Musiało minąć sporo czasu, by Artur Rojek znów pokazał liryczne oblicze. "Zawsze taki byłem. Zawsze byłem romantyczny"
Niemal po trzech latach od solowego debiutu i płyty "Składam się z ciągłych powtórzeń" Artur Rojek postanowił pokazać fanom jeszcze bardziej liryczne oblicze. W towarzystwie orkiestry symfonicznej nadał nowy wymiar nie tylko utworom z ostatniego albumu, ale i tym z repertuaru Myslovitz. W rozmowie z nami opowiada o koncertowym wydawnictwie, planach na przyszłość, a także o pokładach nostalgii, za które tak pokochali go słuchacze.
Urszula Korąkiewicz, Wirtualna Polska: "Artur Rojek w NOSPR" to jeszcze bardziej liryczna odsłona twoich piosenek. Skąd wziąłeś pomysł na takie aranżacje i całą płytę?
Artur Rojek: Koncert w NOSPR (Narodowej Orkiestrze Symfonicznej Polskiego Radia, przyp. red.) to była część piątej i największej trasy koncertowej promującej "Składam się z ciągłych powtórzeń". Było to wydarzenie ważne dla mnie z kilku powodów: przede wszystkim wybitne sale koncertowe, oprócz NOSPR m.in. NFM i Filharmonia Szczecińska, współpraca ze znakomitym scenografem Borisem Kudlicką, który okazał się być moim fanem oraz współpraca z orkiestrą NOSPR, co w moim wypadku było nowością. Nigdy wcześniej nie występowałem z większym składem niż pięcioosobowy.
Chociaż od twojego odejścia z Myslovitz minęło sporo czasu, to nie da się tego tak do końca odciąć. Szczególnie że na nowej płycie jest kilka piosenek, które tworzyłeś z zespołem. Wspominałeś, że są dla ciebie wyjątkowo ważne. Dlaczego?
Okres pracy w Myslovitz jest dla mnie bardzo ważny i zawsze będę do niego wracał. To czas, który mnie mocno ukształtował, w którym zdobyłem ogromne doświadczenie i który sobie mocno cenię. Jestem co prawda w innym miejscu, decydując się na działalność solową, ale jako współtwórca całego repertuaru Myslovitz, czuję się częścią tych piosenek.
Co spowodowało, że wybrałeś te, a nie inne piosenki? W końcu napisałeś tyle pięknych utworów, gdybyś mógł wybrać więcej, na co by padło oprócz "Długości dźwięku samotności" i "Chciałbym umrzeć z miłości"?
W trakcie różnych tras koncertowych promujących mój solowy debiut grałem też i inne piosenki Myslovitz. Na koncert w NOSPR wybrałem "Długość dźwięku samotności", bo udało mi się ją ciekawie zmienić, a "Chciałbym umrzeć z miłości", bo ją bardzo lubię.
"Cucurrucucu Paloma" to przepiękny hiszpański standard. Czyżby z czasem Artur Rojek robił się jeszcze bardziej romantyczny? Nostalgia w końcu nigdy nie była ci obca.
Zawsze taki byłem i wcale się to nie pogłębia. "Cucurrucucu Palomę" pamiętam z dzieciństwa, kiedy nie rozumiałem jeszcze, co znaczy słowo "romantyczny". Śpiewał ją wtedy Julio Iglesias i była przebojem pokolenia mojej mamy. Wersja, którą śpiewam, była więc zainspirowana tym wspomnieniem i filmem "Porozmawiaj z nią" Almodovara. Tam "Cucurrucucu Palomę" śpiewa przy ognisku słynny brazylijski artysta Caetano Veloso.
Koncert w NOSPR, mimo nowych odsłon piosenek, to jednak prezentacja tego, co stworzyłeś i fani doskonale znają. Czy masz w sobie jeszcze głód tworzenia? Kiedy moglibyśmy się spodziewać regularnego studyjnego wydawnictwa?
Zajmuję się wieloma rzeczami oprócz komponowania i grania koncertów. Nigdy nie pracowałem szybko. Musi się we mnie dużo nazbierać, zanim zaczynam to wypuszczać na zewnątrz. Pracuję nad nową płytą i mam nadzieję, że coś nowego ukaże się w drugiej połowie następnego roku.
Jak w ogóle wspominasz koncert w NOSPR? Granie z orkiestrą Polskiego Radia musi być wyjątkowym przeżyciem. I czy od razu wiedziałeś, że to właśnie ten koncert trafi na płytę?
Wyjątkowo. Grałem w Katowicach, z którymi czuję się zarówno zawodowo jak i osobiście bardzo związany. Na sali byli moi fani, przyjaciele, moja rodzina. Zagrałem dwa koncerty jednego dnia. W sumie dla ponad 3 tys. osób. Czułem tremę, ale nie paraliżowało mnie to. Ten koncert był dużym przeżyciem. Kręciło mnie, że mogę zaszaleć w takiej sali. Zagrałem bezkompromisowo. Tomek Konior (architekt NOSPR) powiedział mi po koncercie, że było tak głośno, że obawia się, czy nie rozstroiłem mu sali. Więc tak, od razu zdecydowałem, że to właśnie ten koncert będzie rejestrowany.
Na tę, kolejną płytę kazałeś sporo czekać. To wynika z zapracowania, czy chciałeś by była po prostu perfekcyjna?
Wszystko wymaga czasu i zaangażowania. Tyle potrzebowałem, żeby być gotowym.
Wydaje mi się, że potrafisz w swoich piosenkach stworzyć taki rodzaj nostalgii, która trafia głęboko do serc fanów. Skąd bierzesz tę nostalgię? W końcu jesteś spełniony i prywatnie, i zawodowo.
Myślę że to suma genów, moich przeżyć i tego, że lubię ten stan.
Myślę też, że trudno o lepszą osobę, która wymyśliłaby Off Festiwal. W końcu zawsze chodziłeś własnymi ścieżkami, zawsze nieco z boku, nawet z Myslovitz różniłeś się od innych frontmanów, wycofany, a jednak magnetyczny. Odszedłeś z kapeli, a i tak fani poszli za tobą i zdobyłeś nowych. Dokąd zaprowadzi cię ta ścieżka? Co marzyłbyś jeszcze osiągnąć?
Chciałbym po prostu tego nie stracić.
Wiemy, że festiwale mają teraz niemało problemów. Czy Off ostatnio też borykał się z rzucanymi pod nogi kłodami?
Festiwal to bardzo złożona machina. Nie było edycji, która nie miałaby problemów. Przyzwyczaiłem się.
Off festival to swojego rodzaju paradoks. Niszowy festiwal, promujący bardzo niszową, offową muzykę stał się jedną z najbardziej popularnych letnich festiwali. To ogromny sukces, pamiętam jednak, że mówiłeś, że idealny OFF jeszcze nie powstał. Załóżmy jednak, że powstanie - jaki line'up by ci się marzył?
Nie rozmawiam o line-upie marzeń. Jak go ogłoszę, to wtedy ci powiem.
Powiedziałeś w jednym z wywiadów, że można byłoby się zdziwić muzyką, którą słuchasz. Czego w takim razie słuchasz dla samej przyjemności? Co mogłoby zaskoczyć twoich fanów?
Słucham dużo jazzu. Uwielbiam Coltrane'a, Davisa, Cheta Bakera, Monka, Mingusa, Billa Evansa, Dextera Gordona, Sonny Rollinsa i innych z lat 50. i 60. Jesienią słucham tego dużo. Lubię też free jazz: Ornette Colemana, Coltrane’a z czasów Impulse Records, Alberta Aylera czy Erica Dolphy’ego. Jak brakuje mi wrażeń, to ich gram. Bardzo lubię i jest w tym coś niesamowitego, bo to tak mocno wchodzi we mnie, że aż sam się temu dziwię, Mikaela Tariverdieva - jednego z najważniejszych kompozytorów filmowych w byłym ZSRR. Skomponował muzykę min. do "Siedemnastu mgnień wiosny". Muzyka z tamtego okresu i z tamtego kraju ma dla mnie jakąś pociągającą melancholię, która wchodzi we mnie po samo dno. Lubię dramatyzm Arvo Parta. Grałem jego muzykę przed swoimi koncertami. Szukam też muzyk, której nigdy nie słyszałem. Stąd moja uwaga skierowana na muzykę świata. Lubię też country i folk. I jestem fanem Sufjana Stevensa.
Ostatni czas nie jest łatwy dla artystów, wydarzenia polityczne praktycznie wymuszają na nich, żeby opowiedzieli się po jakiejś ze stron. Jak się w tym odnajdujesz? Czy twoim zdaniem artyści powinni zabierać głośno komentować politykę?
Każdy odpowiada za siebie. Ja publicznie wolę śpiewać swoje nostalgiczne piosenki.
Gdzie widzisz siebie w przyszłości? O czym jeszcze marzysz jako muzyk?
Chciałbym nagrać kolejną płytę. O tym teraz myślę i to jest moja przyszłość.
"Artur Rojek koncert w NOSPR" to zapis niecodziennego występu w niezwykłej sali koncertowej. 29 listopada 2015 roku w zjawiskowej sali NOSPR w Katowicach Artur Rojek wystąpił wraz ze swoim zespołem i Narodową Orkiestrą Symfoniczną Polskiego Radia. Na płycie znajdą się zarejestrowane na żywo utwory z autorskiego repertuaru Artura, ale także wyjątkowe covery przygotowane specjalnie na ten koncert i utwory z repertuaru kultowych grup Lenny Valentino i Myslovitz, których Artur był wokalistą i liderem. Premiera płyty 3 listopada.