzi na świecie stanowi podobną historię.
Zdarza się tak, że fani podchodzą i mówią, że pan im pomógł?
Tak, dlatego pojawiają się łzy na widowni przy tych moich piosenkach. Ludzie biorą je do siebie i zdarza się tak, że mi dziękują, mówią, że przeżywanie sztuki im pomaga. To oczywiście dla mnie z jednej strony olbrzymia radość. Z drugiej - zdaję sobie sprawę, że ja i moja publiczność to w zasadzie ten sam gatunek człowieka. Też jestem poturbowany, jestem mężczyzną z odzysku, po przejściach.
Smutne, trudne emocje są bardziej inspirujące, jeśli chodzi o sztukę?
Są trudniejsze. Mógłbym robić muzykę, która byłaby łatwiejsza, i bawić się w zarabianie pieniędzy, ale mnie to nie interesuje. Życie musi się jakoś uzasadnić i zanim umrę, chciałbym jeszcze pośpiewać to, co prawdziwe.
Marek Dyjak: kompozytor, wokalista, jeden z najbardziej charakterystycznych głosów na polskiej scenie. W sierpniu wrócił do koncertowania. Jednym z jego przystanków na trasie było Olecko. To tam wystąpił 14 sierpnia podczas drugiej edycji Active Festival.