Mata: szpila w środek polskiej traumy
Młody raper śpiewający o niegrzecznych zabawach dzieci z najlepszych polskich domów wywołuje skrajnie różne uczucia. Jedni go kochają, inni kochają go nienawidzić.
Nie było takiego fenomenu na polskiej scenie muzycznej od czasu, kiedy kilka lat temu Taco Hemingway opublikował swoje pierwsze polskie piosenki i z dnia na dzień z anonimowego tłumacza w korporacji stał się gwiazdą pierwszej ligi polskiego rapu. Historia Maty jest dość podobna: wystarczyło kilka miesięcy i kilka piosenek, żeby nieznany wcześniej warszawski maturzysta zrobił hemingwayowskie "6 zer" - jego utwór w ciągu zaledwie kilkunastu godzin obejrzało kilka milionów osób.
On sam zaś trafił na pierwsze strony portali internetowych, nie tylko muzycznych zresztą, a nawet do głównego wydania telewizyjnych "Wiadomości". Choć w tych ostatnich nie pojawił się w kontekście, jaki najbardziej mógłby sobie wymarzyć: jego piosenka stała się ilustracją patologii w środowisku sędziowskim. "Patointeligencja" opowiada bowiem o niegrzecznych rozrywkach dzieci z dobrych domów, a sam raper jest synem prof. Marcina Matczaka, profesora prawa, znanego obrońcy niezawisłości sądów.
Zobacz: "Ręce opadają!". Jacek Sasin odpowiada Grzegorzowi Schetynie i Marcinowi Matczakowi ws. sędziów
Pokoleniowa zmiana w polskim rapie
To dziś jedna z najgorętszych, a zarazem najmłodszych gwiazd rodzimego rapu. Uosabia on moment niemal symbolicznej zmiany warty: to pierwsza tak ważna w tym środowisku postać urodzona już w nowym wieku.
W swoich pierwszych opublikowanych w internecie utworach raper wykorzystuje najnowsze trendy w światowym hip-hopie i śpiewa o zwykłych sprawach: trochę o szkole, ale bardziej o tym, co się dzieje po szkole. A dzieje się "grubo": to nie tylko picie piwa "na murku", ale też wciąganie narkotyków, rozbijanie się szybkimi samochodami rodziców, bezpruderyjny seks z koleżankami poznanymi w internecie.
Problem i powód rosnącego oburzenia polega na tym, że w piosenkach rapera robią to dzieci z najlepszych polskich domów: uprzywilejowane, pozbawione jakichkolwiek trosk, śmiało korzystające z bogactwa i majątku rodziców.
Życie, którego nie będą mieć
Gigantyczna popularność Maty jest oczywiście oparta na paradoksie i potężnym poznawczym nieporozumieniu. Tym samym zresztą, któremu swoją wielką sławę zawdzięcza Taco Hemingway. Chodzi o mechanizm aspirującego utożsamienia się z tym, o czym rapuje młody warszawiak. Jego słuchaczom wydaje się, że to piosenki o ich życiu, choć tak naprawdę to tylko piosenki o życiu, które chcieliby mieć, ale nigdy nie będą mieli, bo urodzili się nie w tym mieście i nie w tej rodzinie.
Popularność Maty tłumaczyć można też tym, że otwarcie i bez cienia zahamowań mówi rzeczy, o których oczywiście wszyscy wiedzą, ale jednak wolą o nich głośno nie mówić i się do nich nie przyznawać. Mata nie ma z tym żadnego problemu.
Dla jednych - tych, którzy robią to, o czym śpiewa - to uwalniające spuszczenie powietrza z nabrzmiałej tajemnicy, dla pozostałych - potwierdzenie, jak bardzo źli są ci inni. Ci, których z założenia nienawidzą, a jednocześnie zazdroszczą im i mają wobec nich gigantyczny kompleks niższości.
Tym samym jedną krótką piosenką młody raper wbił szpilę w sam środek polskiej społecznej traumy. Jedni będą go kochać, inni będą go nienawidzić. I już dziś wiadomo, że zapowiadana na połowę stycznia premiera debiutanckiego albumu młodego artysty, "100 dni do matury", będzie jednym z najważniejszych polskich wydarzeń muzycznych 2020 roku.
Matczakowie ustalają, że nie komentują
W ostatnich dniach atmosfera wokół rapera gęstniała niemal z godziny na godzinę. Licznik wyświetleń najnowszej piosenki w serwisie YouTube bił jak szalony - w poniedziałek w południe liczba odsłon przekroczyła cztery miliony. Pseudonim rapera zaczął się lawinowo pojawiać w serwisach internetowych i w mediach społecznościowych, przybywało kolejnych wiadomości, komentarzy, udostępnień.
Punktem krytycznym okazał się materiał w "Wiadomościach" TVP. Połączono tam rapera z jego ojcem, aktywnym krytykiem polityki obecnego rządu wobec sądów, a piosenka stała się "dowodem" na patologię w środowisku prawniczym.
W umówionej jeszcze przed emisją materiału TVP poniedziałkowej rozmowie, prof. Matczak nie zgodził się na żaden komentarz dotyczący tej sprawy. Wyjaśnił tylko, że w niedzielę wieczorem ustalili z synem, że nie będą komentować nawzajem swoich publicznych działań.