- Moją pierwszą reakcją na śmierć prezydenta była rozpacz wynikająca z bezsilności. Z tego, że chyba żyję w jakiejś złej baśni, w której zło wygrało i nastąpi teraz wieczna noc. Rozpacz szybko przeszła w gniew. Ktoś przecież doprowadził do tych zdarzeń – mówi Maria Peszek w rozmowie z Wirtualną Polską.
"Sound of silence" wybrzmiało podczas wiecu ku pamięci Pawła Adamowicza. Piosenka o człowieku w chaotycznym świecie. Myślisz, że cisza, to najlepszy komentarz do tego, co wydarzyło się w Gdańsku?
Z jednej strony cała uwaga powinna być skupiona na pamięci o Pawle Adamowiczu. Na jego śmierci. Cisza byłaby najszlachetniejszą postawą. A z drugiej strony, ludzie mają w sobie potrzebę nazywania swoich emocji. To przynosi ulgę. Osobiście zwątpiłam w krzyk. W to, że jest środkiem wyrazu, który może wpłynąć na ludzi. Długo go używałam w swojej twórczości, ale to się we mnie wyczerpało. Nie powiem ci dziś, co będzie najlepszym komentarzem - cisza, czy krzyk. Ja dziś czuję się bezsilna.
Wobec mowy nienawiści?
Parę lat temu, gdy zabierałam się za płytę "KARABIN" czułam, że już wtedy dzieje się coś niedobrego. Czułam, że absolutnie muszę o tym powiedzieć. Wprost nie mówiło się wtedy o mowie nienawiści. Ja krzyczałam. Bo przemoc i nienawiść zaczyna się od słów. W Polsce to się dzieje od wielu lat. Nienawiść kiełkuje na z pozoru niewinnych rzeczach. Bezsensowne wycinanie drzew, brak szacunku do zwierząt, potem dzielenie ludzi na gorszych i lepszych, pogarda dla mniejszości seksualnych, dla praw kobiet, forsowanie jedynego słusznego wzorca patriotyzmu opartego na martyrologii, czy straszenie imigrantem, czyli obcym.
"Słowa nienawiści prowadzą do masowych egzekucji" – śpiewałaś.
Dalej tak uważam. Dla mnie to, co stało się w Gdańsku, jest rodzajem "masowej egzekucji". Zginął jeden człowiek. Ale ten człowiek w Polsce stał się symbolem sprzeciwu wobec uprzedzeń rasowych i religijnych. Symbolem otwartości i tolerancji. Dlatego znaczenie tego morderstwa tego, gdzie go dokonano i w jakim momencie, jest dewastujące. Dla mnie ma to skalę "masowego mordu". Odczuwam to jako tragiczny moment, po którym nic w Polsce nie będzie już takie samo. Jak po 11 września w Nowym Jorku. Nie porównuję tych dwóch ataków. Ale skala zniszczeń w duszach ludzi jest moim zdaniem podobna.
11 września dalej rezonuje w amerykańskim społeczeństwie. Myślisz, że śmierć prezydenta będzie miała równie duże oddziaływanie?
Tak myślę i mam nadzieję na jakiś wstrząs. Ta nadzieja jest być może jedynym światłem w tej bestialskiej i bezsensownej sytuacji. Moją pierwszą reakcją na śmierć prezydenta była rozpacz wynikająca z bezsilności. Z tego, że chyba żyję w jakiejś złej baśni, w której zło wygrało i nastąpi teraz wieczna noc. Rozpacz szybko przeszła w gniew. Czysty, pierwotny. Dotyczył tego, że ktoś przecież doprowadził do tych zdarzeń. Są konkretne osoby współodpowiedzialne za to. Są ci, którzy wydali akty politycznego zgonu na Adamowicza i innych ludzi opozycji. Ci, którzy parę dni przed finałem WOŚP pokazali w telewizji "dobranockę". Jest też Radio Maryja, które bezkarnie sieje nienawiść, antysemityzm i agresję. Ktoś powinien wyciągnąć konsekwencje z tych poszczególnych działań. Gniew bierze się z bezkarności takich ludzi i instytucji. Gniew wzbiera w ludziach. Być może ta tragiczna sytuacja sprawi, że zrobimy pierwszy krok, by coś zmienić na lepsze.
Czy to jest dobry moment na wskazywanie winnych? Nie boisz się, że ten gniew tylko pogłębi podziały w społeczeństwie?
Jest wielka dysproporcja odnośnie tego, co jednym wolno robić i mówić, a drugim już nie. Jedyną osobą, która usłyszała wyrok o mowie nienawiści w tym kraju, jest Jerzy Owsiak. W ludziach budzą się demony, emocje szaleją. Trzeba się opamiętać zanim, jak ostrzegał kiedyś Lech Wałęsa, poleje się krew. To byłaby klęska Polski, klęska nas wszystkich, klęska demokracji. Bo śmierć jest po prostu beznadziejna i bezsensowna. Ale nie można też nie wyciągać wniosków i konsekwencji w imię fałszywie rozumianej żałoby i pojednania. Nie można bać się nazywać zła po imieniu i próbować z nim walczyć.
Na Facebooku przypomniałaś po śmierci Pawła Adamowicza inny swój tekst: "ile jeszcze litrów czerwieni, aż coś się zmieni?". Wiele osób zadaje sobie to pytanie.
Ja też nie wiem. Mam tylko smutną obserwację, że my Polacy jako naród, potrafimy się fenomenalnie jednoczyć w cierpieniu. Ale te chwile autentycznej bliskości są złudne i szybko mijają. Mam nadzieję, że ta chwila nie zrodzi tylko fermentu, ale spowoduje autentyczne zmiany.
Cytatów z twoich piosenek mogłabym przytoczyć teraz wiele. Weźmy np. "Bo nie jest tak, że zło/ To Putin czy Bin Laden/ Ty też w domu masz/ własny swój karabin". Co teraz czujesz, gdy twoje teksty wydają się dziś bardziej adekwatnym komentarzem do rzeczywistości niż trzy lata temu?
Smutek. W ogóle nie czuję satysfakcji. Gdy płyta się ukazała ["KARABIN" – przyp. red.], przez bardzo wiele osób była uważana za coś odtwórczego, nagranego na szybko, o popularnych tematach tylko po to, by powtórzyć sukces poprzedniej. Moja publiczność zrozumiała, co chciałam przekazać i kochała te płytę. Ale spotkało mnie też mnóstwo nienawiści i generalnie odbiór "KARABINU" w mediach był negatywny. Pisano, że za serio, że przesadzam i że w ogóle po co. Ci sami ludzie piszą teraz, że to była prorocza płyta, która minęła się z czasem i cytują jej fragmenty. Nie czuję satysfakcji. Raczej mam poczucie klęski, że nie udało się wtedy.
W mediach, które określić można jako prawicowe, skrócono twoją twórczość do kilku określeń: Żydówka, lesba, nienawidzi Polski. To też miało na ciebie wpływ?
Tak, bo dzisiaj pracuję jeszcze intensywniej. Szukam nowej drogi, nowej formy, może też nowego języka przekazywania emocji. Czuję, że tamta się nie sprawdziła. Wydałam płytę w 2016 roku o tym, co wydawało mi się, że wszyscy powinni czuć. A ludzie się z tego śmiali, zgłaszali ruchy "zdelegalizowania twórczości Marii Peszek". Ktoś mądry powiedział mi wtedy, że powiedziałam tą płytą prawdę o nas teraz. O Polakach. I że ludzie nie będą chcieli tego słuchać i mi tego nie wybaczą. I ten ktoś miał rację.
Anonimowe komentarze to jedno…
Niebezpiecznie robi się, gdy tą retoryką posługują się osoby ważne w państwie. Minister edukacji narodowej nazwała moje piosenki antypolskimi, a Jarosław Kaczyński mówił, że trzeba zwalczać takich artystów i takie postawy jak moja. Wydaje mi się, że to właśnie rządzący w pierwszej kolejności powinni powstrzymać się od takich komentarzy. To wyzwala w ludziach pokłady ciemności, ośmiela ich do czynów. Miałam całą masę "przygód" związanych z groźbami, ale nigdy z tym nic nie robiłam. Chociaż, gdy ktoś pisze, że należy mnie odstrzelić albo grozi spaleniem domu, to nie czujesz się komfortowo. Ja hejtu doświadczam w micro skali. Mogę sobie tylko wyobrazić, co przechodzi np. Owsiak. Wyobrażam sobie, jak to może być dewastujące.
A w micro skali dobrym wyjściem jest nie zgłaszanie gróźb?
Nigdy się na to nie zdecydowałam. Byłam skupiona za bardzo na swojej pracy i jakoś z tym żyłam. Pamiętam bardzo poważną rozmowę z moim ojcem i mamą. Oni się po prostu bali. Przychodziły do nich listy pełne nienawiści. To oni rozumieli, że muszę być ostrożna – także na koncertach. A ja byłam tak skoncentrowana na pracy, że nie zwracałam na to uwagi. Teraz rozumiem, że to nie było do końca profesjonalne.
Mówiłaś o tym, że szukasz teraz innej formy. Szukasz słów, by nie prowokować?
Myślę, że poważne tematy wymagają wyrazistej formy. Ostatecznie żyjemy w XXI wieku, gdzie jest natłok bodźców i trzeba być ultrawyrazistym. Uważam, że sztuka może sobie pozwolić na to, by używać słów skrajnych, drastycznych i prowokacji.
Znów zacytuję jeden z twoich ostatnich wpisów: "róbmy miłość a nie wojnę". Ale jak?
Drobnymi gestami. Od dawna stosuję tę metodę jako patriotka, którą się czuję. Przykład? Za każdym razem, gdy spotykam obcokrajowca na mieście, w urzędzie, to pytam, jak się u nas czuje? Czy może coś trzeba pomóc? To może są rzeczy, które są śmieszne, ale ja czuję się w obowiązku do wychodzenia z tymi gestami. Także dlatego, że wstydzę się za to, jak przybyszy traktuje rząd.
Doda zaapelowała do artystów z Polski, by razem zrobić coś dobrego i zorganizować wspólny koncert. To już tak w skali makro. Może to sposób, by "robić miłość"?
Każdy taki odruch jest dobry. Tak samo w przypadku akcji #muremzaowsiakiem, do której się przyłączyłam. Ważna rzecz, choć pojawiają się też głosy, że Owsiaka nie można namawiać do powrotu. Racja, nie można. Ale chodzi o coś innego, o wsparcie i pokazanie, że jesteśmy z nim w tym strasznym momencie. Wcale nie uważam, że jego decyzja jest klęską. To raczej przegrupowanie sił w walce ze złem. Poszukanie nowego języka, nowej formy. A stając za nim murem symbolicznie wysyłam mu energię i światło.
Stanęłabyś na scenie obok Dody i dołączyła do akcji artystów przeciwko mowie nienawiści?
Popieram inicjatywę, ale osobiście nie czuję się dobrze i nie odnajduję się w masowych działaniach. Moim zdaniem tylko zaangażowanie w 100 proc. byłoby uczciwe i autentyczne. Wolę działać z boku. Mam teraz taki moment, że nie koncertuję, a moje publiczne wystąpienia ograniczyłam do minimum. Jestem teraz w twórczym procesie i na tym się koncentruję. Ale trzymam kciuki i kibicuję z mojej samotni.