Matka staje w obronie Izabeli M. "Pieniądze były moje, córka je tylko przechowywała"
[GALERIA]
W mediach publikowane są coraz to nowe informacje dotyczące Izabeli M., która została zatrzymana przez policję. Prokuratura zarzuca tancerce "Tańca z gwiazdami" udział w zorganizowanej grupie przestępczej oraz uczestnictwo w 7 wyłudzeniach, w których poszkodowanymi są mieszkańcy Chin. Modelka spędzi w areszcie trzy miesiące, czekając na proces sądowy. Poszkodowani stracili kilka milionów euro. W mieszkaniu Izabeli M. znaleziono 230 tys. zł, które były przechowywane w skarpecie.
W niewinność celebrytki wierzy jej matka, która postanowiła wypowiedzieć się na ten temat w mediach. - To wszystko nieprawda. Pieniądze były moje, córka mi je tylko przechowywała. Pochodziły ze sprzedaży mojej działki - wyjaśniła w rozmowie z "Faktem" Ewa Mika-Jarocka. Co jeszcze wyznała?
Zaczęło się całkiem niewinnie
Izabela M. z mamą posiadają duży dom w Lublinie, który postanowiły wynająć. W 2015 r. zgłosili się do nich Chińczycy, którzy zaoferowali dobrą cenę. Zapłacili z góry, zanim jednak wprowadzili się do willi zostali zatrzymani przez policję.
- Zwolniono ich prawie natychmiast, dlatego byłyśmy pewne, że nie robią nic nielegalnego. Wyjechali, ale po pewnym czasie się znów do nas odezwali i poprosili o pomoc w wynajęciu następnego domu. Iza miała kontakty w biurach nieruchomości więc bez problemów wszystko załatwiła - wyznała Ewa Mika-Jarocka.
Iza służyła pomocą
Później celebrytka pomogła najemcom kupić meble, założyć w wynajmowanych nieruchomościach internet oraz organizowała transport obcokrajowców z lotniska. Jak relacjonuje tabloid, Izabela M. pomagała też przy wypłacaniu pieniędzy z bankomatu, co według śledczych jest dowodem działalności przestępczej.
- Nie dostawałyśmy za to żadnych pieniędzy. Płacono nam tylko za pomoc w znalezieniu domu na wynajem. To były kwoty w wysokości miesięcznego czynszu, czyli od 12 do 24 tysięcy złotych. To był dobry zarobek, więc dlatego się ich trzymałyśmy - wyznała Ewa Mika-Jarocka.
Pomówienia...
Podobno Chińczycy nie wpuszczali właścicielek domu do wynajmowanej nieruchomości, a pieniądze za czynsz i rachunki podawali przez ogrodzenie (ok. 20 tys. zł. przyp. red.). Pani Ewa wraz z córką nie widziały w tym nic dziwnego i przekonuje, że wraz z córką nie wiedziały o przestępczej działalności.
- Jerry twierdził, że są przedstawicielami firm spożywczych i robią rzeczy, których na Tajwanie nie można wykonać, a u nas są legalne. Córka często do niego dzwoniła nawet do Chin, bo tylko on znał dobrze angielski, a z innymi nie można było się dogadać - powiedziała mama celebrytki. - Nie zrobiłyśmy nic złego. Po prostu pomagałyśmy w wynajmie domów Tajwańczykom. Ani ja, ani moja córka nie wiedziałyśmy, czym oni się zajmują. Nie byłyśmy w żadnej mafii. A teraz ktoś, wiedząc, że Iza jest znaną osobą, chce zbić na tym kapitał i wrobić ją w przestępstwo - dodała.
Kobieta jest przekonana o niewinności córki. Innego zdania jest prokuratura, która postawiła Izabeli M. zarzuty, za które może zostać skazana nawet na 15 lat więzienia.